Związek Nauczycielstwa Polskiego poprosił w listopadzie, aby zrzeszeni w nim pedagodzy wypowiedzieli się co do najdogodniejszej dla nich formy protestu w przyszłym roku. Większość opowiedziała się za „psią grypą” czyli masowymi zwolnieniami, branymi wzorem policjantów. Wysoko została również oceniona opcja strajku podczas najważniejszych egzaminów np. matur lub na zakończenie szkoły podstawowej.
Ostateczna decyzja co do formy ogólnokrajowego protestu ma zostać podjęta 18 grudnia. Na razie zdecydowanie wygrywają masowe zwolnienia.
– Z ankiety, zarówno papierowej, jak i internetowej, wynika ogromna determinacja i chęć zrobienia czegoś, co spowoduje, że nauczyciele powiedzą: mamy dość tego upokorzenia, mamy dość deprecjacji naszego zawodu, choćby w aspekcie finansowym, mamy dość oszczędzania na edukacji i walczymy o godziwe płace – powiedział Sławomir Broniarz w radiu TOK Fm 6 grudnia.
Nauczyciele chcą wziąć przykład z policjantów, którzy w końcu wyszarpali od MSW upragnione podwyżki. W przypadku pedagogów miałoby to być 1000 zł. – To jest kwota, która w tej chwili stanowi rozbieżność między przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce a wynagrodzeniem brutto nauczyciela dyplomowanego – stwierdził szef ZNP.
Ale szefowa MEN, Anna Zalewska, zdaje się szczególnie nie przejmować faktem, że grupa zawodowa planuje z wyprzedzeniem protesty, które realnie mogą zakłócić szkolny kalendarz, czego konsekwencje poniosą także uczniowie i rodzice.
L4 lub strajk podczas egzaminów szkolnych – to najbardziej prawdopodobne formy protestu nauczycieli – wskazują na to niepełne wyniki ankiety @ZNP_ZG. Niewykluczone też, że forma będzie zależała od województwa@TOKFM_NEWS pic.twitter.com/CSy2LyLOyC
— Krzysztof Horwat (@horwatk) 5 grudnia 2018
– Ufam, że tak, jak nauczyciele przygotowywali dzieci do egzaminów, tak zwyczajnie z tymi dziećmi będą przy egzaminie. Pamiętajmy też o tym, że nauczyciele są w momencie egzaminu i sprawdzania egzaminu pracownikami Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. To jest osobna umowa – powiedziała w ramach komentarza.
Z obliczeń Związku wynika, że podwyżki, które Zalewska wdrożyła w kwietniu 2018, są praktycznie niezauważalne: pensja stażysty poszła w górę o 86 zł, nauczyciela kontraktowego 87 zł, mianowanego – 99 zł, a dyplomowanego – 117 zł.
Minister ociąga się również z wykreśleniem ze swojego rozporządzenia oprotestowanego przez środowisko zapisu o ocenach pracy nauczycieli, dokonywanych przez dyrektorów placówek. Dopiero od nowego roku znikną szczegółowe wskaźniki oceny pracy i wewnątrzszkolne regulaminy.
Nadal jednak wielu nauczycieli po prostu odchodzi z zawodu.
– Nastroje wśród nauczycieli są złe. Płace pedagogów są bardzo niskie w stosunku do zarobków, jakie dziś oferuje rynek pracy poza oświatą – mówił Broniarz na konferencji prasowej w połowie listopada. – Nie może być tak, że nauczyciel będzie należał do najgorzej zarabiających pracowników w naszym kraju, a jednocześnie rosną oczekiwania wobec tego środowiska. Nauczyciele mówią: albo wyższe płace, albo szukam pracy poza szkołą. I już to robią.