Site icon Portal informacyjny STRAJK

Cztery chochoły mikrolewicy

fot. flickr.com/Jaap Arriens

Z pewnym zdziwieniem przeczytałam ostatni tekst Ikonowicza pt. „Bunt klasy średniej”, w którym działacz złości się na Razem, że w dzień po nieregulaminowym przyjęciu przez Sejm ustawy budżetowej przedstawiciele i przedstawicielki partii stali na jednej trybunie z Platformą Obywatelską, Nowoczesną i KOD-em. Buduje przy tym narrację tak najeżoną chochołami, że bardzo ciężko wejść z nim w jakąkolwiek polemikę, zanim się jej nie rozmontuje.

Ikonowicz staje i niczym Bój Ojciec na Sądzie Ostatecznym dzieli społeczeństwo na dobre klasy ludowe, które w całości i bez wyjątku popierają PiS, nie obchodzą ich kwestie ustrojowe i cieszą się z nowej władzy, gdyż ta daje im 500 zł na dziecko oraz na złą klasę średnią i niemądre osoby do niej aspirujące, którym 500 zł miesięcznie nie robi, gdyż są zamożni, i którzy chcą obalić rząd PiS, bo ten zbyt dużo robi dla klas ludowych.

Jego zdaniem on sam i jego ugrupowanie, czyli jak rozumiem Ruch Sprawiedliwości Społecznej, trafia do tej pierwszej grupy; Razem zaś do drugiej, co ma być dla tego ugrupowania na zawsze kompromitujące. Jest to obrazek niepoparty żadnymi danymi, nie stoi za nim żadna analiza. Opiera się na stereotypach i uprzedzeniach, jest toporny i niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.

Chochoł ludowy

„Popierają nas głównie ludzie skromnie ubrani i przypuszczalnie głosujący na PiS” – pisze Ikonowicz, nie podając niestety żadnych danych, na których można by oprzeć podobną tezę. Tymczasem warto przypomnieć, że PiS miał największe ze wszystkich partii poparcie wśród najlepiej wykształconych wyborców, partia ta wygrała także w grupie zawodowej dyrektor/kierownik/specjalista. Oczywiście, że największą przewagę miała wśród obywateli gorzej wykształconych, mieszkających w mniejszych ośrodkach i mniej zarabiających. Jednak należy zwrócić uwagę, że są to też grupy, wśród których najwięcej osób nie głosuje wcale – ogromnym nadużyciem byłoby twierdzenie, że skoro PiS zdobył np. 45 proc. poparcia wśród osób bezrobotnych, to oznacza to, że niemal co druga osoba bezrobotna w Polsce popiera działania Kaczyńskiego wokół Trybunału Konstytucyjnego. Ogółem bowiem jest to grupa o najniższej frekwencji wyborczej, zatem ogromna większość osób pozostających bez pracy nigdy w żaden sposób nie wyraziła swojego poparcia dla obozu władzy.

Warto przy okazji wspomnieć, że jak dotąd poza 500+ żadne świadczenia jeszcze do tej biedniejszej części społeczeństwa nie trafiły, zaś świadczenie rodzinne po prostu omija wiele osób, znajdujących się w trudnej sytuacji, również rodzin z dziećmi – ponad 3 mln dzieci nie dostaje nic. PiS nie zrobił też jak dotąd niczego, żeby wyciągnąć rękę w kierunku np. osób na bezrobociu, rencistów, osób niesamodzielnych i ich opiekunów, czyli bardzo dużych grup wykluczonych. Jeśli chodzi o pracowników – oczywiście, godzinowa płaca minimalna to bardzo ważny przepis, ale nie wszedł jeszcze w życie i trudno zakładać, żeby już dzisiaj przekonywał szerokie masy do PiS-u, zwłaszcza wśród osób gorzej wykształconych, mniej uważnie śledzących debatę publiczną. Co więcej, wiele jest grup, którym obecna władza zdążyła już pokazać lekceważenie – nieprawdziwe okazały się obietnice składane górnikom, strajkowały już pielęgniarki i celnicy, na przyszły rok szykują się nauczyciele. Nie twierdzę, że Prawo i Sprawiedliwość nie wykonało kilku ważnych ruchów w kierunku państwa bardziej opiekuńczego i dbającego o pracowników, jednak teza, że partia ta przekonała do siebie trwale jakieś (dość mityczne w 2016 roku) klasy ludowe, jest po prostu nieprawdziwa.

