Ich kraj jest rezerwuarem taniej siły roboczej, z której korzystają zagraniczne koncerny. Wiedzą, że w innych krajach pracownicy zarabiają więcej. Dlatego przerwali pracę i nie zamierzają do niej wrócić dopóki dyrekcja nie spełni ich oczekiwań. Pracownicy fabryki Fiata w serbskim Kragujevacu walczą o lepsze jutro.
Wynagrodzenia w serbskim Fiacie są o ponad 40 proc. niższe od średniej pensji w zakładach koncernu w innych krajach europejskich. Obecnie robotnicy zarabiają ok. 312, 8 euro. Fabryka jest położona na peryferiach miasta, przez co dojazd do pracy jest czasochłonny i kosztogenny. W okolicy nie funkcjonuje komunikacja publiczna, zlikwidowana w wyniku cięć budżetowych.
Załoga Fiata domaga się natychmiastowego podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych i gwarancji ich stałego wzrostu w przyszłości. Pracownicy chcą zarabiać co najmniej 370 euro. To i tak mnie niż chociażby w zakładach koncernu w polskich Tychach. Zatrudnieni oczekują również, ze firma będzie pokrywać koszty przejazdów do miejsca pracy. Wśród postulatów są też podwyżki premii za 2017 i 2018 roku, Związkowcy argumentują, że fabryka przynosi stałe dochody i kierownictwo powinno podzielić się hojniej zyskami.
Pracownicy zaapelowali o pomoc do premier Serbii Any Brnabić. Niestety, zostali odprawieni z kwitkiem. Szefowa rządu oświadczyła, że nie ma możliwości wpłynięcia na dyrekcje prywatnej firmy oraz zaapelowała do związkowców o zakończenie strajku. Polityczka ostrzegła również, w typowo neoliberalnym stylu, że odmowa pracy może przynieść negatywne konsekwencje dla całej serbskiej gospodarki. Padły słowa o możliwym odpływie inwestycji zagranicznych.