Polacy lubią rekonstrukcje historyczne, lubią przebierać się w historyczne stroje i odgrywać scenki swojego dawnego bohaterstwa. Teraz na przykład trwa rekonstrukcja historyczna antysemickiej akcji z marca 1968 roku. Za miesiąc pełna, pięćdziesiąta rocznica.
Obchody już trwają: Prawo i Sprawiedliwość, partia rządząca, 26 stycznia tego roku przegłosowała zmianę w ustawie o IPN wprowadzającą kary za pisanie o polskim udziale w zagładzie Żydów, a następnie uruchomiła kampanię nienawiści wobec osób i instytucji (przede wszystkim izraelskich), które przeciwko tej ustawie protestują. Jest znów jak w Marcu. Różnica taka, że dziś znacznie mniej jest w Polsce osób nadających do wypędzenia za bycie Żydem, nadających się do zwolnienia z pracy, zamknięcia w areszcie, wyrzucenia ze studiów, karnego wysłania do wojska, odebrania obywatelstwa.
Zasadą rekonstrukcji historycznej jest jednak umowność dekoracji przy realności emocji. Tak samo więc jak 50 lat temu, partia rządząca staje dzielnie naprzeciw izraelskiej i międzynarodowej kampanii zniesławień i niesprawiedliwych posądzeń, naprzeciw żydowskiej niewdzięczności, nie chcącej uznać całej Polski za Sprawiedliwą Wśród Narodów Świata Ratującą Żydów. Staje partia naprzeciw żydowskiej złej woli, odmawiającej Polsce wielkiego, największego drzewka w Jad Waszem, oskarżającej fałszywie Polskę o niemieckie zbrodnie, do których Polacy jakoby nie przyłożyli ręki. W marcu 1968 roku, w przeddzień okrągłej 25 rocznicy powstania w getcie warszawskim, tak jak dziś w publicznej telewizji i w propaństwowych gazetach występowali panowie sugerujący izraelskim agentom zwrot paszportów i wyjazd z kraju, i jak dziś figura pomocy Żydom i jerozolimskich drzewek pozostawała w centrum narracji mającej bronić Polskę przed Izraelem.
Odruch inteligentów
Jak i poprzednio jednak, najważniejsze dzieje się nie w telewizyjnym studiu i w gabinecie premiera Morawieckiego, ale w reakcjach demokratów, opozycjonistów i aktywistów. To proces właściwie najważniejszy – bo polski antysemityzm to nie plemienny odruch ciemnych klas robotniczych, którym zabrakło światłego przykładu; polski antysemityzm to odruch nowoczesnych, demokratycznych inteligentów, którzy w zaciszu domowym kulturalnie dyskutują o historii, a publicznie opowiadają o potrzebie i sposobach obrony dobrego imienia Polski. Jeszcze raz – identycznie było w roku 1968. Członkinie miejskiej klasy średniej, uczestnicy protestów studenckich, masowo produkowali wówczas ulotki nawołujące do obrony wolności przekonań i wolnego słowa, ale ulotek potępiających antysemicką akcję nie drukowali prawie wcale. Helena Datner relacjonuje: „ja nie pamiętam, żeby było takich [ulotek] wiele. Zwykle potępia się w nich i antysemityzm, i syjonizm; prosta kalka marcowej propagandy. Może była jedna [ulotka] czy dwie, m.in. z mojego Wydziału Filozoficznego, gdzie się potępia tylko antysemityzm. Obrona żydowskich kolegów to nie było coś, czym ruch studencki był wtedy zaprzątnięty”.
Takie było ówczesne stanowisko i przekonanie opozycji pozaparlamentarnej, bo była też parlamentarna, czyli katolickie koło poselskie „Znak”, w składzie: Tadeusz Mazowiecki, Konstanty Łubieński, Stanisław Stomma, Janusz Zabłocki, Jerzy Zawieyski. W imieniu koła „Znak” Jerzy Zawieyski wygłosił 10 kwietnia 1968 roku znane przemówienie sejmowe, w którym bronił demonstrujących studentów i Stefana Kisielewskiego, niedługo wcześniej pobitego przez „nieznanych sprawców”. Przemówienie było odważne i kosztowało Zawieyskiego stanowisko, a następnie zdrowie i życie. O antysemityzmie nie było w nim jednak mowy, tak samo jak w żadnym innym ówczesnym wystąpieniu parlamentarnym polskich katolickich opozycjonistów. Może z wyjątkiem przemowy posła „Znaku” Konstantego Łubieńskiego, który następnego dnia, 11 kwietnia, zadeklarował w imieniu kolegów: „pragniemy wypowiedzieć się tylko w jednej sprawie. Podobnie jak wszyscy Polacy, potępiamy kampanię prowadzoną za granicą, oskarżającą Polaków o współudział w eksterminacji narodu żydowskiego, ale przypominam – Wysoka Izbo – że jedyna książka zawierająca dokumentację pomocy udzielanej w czasie okupacji Żydom przez Polaków ukazała się właśnie w naszym wydawnictwie «Znak». Powtarzam: W innych sprawach tu poruszonych, w zaistniałej w tej sali atmosferze, pozostaje nam tylko milczeć”.
