Site icon Portal informacyjny STRAJK

Kaczyński goni Gierka

fot. wikimedia commons

Jarosław Kaczyński jest ojcem narodu.  Gdyby to on a nie jakiś wielki mózg gierkowskiej propagandy wypowiedział słowa : „Żeby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, wcale bym się nie zdziwił.  Różnica polega na tym, że w czasach Edwarda Gierka budowano u nas 300 tysięcy mieszkań dla zwykłych ludzi rocznie. A w czasach Kaczyńskiego wciąż eksmituje się biedaków na bruk, zaś młodzież masowo emigruje, między innymi dlatego, że w ojczyźnie nie mają szans zdobyć mieszkania i założyć rodziny.

Po okresie entuzjazmu odbudowy, kiedy to mieszkania budowano i „przydzielano” czyli rozdawano, przyszedł czas na oszczędzanie. Dzięki budownictwu spółdzielczemu finansowanemu w dużej mierze z funduszy, gromadzonych na książeczkach mieszkaniowych, udawało się zaspokajać dług mieszkaniowy. Kaczyński zapatrzył się na Gierka i postanowił powtórzyć jego sukces. Najpierw miały być 3 miliony mieszkań, a teraz jest „Mieszkanie Plus” – program oparty na podobnym mechanizmie co w latach 70. Ludzie mają oszczędzać na mieszkanie, a państwo ma do tych oszczędności dokładać. Sęk w tym, że w Polsce Ludowej ludzie mieli oszczędności, choćby z powodu szczupłości „oferty rynkowej”. Dostawali pensje, których nie było na co wydać, bo żywność, prąd i woda, wszystkie najważniejsze ceny decydujące o kosztach utrzymania, były subsydiowane.

Piotr Ikonowicz, fot. wikimedia commons

Dziś zdecydowana większość gospodarstw domowych nie ma nawet tysiąca złotych na niespodziewany wydatek, a 80 proc. ludności nie posiada żadnych oszczędności. Z kolei ci, którzy zarabiali dość, by coś odłożyć, zwykle już mają mieszkania. Niektórzy nawet po kilka. Jeżeli więc ma wypalić program budowy tanich mieszkań pod wynajem, musi on być finansowany ze środków publicznych. A tych jest zwyczajnie za mało. Okazuje się, że w kraju, w którym dochód narodowy jest dzielony w sposób skrajnie niesprawiedliwy, nie jest łatwo dorównać Gierkowi.

Przeciwnicy poprzedniego systemu wypisywali na murach odpowiedź na gierkowskie hasło: „Żeby Polska w siłę rosła, trzeba orła, a nie osła”. Czy Kaczyński jest tym długo oczekiwanym orłem?

Niewątpliwie Gierek jest dla prezesa PiS inspiracją. Podczas kampanii prezydenckiej powiedział on w Sosnowcu: „(Gierek) działał w takich okolicznościach, jakie wtedy były, ale to, że chciał uczynić z Polski kraj ważny – w tamtym kontekście, w tamtych okolicznościach – to była bardzo dobra strona jego działania, jego osobowości, jego poglądów, wskazująca na to, że był komunistycznym, ale jednak patriotą”.

Gierek brał z Zachodu kredyty, tworzył miejsca pracy, importował niewidziane poprzednio w sklepach produkty oraz technologie.  Mówił biegle po francusku, na Zachodzie był witany chętnie i z wielkimi honorami. Był uważany wśród przywódców bloku wschodniego za polityka właśnie prozachodniego.  Niewątpliwy awans cywilizacyjny Polski w epoce gierkowskiej budził szacunek.

Kaczyński też by tak chciał, ale jego stosunki z większością stolic europejskich nie są zbyt ciepłe. Znany jest z nieufności, zwłaszcza do Niemiec. Nie jest typem zdolnym oczarować zachodnie salony. Ba, nie jest nawet formalnie głową państwa, choć sprawuje faktyczną władzę. Jego aspiracją jednak, podobnie jak Gierka jest doganianie Zachodu, skok cywilizacyjny pozwalający z peryferii rozwiniętego świata stać się częścią metropolii. Wie, w odróżnieniu od swoich poprzedników, że do tego nie wystarczy zbudować atrapy państwa rozwiniętego za pomocą autostrad i drapaczy chmur. Konieczne jest zapewnienie rodakom względnego dobrobytu.

