Od jakiegoś czasu uświadamiam PT Czytelników – na tyle, na ile pozwala zasięg naszego portalu – że rasistowskie i ksenofobiczne odruchy Polaków pod adresem uchodźców to coś więcej niż niesmaczne wygłupy. Nie chodzi o żadne „obawy” czy „trolling”, lecz o klasyczny nazizm -taki nawet nieszczególnie „neo”, lecz oldschoolowy, w stylu kolaboracji z hitlerowcami, Jedwabnego, szmalcownictwa itp. Wskazywałem na liczne przykłady zachowań grup i jednostek oraz ich wypowiedzi, czy stanowiska, które w sposób ewidentny korespondują z jakością polityczną hitleryzmu i porządku społecznego III Rzeszy. I cały czas spotykam się z idiotycznym wyparciem lub cynicznym śmieszkowaniem. Tymczasem nie ma mowy o żadnej przesadzie, nie mówiąc już o demagogii. Jeśli nie dość było dowodnych przykładów na poparcie moich wniosków, oto jeszcze jeden.
Pamiętacie opowieści o Polakach, którzy w czasie drugiej wojny światowej donosili okupantom o tym, iż sąsiad ukrywa żydowską rodzinę? Albo o tym że po okolicy kręcą się Żydzi i chowają się w pobliskim lesie? A przypominacie sobie może histeryczne reakcje polskich patriotów, którzy twierdzili, że to niemożliwe, że to mógł być jakiś kryminalny margines, że to antypolonizm, że to propaganda, że oto Żydzi kradną nam historię zamiast całować po stopach?
To teraz uważajcie!
W powiecie jeleniogórskim jest mała wieś – Janowice Wielkie. Wędrowała tamtędy gromadka ludzi o wyglądzie zgoła niepolskim. Była to grupa turystów z Malty, która wylądowała dzień wcześniej na lotnisku w podwrocławskich Strachowicach i ruszyła na zwiedzanie Kotliny Kłodzkiej. Gdy przechodzili jednak przez wspomnianą miejscowość, jej zajęci i na co dzień umęczeni siermięgą pracy na roli mieszkańcy, wzmogli pewien szczególny rodzaj czujności – i postawili na baczność lokalną policję i Straż Graniczną.
Funkcjonariusze szybko i sprawnie zainstalowali specjalne blokady dróg i wszczęli szeroko zakrojoną kontrolę tożsamości, a także przynależności rasowej, etnicznej i wszelkiej innej wszystkich osób w okolicy. „Szanowny Panie Gestapo, pilnie melduję, że po okolicy porusza się grupka żydków z plecakami i proszę, byście zrobili z nimi porządek, zanim odsączą krew moich dzieci i wnuków na macę” – alarmowaliby zapewne 60 lat temu mieszkańcy tej czy innej wsi.
We wrześniu A.D. 2015 pewnie przesłanie brzmiało inaczej, ale jego istota pozostaje taka sama. Mniej więcej coś w stylu: „Panie Posterunkowy, dookoła chodzą ci, co ucinają głowy, gwałcą kobiety, dzieci i zwierzęta. Ja mam trzy krowy, a sąsiad nawet owcę. Kobiety już zagoniliśmy do obory, żeby z widłami stanąć i na raz bronić całego inwentarza. Dzieci już Józek z całej wsi zbiera, starszym damy też tłuczek albo kosę i też będą się bić, ale jak te ciapate się obwieszą dynamitem, to co ja, Panie Posterunkowy, poradzę, no. Lepiej od razu ustrzelić, ubić na miejscu. Plecaki mają duże. Tam na pewno sporo tego trotyla mają czy innego łajna. A jak się co tam znajdzie smakowitego, Pan Posterunkowy rozumie, to się obdzielić można równo i sprawiedliwie. A czarni są tacy i źle im z oczu patrzy, że głowy będą siekać, jak Józek setki pije: jedna po drugiej, rąbie bez popity, aż do 10 kolejki. Panie Posterunkowy, to jak?”.
Tylko czekać – niestety, zapewne niedługo – jak w Polkach i Polakach odezwie się w końcu szeroka dusza kieleckiego, krakowskiego czy białostockiego pogromowca i nie będzie żadnych denuncjacji tylko egzekucje na miejscu. Obawiam się, że nawet wówczas i potem nikomu w okolicy nie będzie głupio, a pion prześladowczy w IPN zadba o to, by do tego zjawiska nie przykładano szczególnej staranności badawczej.