Wielka Brytania powinna wesprzeć zbrojną interwencję w Syrii – powiedział były premier Tony Blair. Niegdysiejszy orędownik uderzenia na Irak pod wydumanym pretekstem teraz marzy o zrujnowaniu kolejnego bliskowschodniego kraju.
Były premier Wielkiej Brytanii jednoznacznie zasugerował, co powinna zrobić Theresa May, na antenie BBC Radio 4. – Jeśli Stany Zjednoczone podejmują działania, powinniśmy być gotowi, by iść razem z nimi – oznajmił. – W ubiegłym roku Amerykanie podjęli działania wojskowe, które miały powstrzymać te ataki [chemiczne – przyp. MKF]. Oczywiście, to dało jakiś efekt, ale teraz zdarzył się kolejny atak.
Blair nie tylko udzielał „dobrych rad” koleżance po fachu, ale i przekonywał, że brytyjskie uderzenie przeciwko rządowi syryjskiemu jest bardzo prawdopodobne, a rząd nie będzie musiał czekać na zgodę parlamentu w tej sprawie. – Nieinterwencja to też polityka, która ma swoje konsekwencje – podsumował.
Były premier został zapytany o interwencję w Iraku, którą niegdyś forsował. Nie dostrzegł w dawnych decyzjach czegoś szczególnie złego, chociaż powiązanie tamtej napaści z obecną sytuacją na Bliskim Wschodzie to oczywistość. Blair zauważył jedynie, że „interwenowanie to trudna sprawa”.
Wcześniej na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ reprezentanci Wielkiej Brytanii, razem z Francuzami i Amerykanami obarczyli Rosję i Iran winą za „użycie toksycznej substancji” we Wschodniej Gucie. Żądali, by powołano międzynarodową komisję śledczą, która zbada bieg wypadków, co w obecnej sytuacji strategicznej oznaczałoby wyciągnięcie ręki do dżihadystów z Armii Islamu (wspieranych zresztą przez amerykańskiego sojusznika, Arabię Saudyjską).
Donald Trump, zarzekając się, że USA nie może pozwolić na użycie broni chemicznej przeciw cywilom, obiecał, że podejmie kluczowe decyzje w temacie w ciągu 48 godzin. Wszystkie bazy i jednostki armii syryjskiej, jak podała agencja informacyjna DPA, na 72 godziny zostały postawione w stan najwyższej gotowości.