Jest ostra reakcja na słowa premiera Węgier o tym, że „uchodźcy to problem niemiecki, a nie europejski”. Szef działu zagranicznego niemieckiego dziennika odpowiada Victorowi Orbanowi.
„To perfidna nadinterpretacja problemu” – pisze Stefan Kornelius, szef działu zagranicznego „SZ”. – „Premier rozdmuchuje ogień, który już płonie. Nie rozwiewa obaw, lecz podsyca je”. Komentator przyznaje, że Niemcy również przyczyniły się do eskalacji kryzysu migracyjnego. Wcześniejsze wypowiedzi kanclerze Merkel o tym, że Niemcy gotowe są przyjąć wszystkich potrzebujących pomocy, spowodowały nasilenie napływu uchodźców z Syrii. Tymczasem Niemcy nie są w stanie poradzić sobie same. „Niemcy ze swoją polityką imigracyjną są samotne i opuszczone; żaden inny kraj nie wykazuje podobnej gotowości do pomocy” – stwierdza Kornelius. – „Obecne tąpnięcie w europejskiej przestrzeni prawnej będzie miało fatalne skutki dla swobody poruszania się w UE, dla systemu ochrony granic, a przede wszystkim dla politycznego zaufania pomiędzy krajami UE. Rysuje się katastrofa, która pasuje tylko jednej osobie – premierowi Orbanowi”.
Węgrzy twardo stoją na stanowisku, że ich powinnością jest twarda ochrona unijnych granic przed naporem przybywających ze wschodu uchodźców. – Jesteśmy przerażeni – komentował na konferencji prasowej Orban szturm na dworzec Keleti. – Uchodźcy to problem niemiecki, nie europejski. Teraz mówimy o setkach tysięcy, ale w przyszłym roku będziemy mówić o milionach i to się nie skończy. Nagle zobaczymy, że na naszym własnym kontynencie jesteśmy mniejszością.
Premier Węgier całą odpowiedzialnością za kryzys migracyjny w Europie obarcza Niemcy i zbyt liberalną jego zdaniem politykę Angeli Merkel w tym zakresie. Jego zdaniem kwoty migracyjne deklarowane przez państwa Unii to iluzja, a ponadto „zaproszenie” dla większej liczby azylantów. Według Orbana większość przybywających do Europy to imigranci zarobkowi.
– Mamy różne doświadczenia. Wszystkie państwa mają prawo decydować, czy chcą mieć dużą liczbę muzułmanów u siebie. My nie chcemy i mamy prawo podjąć taką decyzję. Nie podobają nam się konsekwencje istnienia dużych muzułmańskich społeczności, jakie widzimy w innych krajach – powiedział polityk we wczorajszej porannej audycji radiowej.