„Pewnie marzy jej się zbiorowy gwałt z uchodźcami na środku miasta co rano przed pracą, a wypowiedź Mariusza psuje jej skryte marzenia.
Rzucić ją do wyposzczonych uchodźców to jej się odechce podpierdalania swoich” – pisze Daniel, tatuażysta z Podkarpacia na profilu u Mariusza Pudzianowskiego.
Chodzi oczywiście o Joannę Grabarczyk z Hejt Stop. Daniel jest jednym z setek ludzi, którzy uznali, że należy wesprzeć biednego, zaszczutego przez poprawność polityczną strongmana, Mariusza Pudzianowskiego. Ten najpierw załączył zdjęcie, na którym groził uchodźcom kijem bejsbolowym, a następnie, kiedy jego post został zgłoszony do prokuratury, urządził obrzydliwą, antysemicką, rasistowską i przede wszystkim antykobiecą nagonkę na działaczkę Hejt Stop.
Wyobrażam sobie, że Grabarczyk może mieć dość. Spotkał mnie kilkukrotnie ułamek tego, co ją, czytałam podobne teksty w znacznie mniejszym natężeniu („Ciebie nawet wygłodniały syryjczyk by nie nadział lewacki śmieciu.” – to mój ulubiony, anonim na portalu; zachowano pisownię oryginału). Można by je olać, nie zajmować się nimi w ogóle, wyjść z założenia, że kretynów i dupków nie brakuje, a internet – wspaniałe skądinąd narzędzie – pozwala im być dupkami na znacznie większą skalę. Problem polega na tym, że tok myślenia pt. „jesteś brzydka, więc powinnaś cieszyć się z gwałtu, uchodźcy są napaleni i gwałcą, masz szansę na gwałt, dlatego popierasz przyjmowanie ich w Polsce/w Europie/sprzeciwiasz się biciu ich baseballem” za doskonały dowcip uważa np. Paweł Kukiz – człowiek, którego w wyborach prezydenckich, w maju zeszłego roku, poparła jedna piąta głosujących. Niedoszła głowa państwa napisała na swoim FB: „Nie dziwię się pani Joannie… Gdybym był na jej miejscu to też marzyłbym (marzyłabym) o imigrantach w kontekście sylwestrowej nocy”.
Trudno stwierdzić, od czego rozpocząć demontaż tego wyjątkowo obrzydliwego leitmotivu – od brzydoty, gwałtu czy uchodźców. Zacznę od tego, co jest z jednej strony oczywiste, z drugiej – bez komentarza pozostawić tego nie sposób. Bycie uchodźcą nie sprawia, że ma się większą skłonność do przemocy seksualnej. Nie jest prawdą, że przez Europę przechodzi fala gwałtów, dokonywanych przez przybyszy. Nie potwierdzają tego dane policyjne zebrane w Szwecji, Francji czy w Niemczech. Twierdzenie, że „obcy” przychodzą, żeby gwałcić „nasze” kobiety, jest patriarchalną i rasistowską kalką. Nie oznacza to oczywiście, że wśród miliona osób, które dostały się do Europy w ciągu ostatniego roku nie ma gwałcicieli, morderców, złodziei czy zwykłych dupków. Tacy są, niestety, wszędzie. W świecie arabskim tak samo, jak nad Wisłą, wśród urodzonych i wychowanych w kulturze ukształtowanej przez Kościół katolicki.
