„Przestrzeganie prawa nie jest czymś, co pracownicy muszą negocjować” – powiedziała kilka dni temu unijna komisarz ds. społecznych Marianne Thyssen, co stanowiło ważny sygnał poparcia dla zatrudnionych irlandzkiego przewoźnika. Dziś kolejny dzień bitwy o godne warunki pracy. Solidarnie strajkują stewardesy i piloci z Niemiec, Belgii, Holandii, Włoch, Hiszpanii i Portugalii.
Łamanie prawa i nieprzestrzeganie standardów pracy musiało się tak skończyć. Ryanair został dzisiaj sparaliżowany masową odmową pracy. Jak podaje Airliners.de., tylko jeśli chodzi o połączenia z Republiką Federalną, wypadło dziś z rozkładu 133 rejsów, czyli prawie 40 proc. regularnych połączeń. Co ważne, nie odbyły się loty do Berlina, Kolonii, Duesseldorfu, Hamburga i Frankfurtu, a więc kluczowe połączenia do ważnych portów lotniczych. Odwołanych kursów ma być jeszcze więcej. Mira Neumaier z niemieckiego związku zawodowego Verdi zapowiedziała, że w całych Niemczech w ciągu całodobowego strajku skreślonych może zostać nawet 250 połączeń. W pozostałych krajach z rozkładu wypadło również ponad 3o proc. zaplanowanych lotów. Łącznie odwołanych ma zostać około 250 z zaplanowanych 2400 kursów lotniczych.
To jednak nie będzie ostatnie słowo zbuntowanego personelu. Związkowcy kreślą perspektywę strajku permanentnego, co byłoby dla firmy kompletną katastrofą. Przedstawiciele pracowników zaznaczają, że jest tylko jeden sposób, aby uniknąć gigantycznych strat – partnerskie rozmowy i zrozumienie dla postulatów zatrudnionych. – Będziemy walczyć dopóty, dopóki firma nie rozpocznie z nami mediacji – zapowiedział Ingolf Schumacher ze związku zawodowego pilotów Cockpit (VC). – Jeśli będzie to konieczne, dojdzie do kolejnych strajków – zaznaczył.
O co walczą pracownicy Ryanaira? Przede wszystkim – o wyższe płace. Osoba zatrudniona na pokładzie Ryanair zarabia zaledwie 4,99 dolara amerykańskiego za godzinę pracy. Członkowie personelu i piloci skarżą się również na ignorowanie praw rodzicielskich i zwolnień lekarskich, absurdalne kary związane z nieosiąganiem celów sprzedaży na pokładzie samolotu, kosztowne szkolenia, długie, 12-godzinne zmiany, niewystarczający okres odpoczynku miedzy nimi i brak wyżywienia dla członków załogi. Wreszcie problemem jest brak wynagrodzeń za godziny spędzone na lądzie w oczekiwaniu na start. Związkowcy domagają się też, by umowy o pracę opierały się o prawo danego kraju, a nie prawo irlandzkie, które jest mniej korzystne dla zatrudnionych.
Przedstawiciele personelu podkreślają, że strajk jest efektem wieloletnich zaniedbań na polu polityki płacowej i braku reakcji na ponawianie sygnały o niezadowoleniu pracowników z warunków pracy. – Każdego roku Ryanair robi miliardowe zyski, a bilet kosztuje średnio ok. 40 euro. Ktoś za to musi zapłacić. Personel lotniczy nie ma już dłużej zamiaru – mówił w środę w trakcie konferencji prasowej Markus Wahl, wiceszef niemieckiego związku Cockpit.
Władze spółki w odpowiedzi podjęły zintensyfikowane działania na rzecz wegenerowania jak najgorszego wizerunku strajkujących. Biuro prasowe Ryanaira bombarduje media komunikatami prasowymi, w których nazywa strajk „niepotrzebnym” oraz „niesprawiedliwym”, próbując szczuć pasażerów na pracowników, którzy walczą o złagodzenie wyzysku\
W odpowiedzi na masowy bunt Ryanair próbuje przeformułować swoją politykę zatrudnienia. Firma zapowiedziała, że każdy nowy pracownik będzie wykonywał obowiązki w oparciu o współpracę firma-firma. Takie rozwiązanie ma doprowadzić do erozji stałych miejsc pracy, w ramach których można przynależeń do związku zawodowego, a zatem wykluczyć strajki w przyszłości. Reorganizacja rozpoczęła się już w bazach na terenie Polski.
Ryanair to największe tanie linie lotnicze w Europie. Obsługują ponad 200 lotnisk w 37 krajach. Ryanair zatrudnia prawie 14,5 tys. osób. W bieżącym roku gospodarczym irlandzki przewoźnik odnotował obroty rzędu 7,15 mld euro i zyski w wysokości 1,45 mld.