Site icon Portal informacyjny STRAJK

Sądy nie podważą za nas hegemonii prawicy

Druga edycja hajnowskiego marszu. Czoło pochodu, na banerze m.in. postać "Burego" / fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Zapadły wyroki w ostatnim z procesów ludzi, którzy 23 lutego blokowali marsz nacjonalistów w Hajnówce. Ten marsz, który wziął na sztandary najbardziej skompromitowanych żołnierzy wyklętych, tych, którzy mają na rękach najwięcej krwi. Uzupełnienia wymaga też słowo „blokowali”. Obecna na miejscu policja zadbała, by Obywatele RP, stojący i siedzący na trasie ryczącego nienawiścią pochodu, zostali na czas zniesieni, zepchnięci na chodnik, unieszkodliwieni. Ich białe róże rzucone na asfalt – 79 kwiatów jak 79 zamordowanych prawosławnych z Zaleszan, Zań, Szpaków i nie tylko – zdeptali kibole Jagiellonii, zgodnie z obecną modą mieniący się „prawdziwymi patriotami”.

Procesy blokujących były trzy, bo policja hojnie wnioskowała o kary. „Przeszkadzali niezakazanemu zgromadzeniu”, „zajmowali miejsce, którym rozporządza organizator”, „utrudniali ruch” – uznali funkcjonariusze. Sędziowie mieli różne zdania. Ośmioro obwinionych zostało uznanych za winnych i skazanych na grzywny (niskie); niemniej w uzasadnieniu stwierdzono, że blokowany marsz ma prowokacyjny, jątrzący charakter. Siedmioro sądzonych w odrębnej sprawie usłyszało: niewinni! A w uzasadnieniu: marsz ma charakter prowokacji, lepiej łączyć ludzi, nie dzielić. W trzeciej sprawie jedna z obwinionych została uniewinniona, inne – uznane za winne, ale bez wymierzenia kary. „Wyrok salomonowy” – pisze białostocka Gazeta Wyborcza.

Oczywiście, cieszy, że sądy rozeznały się w charakterze hajnowskiego marszu i że broniący słabszych nie zostali (przynajmniej nie wszyscy) „nagrodzeni” za swoje zaangażowanie grzywną. Nie było to wcale takie oczywiste, ostatnie lata pokazują, że to raczej ci od „Burego naszego bohatera” mogą spodziewać się pobłażliwości policji i wymiaru sprawiedliwości. Równocześnie jednak cała sprawa przypomina (po raz kolejny w ostatnich dniach!), jak wątłe podstawy ma zakładanie, że sądowe orzeczenia załatwią za nas rozwiązywanie społecznych patologii wygenerowanych przy poparciu i na pożytek rządzącej prawicy. Ryczących pseudopatriotów, wyliczających, kogo to zamierzają wieszać na drzewach, do regularnego maszerowania zniechęciłby najskuteczniej oddolny ruch sprzeciwiający się fałszowaniu historii i wychwalaniu faszyzujących organizacji. Tak samo, jak z patologiczną reprywatyzacją i równie patologiczną spekulacją na rynku mieszkaniowym walczą najskuteczniej nie sądy, a zrzeszeni i zdeterminowani lokatorzy.

Przed wyborami część działaczy tej odważniejszej lewicy, która mozolnie stara się działać na jednym i drugim polu, bez własnych mocnych środków masowego przekazu i w zasadzie bez pieniędzy, miała nadzieję, że parlamentarna, nawet umiarkowana reprezentacja, pomoże pobudzić takie ruchy. Kalkulowano, że socjaldemokraci, choćby ostrożni, jeśli dostaną stałe miejsce w przestrzeni publicznej, wprowadzą jednak do debaty publicznej sprawy, których prawica nie rusza, a na tym skorzystają także ci radykalniejsi, których program może się wkrótce okazać bardzo potrzebny, gdy prawicy skończą się pomysły na rządzenie. Po miesiącu prac parlamentu rachuby te wypada mocno zweryfikować. Jak dotąd najmocniejszymi gestami wsparcia Lewicy pod adresem ruchów lokatorskich i otwarcie socjalistycznych była zaciśnięta pięść Macieja Koniecznego, obecność tegoż na blokadzie eksmisji oraz niektóre wypowiedzi Włodzimierza Czarzastego o Polsce Ludowej. Gdzie zapowiadane przesuwanie dyskursu, wprowadzanie nowych tematów? Lewica raczej wybija sobie niszę w konflikcie lekko socjalnych konserwatystów z konserwatywnymi neoliberałami, dołącza do ruchów animowanych przez kogo innego (#wolnesądy!) niż narzuca własne narracje. Kontrexpose Zandberga? Mocne, ale już niedługo w kolektywnej pamięci pozostanie z niego jedynie uznanie, że lewak też sprzeciwiał się PiS. Jeden występ po prostu nie wystarczy.

Podobnie jak nie wystarczy, wracając do przykładu z początku tekstu, przyjechać w przyszłym roku do Hajnówki – chociaż ceni się i taką inicjatywę – a dodatkowo rzucić w wywiadzie propozycji zamknięcia IPN, by realnie przyczynić się do osłabienia symbolicznej hegemonii prawicy. Tu potrzebna jest praca długofalowa, wspieranie tych, którzy już starają się ją wykonywać i świadomość, że w którymś momencie będzie się miało przeciwko sobie także obecnych liberalnych chwilowych sojuszników. Innej drogi jednak nie ma. A jeśli lewica i Lewica się tej pracy nie podejmą, za kilka lat sądy już nie będą uniewinniać ostatnich odważnych stających na drodze neofaszystów. O ile ktokolwiek na tej drodze stanie, a nie zostanie zatrzymany zawczasu.

Exit mobile version