Chochoł sytej klasy średniej

„Klasa średnia nie chce płacić na dzieci, bo o własne zdążyła już zadbać” – pisze Ikonowicz – i, szczerze mówiąc, czytając to, łapię się za głowę, bo nie spodziewałam się po nim, że aż tak nie rozumie otaczającej nas rzeczywistości. Gdzie w Polsce są ludzie, którym 500 zł miesięcznie nie robi różnicy? Jeśli weźmiemy pod uwagę, jakie zarobki i warunki pracy oferuje się dzisiaj ludziom w kulturze, w mediach, w edukacji, w trzecim sektorze, w szkolnictwie wyższym, w urzędach czy w służbie zdrowia (a wszystkie te zawody kojarzą się jednoznacznie z klasą średnią), to opowieść Ikonowicza o sytych wykształciuchach zaczyna się walić jak domek z kart. Naprawdę, wyciągamy wnioski na temat sytuacji grupy, której nawet na serio sobie nie określiliśmy, na podstawie zacytowanej po części dyskusji w internecie?

Oczywiście, że na wiecach Komitetu Obrony Demokracji padają obraźliwe hasła pod adresem osób, pobierających świadczenie 500+, które PiS sobie w ten sposób „kupiło” (tę kalkę zresztą powiela u siebie Ikonowicz, tyle że on nie uważa tego za naganne). Tak, to wstrętne, trzeba się od tego odcinać, co zresztą przedstawiciele i przedstawicielki Razem bardzo konsekwentnie robią od początku powstania KOD. Czy to jednak oznacza, że wszyscy uczestnicy tych marszów (a przypominam, że w zeszłym roku bywało ich po kilkadziesiąt tysięcy) to gardzący biednymi ultraliberałowie w futrach z norek? Według badań społecznych większość społeczeństwa uważała w zeszłym roku, że w sporze o Trybunał PiS nie ma racji, tak samo teraz większość opowiada się po stronie opozycji. Nie wiem, jak Ikonowicz definiuje sobie klasy ludowe i klasę średnią, ale chyba w żadnym społeczeństwie nie może być tak, że klasa ludowa jest w mniejszości?

Z jakiegoś powodu uważa on, że elektorat PiS to biedni, zbłąkani ludzie, do których lewica powinna wyciągnąć rękę, bo tylko krok dzieli ich od porzucenia obozu rządzącego, który jak dotąd realizuje wszystkie swoje obietnice wyborcze. Natomiast osoby, którym (tak jak Ikonowiczowi!) nie podoba się rozmontowywanie przez tę partię kolejnych instytucji państwa, należy potępić w czambuł jako gardzących biednymi krezusów, nawet jeśli są to np. zarabiający psie pieniądze nauczyciele, którzy idą dzisiaj na trudną i krwawą wojnę o własne miejsca pracy. Jaka to lewica, która ignoruje zapowiedź strajku, ogłoszoną przez największy związek zawodowy w Polsce?