Byłoby lepiej, gdyby milczeli i w tej sprawie. Zamiast tego przedstawiciele światłej i odpowiedzialnej inteligencji polskiej pomachali z sejmowej trybuny książką W. Bartoszewskiego i Z. Lewinówny „Ten jest z ojczyzny mojej: Polacy z pomocą Żydom, 1939-1945” i stanęli w obronie Polski przed „niesprawiedliwymi oskarżeniami o współudział w Holokauście” pod rękę z Mieczysławem Moczarem, Władysławem Gomułką i Ryszardem Gontarzem. W tej jednej tylko sprawie. Bo tylko w sprawie antysemityzmu i obrony przed Żydami była i jest w chwilach kryzysu w Polsce całkowita zgoda.
Naród odpowiedzialności nie ponosi
Jak zgoda ta wygląda dziś? Dziś posłowie i posłanki Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej głosują za przyjęciem nowelizacji ustawy o IPN penalizującej publikacje o Zagładzie, albo też, podobnie jak dwa tygodnie wcześniej w wypadku głosowań nad zakazem aborcji – wstrzymują się od głosu (dziękuję Annie Zawadzkiej za zwrócenie uwagi na te dane – ustawa o IPN; Platforma Obywatelska – za ustawą: 2 osób, przeciw: 0 osób, wstrzymało się 116; Nowoczesna – za ustawą: 5 osób, przeciw: 2 osoby, wstrzymało się 13). W 4 dni po przegłosowaniu ustawy w Sejmie partia Nowoczesna nie protestuje przeciwko wprowadzanym właśnie ograniczeniom wolności słowa i badań naukowych, wystosowuje za to zapytanie do Polskiej Fundacji Narodowej, rządowej agencji mającej „promować Polskę w świecie”, żądając wyjaśnień, czy PFN odpowiednio broni Polski przed zagranicznym zniesławieniem. Konkretnie Nowoczesna zapytuje o to, „jakie działania podjęła Polska Fundacja Narodowa (…) w celu zwalczania zwrotu «polskie obozy śmierci»?” i czy „Polska Fundacja Narodowa przyjęła strategię walki ze zwrotem «polskie obozy śmierci»?”.
Platforma Obywatelska w tym czasie publikuje natomiast w internecie filmik zatytułowany „Polacy w akcji ratowania Żydów w trakcie II wojny światowej” (autorzy piszą: „Polacy to wielki Naród, który ma wspaniałą kartę w ratowaniu Żydów w trakcie II Wojny Światowej. Historia Polski to powód do dumy! Mówmy o tym głośno!”). Na lewicy bez różnic: Partia Razem 2 lutego zamieszcza w internecie deklarację żądającą od prezydenta Dudy zawetowania ustawy o IPN i stwierdzającą, że „ani państwo polskie, ani Polki i Polacy jako naród nie ponoszą odpowiedzialności czy współodpowiedzialności za Holokaust. Polskie Państwo Podziemne i rząd Rzeczypospolitej na uchodźstwie nie akceptowały kolaboracji z niemieckim okupantem. Możemy być dumni z wielu Polek i Polaków, którzy z poświęceniem ratowali swoich współobywateli żydowskiego pochodzenia. Tym bardziej jednak należy z otwartą przyłbicą skonfrontować się z przypadkami, kiedy konkretni członkowie narodu polskiego przykładali rękę do Zagłady.” Razem pisze też, że „Armia Krajowa skazywała szmalcowników na śmierć.”
