„Dwa lata przed wybuchem syryjskiej wojny pojechałem do Londynu, oczywiście nie w sprawie Syrii, ale spotkałem tam wysokich funkcjonariuszy brytyjskich, wśród których było kilku moich przyjaciół, którzy powiedzieli mi, że coś się w Syrii szykuje. Brytyjczycy planowali inwazję tego kraju przez rebeliantów. Poproszono mnie nawet o przystąpienie do tego projektu, ale odmówiłem. Trzeba pamiętać, że wojna w Syrii była wymyślona i przygotowywana od dawna. Celem miało być obalenie syryjskiego rządu, gdyż jest antyizraelski. Jak mi powiedział premier Izraela – „spróbujemy porozumieć się z rządami wokół, a te, które nie zechcą, obalimy”. To polityka, to pewna koncepcja historii, dlaczego nie, ale dobrze to wiedzieć.” – mówił pięć lat temu na publicznym kanale telewizyjnym były francuski, socjalistyczny minister spraw zagranicznych Roland Dumas.
Syryjski rząd rzeczywiście nie jest przychylnie nastawiony do swego żydowskiego sąsiada, który od ponad półwiecza okupuje część kraju, jednak ta tajemnica poliszynela na temat politycznych źródeł obecnej wojny nie tłumaczy wszystkiego. „Światowość” tego konfliktu wynika z samej koncepcji działań, którą zaproponowali Brytyjczycy. Dumas mówił o tym, kiedy wojna w Libii była już zakończona. Ta druga była z kolei planowana w Paryżu, ale Francuzi, choć oczywiście postawili na lokalnych dżihadystów, od początku przewidywali interwencję NATO, więc rozbicie Libii i stworzenie tam niebywałego, trwającego do dziś chaosu było prostsze. Brytyjczycy również odnieśli sukces, gdyż nieszczęście w Syrii trwa już dłużej niż którakolwiek wojna światowa, ale pomysł, by wykorzystać do tego „islamską międzynarodówkę” (z ponad stu krajów) finansowaną przez Arabię Saudyjską i inne naftowe reżimy z Zatoki Perskiej oraz uzbrojoną przez NATO, prowadzi do konieczności wprowadzania korekt, bez których utrzymywanie pożądanego chaosu może zakończyć się porażką.
Z jedną z takich korekt mieliśmy do czynienia minionej nocy. Jej smutna śmieszność nie doprowadziła na szczęście do wybuchu wielkiego światowego konfliktu. W końcu oprócz obrony Armii Islamu czy ogólnego chaosu, chodziło w niej przede wszystkim o uratowanie twarzy, po tylu groźbach. Oskarżenia bez dowodów „uwiarygodniono” bombardowaniem za pół miliarda dolarów. W końcu dopóki Arabia Saudyjska płaci, nie ma problemu. Tak się składa, że natowski tercet, który dziś bombardował, bierze olbrzymie pieniądze za broń od Mohammeda ben Salmana, dyktatora Arabii. Odwiedził właśnie te kraje, uśmiechał się. Francuski prezydent Macron, humanitarny jak pozostała dwójka sprzedawców, miał np. poprosić, w imię cywilizacji Zachodu, by Saudyjczycy ogłuszali ludzi przed hurtowym ich ścinaniem? Nawet nie, bo saudyjski projekt społeczny, państwo islamskie w Syrii zaprzyjaźnione z Izraelem, jest też projektem sprzedawców. Nie może on się ziścić, ale skoro klient płaci…
Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, uznawane na Zachodzie za wiarygodne, mówi, że w syryjskiej wojnie zginęło ponad 100 tys. cywilów. Całkowita liczba zabitych wynosi ponad 350 tys., a olbrzymia większość z pozostałego ćwierć miliona to syryjscy żołnierze, broniący swego kraju przed dżihadystami i ich zachodnimi oraz regionalnymi sponsorami. Tu się kryje tajemnica porażki sprzedawców. Naród syryjski odrzuca saudyjsko-izraelsko-natowski projekt społeczny przewidziany dla Syrii, walczy o przetrwanie, płaci krwią za świecki kraj, w którym różne wspólnoty religijno-narodowe mogą współistnieć. To ta ludowa determinacja powoduje porażkę sprzedawców, której nie przysłoni żaden żałosny cyrk medialno-polityczny z chemią w tle. Zanim ci handlarze rozpętają kolejną wojnę, będą musieli zrobić jakąś przerwę. Jest więc jakaś pozytywna wiadomość tego dnia, dobrze to wiedzieć.