Chochoł utraconej cnoty

„Obraz w polityce jest zawsze silniejszym przekazem niż słowa. Ważne jest gdzie, kto stał. A lewicowcy stali tam gdzie stali liberałowie” – pisze działacz z emfazą o demonstracji pod Pałacem Prezydenckim, zorganizowanym przez Razem, Inicjatywę Polską i Zielonych. Nigdy nie miałam potrzeby atakować Piotra Ikonowicza, którego szanuję za to, co robi dla lokatorów. Nie mogę się jednak powstrzymać, by nie przypomnieć, obok kogo już w swoim życiu stawał, i to nie na jednej demonstracji w konkretnej sprawie, ale w jednym komitecie wyborczym. Będzie to dość barwny korowód postaci: Leszek Miller, Andrzej Lepper, Janusz Palikot, a ostatnio, bo historia zawsze wraca farsą, Sławomir Izdebski, były działacz Samoobrony, zamożny przedsiębiorca rolny, który teraz grozi, że „wyniesie opozycję na widłach”. Wspomnę też, że to Miller zafundował nam podatek liniowy dla przedsiębiorców, to za koalicji Samoobrona-PiS-LPR Zyta Gilowska obniżyła składkę rentową, zaś głosy posłów Janusza Palikota pozwoliły na obniżenie wieku emerytalnego za rządów PO-PSL.

Jednocześnie uspokajam – Razem nie dołączyło i nie dołącza do żadnej „zjednoczonej opozycji”, o czym zresztą wielokrotnie mówiliśmy w wielu mediach o ogólnopolskim zasięgu. Partia (która, czego Ikonowicz najwyraźniej nie potrafi zrozumieć, nie jest „ugrupowaniem Adriana Zandberga”, naprawdę da się uprawiać inny niż wodzowski model polityki, a na lewicy nawet wypada) uznała, że w obliczu głosowania budżetu państwa na kolanie, najważniejsze jest czytelne wyrażenie sprzeciwu, bo inne zachowanie byłoby przyzwoleniem na zatwierdzanie najważniejszych dla kraju ustaw „na odwal”. Tak, poszliśmy spontanicznie pod Sejm, bo w takiej sytuacji było to intuicyjne, naturalne zachowanie. Nie, nie wyrzuciliśmy z naszej demonstracji osób, które chciały zabrać głos, nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy – to nie był moment na zajmowanie się własnym wizerunkiem i robienie wokół siebie awantur. Twierdzenie, że oznacza to zapisanie się Razem do jakiegoś liberalnego obozu, zwłaszcza z ust człowieka, który w czerwonej koszuli przekonywał nas, że Janusz Palikot jest socjalistą i z tego powodu należy oddać na niego głos, jest objawem wyłącznie złej woli.

Chochoł początkowej garstki

„Zdaję sobie sprawę, że z początku będzie nas garstka” – pisze Ikonowicz o swojej nadchodzącej rewolucji prawdziwej „klasy pracującej” (kogo ma na myśli – ponownie, nie wiadomo), podczas której z czerwoną flagą poprowadzi wyśniony pisowski elektorat na barykady, to przewracają mi się flaki, bo stanowczo za długo siedziałam na mikrolewicowej kanapie. Ileż można zajmować się sobą i swoimi marzeniami, ileż można tkwić w tym samym miejscu, z tą samą garstką ludzi, którzy dwie eksmisje zablokują, a z trzeciej ich wyniosą. Obowiązkiem lewicy jest skuteczność – bo jeśli lewica jest nieskuteczna, dzieją się rzeczy straszne, co widzieliśmy za rządów PO i widzimy dzisiaj, za rządów PiS. Nie chodzi o to, żeby mieć rację, tylko żeby umieć do niej przekonać ludzi, w których interesie się działa – a przeciwstawianie się deptaniu instytucji demokratycznych jest działaniem w interesie społeczeństwa. Żeby wygrać, trzeba grać – wyrażać swoje stanowisko, nawet jeśli lecą gromy, że robi się to w niewłaściwym towarzystwie, że jest się „cynglem PiS-u” (czego przecież słuchaliśmy przez ponad rok) albo „pieskiem Platformy”. No, chyba że nie chodzi o wygraną ani przegraną – wtedy można stać na placu i wywijać coraz bardziej spłowiałym czerwonym sztandarem. Niestety, żadnych klas ludowych się wówczas nie reprezentuje, co najwyżej własne, coraz boleśniej niespełnione ambicje.

Exit mobile version