Trzeba powiedzieć, że odrobinę dziwi sięgnięcie przez Razem po kategorię narodu jako narzędzia opisu historycznego – tym bardziej, że kategorii tej partia używa do rozróżnienia pomiędzy „Polakami jako narodem” gdy potrzebna jest obrona „dobrego imienia Polski”, a „konkretnymi członkami narodu” gdy przychodzi do opisu win – opisu zresztą niezgodnego z rzeczywistością. „Przykładali rękę” do Zagłady nie tylko „pojedynczy” Polacy, ale członkowie całych formacji cywilnych i mundurowych, w tym kolaboracyjnej polskiej policji „granatowej”, administracji lokalnej i ochotniczych straży pożarnych[ref]Jan Grabowski, „”Ja tego Żyda znam!”Szantażowanie Żydów w Warszawie, 1939-1943”, Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa, 2004, s. 16, 55. [/ref]. Mowa o dziesiątkach tysięcy osób. Armia Krajowa skazała zaś w Warszawie na śmierć w sumie aż 9 szmalcowników, przy łącznej ich liczbie 3 do 4 tysięcy. Rzeczonych dziewięciu skazano nie za samo szmalcownictwo, tylko przede wszystkim za równoległą pracę na rzecz gestapo[ref]Dariusz Libionka, „Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie”, Państwowe Muzeum na Majdanku, Lublin, 2017, s. 255.[/ref]. Państwo Podziemnie zajęło się szmalcownikami zresztą dopiero pod koniec 1943 roku, gdy getto warszawskie było już wypalone i puste, a jego więźniowie wymordowani. Jan Grabowski pisze, że „szmalcownicy unikający styczności z podziemiem i z Niemcami nie musieli się obawiać karzącej ręki podziemnego państwa.”[ref]Jan Grabowski, „Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942-1945. Studium dziejów pewnego powiatu”, Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa, 2011.[/ref]
Sny o dobrym imieniu
Czepiam się faktograficznych szczegółów, ale nie chodzi tu przecież o fakty historycznie, dobrze już zresztą opisane. Odtwarza się rytuał polskości, której fundamentem jest zgoda pomiędzy najbardziej od siebie politycznie i ideologicznie odległymi środowiskami i ugrupowaniami: nie tyle zgoda na antysemickie wypowiedzi – bo przeciwko nim protesty trwają – ale zgoda na poznawczą redukcję antysemityzmu do roli czynnika oddolnego, przypadkowego, chaotycznego. Na mocy tej zgody osoby i środowiska uznające się za krytyków nacjonalizmu przestają dostrzegać, jak silnie struktura polskiego antysemityzmu obecna jest w fantazjach na temat „obrony dobrego imienia”, „dumy z polskich Sprawiedliwych” i „zwalczania pomówień wobec Polski”. Więcej: owe osoby same tym językiem mówią. Tymczasem to właśnie te fantazje odpowiadają za trwanie antysemickiego mechanizmu polskiej kultury, na mocy którego nic nie wytwarza polskiej tożsamości zbiorowej i wyobrażeń o polskiej nowoczesności tak skutecznie jak czynność obrony przed Żydem, fantazmatycznym obcym. Nie jest to być może jedyny mechanizm wytwarzania polskiej tożsamości, ale jak żaden jest on wielokrotnie sprawdzony, niezwykle skuteczny i dość stary, o metryce sięgającej co najmniej czasów Stanisława Staszica, w którego pismach chyba po raz pierwszy perspektywa modernizacji i postępu zazębia się z postulatem walki z Żydami jako fundamentalnym zagrożeniem.
Mechanizm ten powraca z wielką regularnością w formie publicznego rytuału, podczas którego elitarni, większościowi dysponenci dyskursu antysemickiego uruchamiają bezkarnie językową i fizyczną przemoc, gdy tymczasem ich formalni oponenci i krytycy w najgorszym razie przyłączają się do dzieła nienawistnej modernizacji, a w najlepszym patrzą uparcie w inną stronę, nieśmiało przytakując agresorom. Z tego kulturowego fundamentu bierze się łatwość, z jaką skądinąd absurdalne postulaty „obrony dobrego imienia”, „polskiej racji stanu” i „dumy z polskiej historii podczas Zagłady”, czy też zupełnie nieistniejące wizerunkowe zagrożenie „polskimi obozami zagłady” – przedostają się do narracji komunikowanych przez środowiska i grupy dalekie od nacjonalistycznej prawicy. Stąd bierze się też uparte nawracanie mitu polskiej niewinności, stąd bierze się odruch relegowania winy na izolowane jednostki, i poszukiwania powodów do dumy tam, gdzie jest ich najmniej. Stąd bierze się mit polskiego antysemityzmu jako chłopskiego reliktu, atawizmu, atrybutu klas ludowych. Tak materializuje się wąska kładka[ref]Pojęcia „wąskiej kładki” użył Jan Karski w pierwotnej, nieocenzurowanej jeszcze przez polski rząd w Londynie wersji swojego raportu z 1940 roku. Karski pisał: „Rozwiązanie kwestii żydowskiej przez Niemców – muszę to stwierdzić z całym poczuciem odpowiedzialności za to, co mówię – jest poważnym i dosyć niebezpiecznym narzędziem w rękach Niemców do »moralnego pacyfikowania« szerokich warstw społeczeństwa polskiego. Oczywiście byłoby błędnym przypuszczać, że tylko ta sprawa będzie skuteczna i zjedna im uznanie społeczeństwa. Naród nienawidzi swego śmiertelnego wroga – ale ta kwestia stwarza jednak coś w rodzaju wąskiej kładki, na której przecież spotykają się zgodnie Niemcy i duża część polskiego społeczeństwa”.[/ref] , na której spotykają się sprawcy antysemickiej przemocy i ich dotychczasowi przeciwnicy, nagle zupełnie ślepi na źródło tej przemocy. I tak to trwa, powracając co kilka dekad.