Jesteś brzydka, nie masz racji
Zacznijmy zatem od atrakcyjności, rozumianej jako wpasowanie się w funkcjonujący aktualnie wzorzec piękna. Po to snuta jest cała ta opowieść, żeby obrazić kobietę, która się weń nie wpisuje. Nieważne, że atrakcyjność jest rzeczą względną – jakieś odstępstwa od jedynego słusznego modelu można zarzucić każdemu. Nieważne, że z drugiej strony absolutną nieprawdą jest, że ktoś, kto odbiega od niego w znaczący sposób, nie ma szans na seks. Weźmy chociaż nadwagę, która zdaniem Kukiza sprawiać by miała, że kobieta „marzy o gwałcie” (wzdrygam się za każdym razem, kiedy to czytam albo piszę), bo, jak można przeczytać pomiędzy wierszami, nikt nie chce z nią współżyć. Przecież to bzdura, miliony kobiet i mężczyzn z nadwagą prowadzi zdrowe i satysfakcjonujące życie seksualne, miłosne, rodzinne.
Dlaczego zresztą w ogóle ktokolwiek pochyla się nad wyglądem Grabarczyk? Jakie on ma znaczenie w tej sytuacji? Przy każdym tekście, który piszę i który niesie się trochę szerszym echem, a dotyka jakiegoś kontrowersyjnego tematu, słyszę, że jestem brzydka. Ci chłopcy, którzy mówią, że „nawet syryjczyk by mnie nie nadział”, uważają, że powinnam się tym przejąć. Że opinia na temat mojego wyglądu, formułowana przez obcych mi ludzi z internetu, których wartości są zupełnie różne od moich i którzy dla mnie – niezależnie od wszystkiego – są raczej obrzydliwi, powinna być dla mnie ważna, powinnam dążyć do tego, żeby się im podobać. Co gorsza, oni są pewni, że tak właśnie jest.
W prezentowanym sposobie myślenia celem istnienia kobiety jest bowiem bycie atrakcyjną dla mężczyzn. Nie dla mężczyzn, którzy jej się wydają atrakcyjni i z którymi chciałaby np. iść na kawę, rozmawiać o polityce albo się pieprzyć. Dla wszystkich. Niezależnie od tego, czy rozmawiamy o posłance Pawłowicz („niedoruchana, stara, gruba baba, liczy, że Jarek ją przeleci, hue hue hue”), Joannie Grabarczyk czy Magdalenie Ogórek („drogie panie, czy ta krytyka to nie z zazdrości o urodę pani Magdy?”) nie da się mówić o kobietach bez skupiania się na ich wyglądzie, na ich cielesności, na tym, czy są seksualnie atrakcyjne czy nie.
Marzenie o gwałcie
Idźmy dalej, przejdźmy do kwestii gwałtu, tak często przywoływanego przez wymienionych obrońców polskości przed islamską zarazą. Zwróćmy uwagę szczególnie na słowa „wyposzczony” czy „wygłodniały”. Trudno stwierdzić, skąd w ogóle przekonanie, że ktoś ze względu na pochodzenie z Bliskiego Wschodu czy Afryki miałby mieć jakiś problem ze znalezieniem sobie partnerki/partnera i rzadziej uprawiać seks niż np. polscy internauci, ale zastanówmy się nad czymś innym. Co to właściwie znaczy, że ktoś jest „wyposzczony”? Ano, że jak ktoś długo nie ruchał, to mu się bardziej chce. Bardzo mu się chce, ergo – jest skłonny do gwałtu. Znamy ten argument. Słyszeliśmy o żonach, które same są sobie winne – nie dawały, to sam sobie wziął. Mężczyzna jest mężczyzną, musi uprawiać seks. Jeśli się to nie dzieje, zaczyna być agresywny, a winę ponosi nie kto inny, a kobieta, która my tego seksu odmawiała. Według tej logiki gwałt nie jest przejawem potwornej przemocy, umyślną krzywdą – jest po prostu wyrazem popędu, który nie mógł inaczej znaleźć ujścia, czymś, czego należało się spodziewać. Każdy mężczyzna, jeśli dostatecznie długo trzymać go z dala od kobiet chętnych na seks, zacznie gwałcić. Wzorzec ten – wykorzystywany na całym świecie do usprawiedliwiania sprawców przemocy seksualnej – jest w gruncie rzeczy głęboko obraźliwy dla mężczyzn. Przedstawia ich jako bezmózgie, owładnięte ślepym instynktem zwierzęta. Trudno stwierdzić, czy w tym konkretnym przypadku Kukiz albo podkarpacki internetowy maczo chcą obrazić uchodźców z Syrii, czy też po prostu opisują „męską naturę”. Jest jednak pewne, że jeśli zabraknie obcego wroga, natychmiast zaczną tego schematu używać w obronie własnych wybryków.
