Site icon Portal informacyjny STRAJK

Z DNA – O szczęściu

flickr.com/rick

Udana transakcja, los na loterii, parę groszy w sam raz na piwo, czy spokój o byt dla siebie i najbliższych. Wszystko to pewnie można wrzucić hurtem do jednego worka pod nazwą – szczęście.

Każdy ma swoją koncepcję szczęścia. Poeci, pisarze czy filozofowie od wieków je definiują. Ubierają szczęście w piękne słowa, nie mogąc uporać się z istotą problemu. Zwykle są z tego powodu nieszczęśliwi i zgorzkniali.

Spotkałem znajomego – pracuje za granicą, jego żona też. Dzieci już odchowane. Mówi że czuje się spełniony. Teraz ma czas i może pozwolić sobie na rozrywki. Wyjeżdżają z żoną na 10 dni do Dubaju. Rozkłada ręce zadowolony i opowiada. Życie mu się poukładało. Cieszę się wraz z nim, bo to fajny chłop, mimo że dawno się nie widzieliśmy, kiedyś łączyła nas przyjaźń. Mówi, że jest szczęśliwy.

Ale ja wiem, że to ułuda. Tylko mu się tak wydaje. O prawdziwym szczęściu wiedzą jedynie nałogowcy. I to też nie wszyscy, tylko ci ciągowi. I nie da się opowiedzieć o nim bez egzaltacji.

Co to jest szczęście?

Kiedy jesteś złachany, w nieustającym ciągu alkoholowym, budzisz się i nie wiesz gdzie jesteś. Przez zapuchnięte oczy, niepewnym wzrokiem ogarniając otoczenie lokalizujesz, czy to jakieś mieszkanie, nora, piwnica, śmietnik, komórka… Zdziwiony, że jeszcze żyjesz.

flickr.com/Iwan Gabovitch

Ulga pojawia się zwykle wraz z rozpoznaniem miejsca. Ale to ulga dopiero, jeszcze nie szczęście. Gdy wzrok nabierze już ostrości, intuicyjnie odnajdzie stół, a na nim, wśród śmieci, brudu, robaków i całego syfu, jak diament błyśnie butelka – prawie pełna. Ręka drżąca, lecz pewna sięga jeszcze w niedowierzaniu, bo halucynacje nie są w tym stadium rzadkim zjawiskiem. Zdarzają się, gdy sen na zakładkę zachodzi na jawę. Jest. Czuć jej ciężar i chłód, ręka drży, lecz wlewa w szkło, jeśli akurat jest – a zwykle jest. Nawet najpodlejsze meliny dbają o szkło. Obtłuczone, wyszczerbione, popękane – nieważne, byle ze szkła. A potem w gardło, to jest do końca. Obok turlają się luzem niedopałki, calaki. To pierwsza faza szczęścia. Druga następuje, gdy alkohol zaczyna rozchodzić się po organizmie. Robi się miło, ciepło, błogo i spokojnie. Spokojnie palony papieros, w oczekiwaniu ekstazy. Nie wie, co szczęście ten, co tego nie zaznał. Niemożliwe, że ta pozornie krótka chwila, między otwarciem oczu a opróżnieniem butelki jest szczytem szczęścia? A jednak.

Potem jest już normalnie – proza życia. Trzeba iść i szukać następnej, zdobyć pieniądze, wyżebrać lub ukraść. Zwykle się to udaje, prawie zawsze się udaje. Ale to nie jest już szczęście, to jest już koszmar. Cena porannego szczęścia.

Exit mobile version