Do pogromu pójdziemy wspólnie
Tytułem podsumowania chciałbym podyktować wierszyk do sztambucha, dedykując go nieponoszącym odpowiedzialności za Holokaust Polkom i Polakom, członkom narodu, dla którego największym powodem do dumy jest historia Polski w czasie wojny i Zagłady. Okolicznościowy ten utwór, wesoły i lekki, napisano w 1937 roku z okazji utworzenia Obozu Zjednoczenia Narodowego, nacjonalistycznej i antysemickiej partii polskiej, która prawnie i administracyjnie prześladowała Żydów i dla której strategicznym celem rozwojowym państwa polskiego było zmuszenie Żydów do emigracji. Gdy nazistowskie Niemcy deportowały w 1938 roku 17 tysięcy Żydów będących polskimi obywatelami, politycy OZN zdecydowali o umieszczeniu ich w polskim obozie koncentracyjnym w Zbąszyniu, gdzie w koszmarnych warunkach przetrzymywano 5-9 tysięcy osób od października 1938 roku właściwie aż do wybuchu wojny.
Zamieszczony poniżej wierszyk napisał Konstanty Ildefons Gałczyński, z zawodu poeta, a opublikował go w związanym z ONR piśmie „Prostu z Mostu”, gdzie przesyłali swe utwory również Karol Irzykowski, Jerzy Turowicz, Bolesław Miciński i Jerzy Andrzejewski. Gdy poniżej zamieszczony utwór przeczytałem pierwszy raz, kilka lat temu, jego treść wydawała mi się przerażająca; w dzisiejszym klimacie jest niemal przezroczysta. Utwór wskazuje na cykliczność ruchomego święta polskiego antysemityzmu; 1968 rok to jeszcze jeden jego nawrót, nie pierwszy. Utwór odsłania też społeczny mechanizm transmisji antysemickiego wzoru kultury: my napiszemy scenariusz rekonstrukcji, oni – odrobinę pogardzani robotnicy i klasy ludowe – słowa nasze pochwycą, a do pogromu pójdziemy już wspólnie.
*
Polska wybuchła w roku 1937
Miałem o tym pisać artykuł,
lecz wolę wiersza dźwięczną miedź –
nie potom wierszom formę wykuł,
artykułami żeby grzmieć:
W tym roku Polska się zaczyna
jasna i piękna jak dziewczyna,
wznosimy dla niej jasny dom!
Szczury do Wisły! Z Wisły wiarę!
Ja strofy te jak „Carmen saeculare”
składam Warszawy nowym dniom.
Oto się kłamstwu kładzie tama,
na szczurowisku pięści błysk –
bowiem kto Polskę chciał okłamać,
teraz od Polski dostanie w pysk.
I nie pomogą „Wiadomosti”,
ni mydło, proszę jegomosti,
ni papa Stalin, pupa Kridl.
Gdy wschodzi słońce, giną krety.
Tylko rycerzom laur poety;
ty bubkom, panie, oczy mydl…
Nie trzeba płakać, mój maleńki,
że dogorywasz tak po cichu:
teraz lepsze płyną piosenki
z piór Sołtysików i Giertychów;
kończy się „lepka, gęsta proza”,
kończy się poza, breza, groza,
kumkanie „estetycznych” żab.
Od tych Stempowskich, od tych „znawców”
milszy nam sąd warszawskich krawców,
ślusarzy, zdunów, prostych bab.
I oni słowa nasze pochwycą,
nie recenzenci idiotyczni;
w Polsce pachnieć będzie pszenicą,
nie intelektem rabinicznym.
Wisło, jak lira dzwoń
mądra i rzewna;
na zasiew nasz pochyl swą dłoń,
Matko Boska Siewna.
ANTYFONA:
Na tych, co biorą wody w usta,
na czytelników wuja Prousta,
na skamandrytów, na hipokrytów,
kalamburzystów rozmaitych
ześlij, zepchnij, Aniele Boży,
Noc Długich Noży.