Ryanair przetrwa kryzys kosztem pracowników, także w Polsce. „Znaczne redukcje godzin pracy i płatności”
Małgorzata Kulbaczewska-Figat
Zapaść branży lotniczej wywołana epidemią i zamknięciem granic uderzy w pracowników taniej linii lotniczej Ryanair, którzy dopiero w ostatnich latach zaczęli organizować się i bardziej zdecydowanie upominać o respektowanie swoich praw. Teraz polskie stewardessy i piloci linii dostają do wyboru: mocno zmniejszony czas pracy i mniejsze zarobki albo bezrobocie.
Formalnie nie są nawet pracownikami. Członkowie personelu pokładowego i lotniczego z samolotów Ryanaira zatrudniani są na zasadach „business to business”, czyli formalnie każdy z nich jest jednoosobową firmą świadcząca usługi dla innego podmiotu. Konkretnie spółki Buzz, oddziału grupy Ryanair odpowiedzialnego za Europę Środkowo-Wschodnią. Do tej pory w umowach mieli gwarancję 40 godzin pracy w miesiącu. Po zamknięciu granic i wielkim odwoływaniu lotów to niemożliwe. – W nowej umowie, stworzonej na potrzeby sytuacji kryzysowej, zmniejszono im czas pracy do 16 godzin. Pracownicy zostali postawieni przed bardzo trudnym wyborem: mogli zaakceptować nowe warunki albo rozwiązać umowę. Na decyzję dostali trzy dni – opowiedziała wrocławskiej Gazecie Wyborczej Paulina Puchała, przewodnicząca związku zawodowego personelu pokładowego.
Pracownicy z reguły nowe umowy podpisywali. Wiedzą, że nie mają wyjścia: innej pracy i tak nie znajdą, bo zwalniają niemal wszystkie linie lotnicze. Z drugiej strony wśród stewardess i pilotów jest wiele rozgoryczenia. Ryanair oczywiście ucierpi na kryzysie, ale jego dochody w poprzednich latach były na tyle wysokie, że wypłacanie postojowego nie zachwiałoby firmą. Mimo to koszty bez wahania zrzucono na pracowników. Do tego załogi obawiają się, że najgorsze przed nimi i że po przygotowaniu przez firmę letniej siatki lotów – w normalnych latach najgęstszej i najbardziej dochodowej – okaże się, że kilkaset osób traci pracę. Chodzi nie tylko o personel pokładowy i lotniczy, ale też pracowników centrum serwisowego Ryanair we Wrocławiu, gdzie pracownicy dostali do podpisania aneksy do umów z zapisem o zmniejszeniu wynagrodzeń o połowę.
Ryanair nawet nie kryje się z tym, że kryzysowy czas zamierza przetrwać, oszczędzając na ludziach. W oświadczeniu przesłanym GW co prawda zapewnia, że awaryjne rozwiązania wdraża we współpracy ze związkami zawodowymi (jeszcze dwa lata temu prezes Ryanaira nie chciał w swojej firmie żadnych związków), ale również wskazuje, że rozwiązania te to m.in. „wdrożenie szeregu opcji dobrowolnych urlopów, czasowego zawieszenia umów o pracę oraz znacznych redukcji godzin pracy i płatności”.