Znany katolicki publicysta z jednej strony krytykuje naród za „konsupmcjonizm” i zamiłowanie do „słodkiego leniuchowania”, z drugiej ubolewa, że „tego dnia polska gospodarka płaci miliony”.
„1 Maja to nie święto komunistyczne, ale lewicowe, a do tego nawet Kościół, ustanawiając patronem tego dnia św. Józefa Robotnika, jakoś je usynowił i zaakceptował” – pisze Terlikowski dla „Rzeczpospolitej” i postuluje, aby polskie państwo przemyślało swoją strategię wobec czerwonych dni w kalendarzu.
Terlikowski proponuje, by zamiast świętować 1 maja, uczynić wolnym któreś ze świąt religijnych. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to zapewne chodzi o kościelną indoktrynację: „aż trudno nie zadać pytania, dlaczego świętowanie świąt religijnych ma gospodarce szkodzić, a 1 Maja nie? Czy chodzi o to, że zdaniem liderów polskiej gospodarki święta świeckie są lepsze od religijnych, czy może są jakieś inne powody?” – pyta retorycznie publicysta.
„Żeby wyjść naprzeciw ekonomistom, mam prostą, ale jednoznaczną propozycję (przy okazji narażę się tym wszystkim, którzy majówki lubią, cenią i korzystają w ich trakcie z odpoczynku). Otóż, jeśli rzeczywiście nie możemy wprowadzić do kalendarza dni wolnych Wielkiego Piątku albo drugiego dnia Zielonych Świątek, to może… zastąpić pierwszomajowe święto właśnie którymś z tych dni. Wtedy bilans ekonomiczny będzie się zgadzał (jeden dzień za jeden dzień), a nawet może będzie jeszcze lepszy, bo z kalendarza zniknie wówczas tzw. długi weekend majowy, który osłabia dynamizm gospodarki. A ludzie wierzący będą mogli normalnie poświętować rzeczy, które mają dla nich realne znaczenie!” – oto wywód, który z pewnością docenią aktualnie rządzący, wspaniały pretekst do dalszej „dekomunizacji” kalendarza.