Według tego schematu myślowego gwałt ma być rodzajem „komplementu” dla kobiety. Fakt, że ktoś chce mnie zgwałcić powinien mnie cieszyć – oznacza to bowiem, że uważa mnie za atrakcyjną i chce ze mną uprawiać seks. A to przecież miłe, czyż nie? Według tego wzorca, o gwałcie faktycznie można „marzyć”. Słowo to pojawia się bardzo często i u Kukiza, i wielu jego wiernych fanów. W tym modelu, jeśli kobieta trochę podoba się mężczyźnie, to się do niej uśmiecha, jeśli podoba mu się bardziej – pisze jej miłe wiadomości, jeszcze bardziej – zaprasza na randkę, a ostateczną formą uznania jej urody jest wymuszenie stosunku seksualnego. To dlatego w sprawach o przemoc seksualną ma znaczenie, w co kobieta była ubrana – jeśli miała krótką spódniczkę, makijaż, intencjonalnie wyglądała dobrze, to znak, że chciała zwrócić czyjąś uwagę, podnieść swoją atrakcyjność, a więc uprawdopodobnić to, że komuś spodoba się na tyle, że ją zgwałci.
Europejskie wartości
Za tym myśleniem idzie głębokie niezrozumienie faktu, że gwałt nie jest funkcją pożądania czy popędu seksualnego, tylko przemocy; nie jest formą seksu, tylko ataku. Jeśli kogoś bardzo pożądasz, to nie chcesz być źródłem lęku, bólu, upokorzenia, obrzydzenia, gniewu – tego wszystkiego, co wyzwala w ofierze gwałt. Chcesz dostarczyć tej osobie zgoła innych odczuć. Komuś, komu brakuje seksu, nie brakuje bycia gwałcicielem ani tym bardziej bycia zgwałconą, tylko bliskości, fizycznego kontaktu, wspólnego rozładowania napięcia. Gwałt nie jest w stanie zaspokoić tych potrzeb. Tę zasadniczą różnicę świetnie zresztą pokazuje sprawa samej Grabarczyk – w fali podszytych przemocą seksualną internetowych ataków na nią, seksualność jest używana tylko jako narzędzie do tego, żeby wyrządzać krzywdę. Tak samo dzieje się w przypadku gwałtu. Nie ma to żadnego związku z tym, że ktoś często albo rzadko współżyje; tym bardziej nie jest to wynikiem docenienia atrakcyjności ofiary. To przeciwne bieguny. Tymczasem niedoszły na szczęście prezydent RP czy fani Pudziana notorycznie mylą seks z gwałtem.
Co to oznacza? To druga strona tej samej monety, kolejna oznaka skrajnego uprzedmiotowienia kobiet. Mamy być obiektami seksualnymi, naszym zadaniem jest ładnie wyglądać, żeby się podobać realnym podmiotom, czyli mężczyznom; jednocześnie nie mamy prawa decydować, według kogo chcemy być atrakcyjne. Kobieta nie jest też podmiotem stosunku płciowego – to dlatego jej zgoda albo jej brak nie ma szczególnego znaczenia; dlatego tak łatwo żonglować pojęciowo gwałtem i seksem. To właśnie myślenie – o przedmiocie i podmiocie – jest kluczem do zrozumienia patriarchatu.
I to właśnie tego modelu, jako europejskiej cywilizacji, chce bronić przy użyciu bejsbola Mariusz Pudzianowski.
[crp]