Co trzeci pociąg ekspresowy TGV nie wyjechał wczoraj na trasę. Łącznie wypadło ponad trzy czwarte połączeń. Strajk pracowników francuskich kolei zrobił wielkie wrażenie. Niestety, pojawił się problem z reakcją społeczeństwa.
Dla podróżujących koleją będzie to oznaczać konieczność skorzystania z innych środków transportu. Już wczoraj było widać, że publiczny przewoźnik nie radzi sobie z zastępowaniem strajkujących pracowników. Na tory nie wyjechało aż 75 proc. zaplanowanych składów. Dlaczego tak dużo? Wśród strajkujących był wysoki odsetek maszynistów i konduktorów, a więc profesji, które zastąpić bardzo trudno. Według szacunków związków zawodowych, poniedziałkowy protest może doprowadzić do wycofania aż 80 proc. kursów. Tymczasem na południu Francji właśnie rozpoczęły się ferie.
Dlaczego kolejarze strajkują? Jest to protest przeciwko planowanym przez Emmanuela Macrona reformom publicznego przewoźnika. Prezydent zapowiedział zamach na prawa, które grupa zawodowa wywalczyła podczas kilkudziesięciu lat strajków i protestów. Chodzi o gwarancję zapewnienia zatrudnienia do końca życia, coroczną waloryzację płac oraz możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę, która jest wysoka. Macron chce, aby kolejne pokolenia pracowników SNCF były zatrudniane na „rynkowych” warunkach. Antyspołeczny prezydent zamierza również wprowadzić konkurencję – otworzyć sektor kolejowy dla prywatnych firm.
Administracji Macrona udało się z pewnością jedno – wmówienie większości społeczeństwa, że kolejarze są grupa cieszącą się nieuzasadnionymi przywilejami. Według sondaży strajk pracowników SNCF jako bezzasadny ocenia 56 proc. ankietowanych. Wcześniej, poparcie dla strajków pracowników sektora transportowego zwykle przekraczało 50 proc.
Poza kolejarzami protestują też m.in. pracownicy francuskich linii lotniczych Air France, którzy domagają się 6 proc. podwyżki wynagrodzeń oraz służby komunalne dużych miast.