Gierek swego „cudu” dokonał w dużej mierze, zaciągając kredyty dewizowe i budując za nie fabryki, unowocześniając przemysł. Kaczyński przejął władzę w kraju zadłużonym wielokrotnie bardziej niż za PRL, dysponując minimalnym wpływem na gospodarkę. Dotychczas kraj rozwijał się zgodnie z logiką neokolonialną, kierując się raczej interesami międzynarodowych koncernów i reprezentujących je międzynarodowych instytucji finansowych, niż własnych obywateli. Tutaj pole manewru prezesa jest znikome. Grupa trzymająca władzę to wciąż posiadacze kapitału. A im mniejsza faktyczna władza PiS nad gospodarką, tym więcej buńczucznych deklaracji. Mają one leczyć kompleksy tych, którzy śnią wraz z prezesem o Polsce silnej i suwerennej.

Paradoksalnie Edward Gierek, rządząc krajem, który z woli Wielkiego Brata miał rozwijać głównie przemysł ciężki i zbrojeniowy, co utrudniało zaspokajanie konsumpcyjnych potrzeb społeczeństwa, miał jednak więcej możliwości sterowania gospodarką. Zaczęliśmy produkować  coraz więcej samochodów osobowych, rozwijał się przemysł odzieżowy i spożywczy.  W porównaniu z szarymi czasami Gomułki ludzie rzeczywiście żyli coraz dostatniej, jeździli co roku na miesięczne urlopy, byli leczeni za darmo, mieli pracę, dach nad głową i elementarne poczucie bezpieczeństwa. Dopiero narzucony przez USA wyścig zbrojeń, brak twardej waluty, sankcje gospodarcze i kolejna rewolucja naukowo-techniczna doprowadziły do upadku systemu. Ale czasy gierkowskie wciąż wielu Polaków i Polek wspomina jak najlepiej.

Brak możliwości powtórzenia tych sukcesów, mimo ambitnych propozycji premiera Morawieckiego, które jak na razie pozostają w sferze pobożnych życzeń, każe Kaczyńskiemu nadrabiać miną i odreagowywać nagromadzone przez pokolenia kompleksy wobec Rosjan. Formalnie nasz kraj stał się suwerenny, kiedy opuściły go wojska radzieckie. Dziś nowa władza zaprasza Amerykanów do rozlokowania swych wojsk, aby móc bezkarnie straszyć dawnego hegemona. Szczerzenie kłów zza stalowego szeregu amerykańskich chłopców w nowych czołgach typu Abrams, zza wyrzutni rakiet strategicznych skierowanych na Wschód, ma dać Polsce Kaczyńskiego poczucie, iż rośnie w siłę. Ceną jest jednak ponowna utrata suwerenności.

Kiedyś Konrad Mazowiecki zaprosił do nas Krzyżaków, co sprawiło Polsce wiele kłopotów. Dziś obce wojska zaprasza prezes PiS. Gierek urodził się pod okupacją i musiał sobie z tym jakoś radzić, ale przynajmniej obcych wojsk tu nie zapraszał. Ceną za łaskawe rozlokowanie wojsk na polskim terytorium są zwiększone wydatki na zbrojenia. Trudno to pogodzić z pomysłami socjalnymi, które miały sprawić, aby Polacy żyli dostatniej.

Żeby awansować do pierwszej ligi europejskiej, nie wystarczy jak to czyni Kaczyński, wciąż ogłaszać, że kraje zachodnie nie życzą sobie, abyśmy je dogonili. Bo nawet jeżeli są siły gospodarcze, które nie chcą naszej konkurencji i wolą Polskę utrzymywać w kondycji zaplecza taniej siły roboczej i rynku zbytu na ich produkty, to przecież bez unowocześnienia gospodarki pozostaniemy tam gdzie jesteśmy. Na szarym końcu. Nadal będziemy krajem, który jest co najwyżej podwykonawcą, podczas gdy produkt finalny produkują inni. Najważniejszą barierą jest pozbywanie się całego pokolenia młodych, wykształconych, kreatywnych ludzi, którzy gdzie indziej budują dobrobyt, bo w Polsce nie mają perspektyw.

W czasach PRL, kiedy jakaś inwestycja wymagała fachowców, to się im oferowało mieszkania i przyjeżdżali. Dziś te mieszkania zakładowe są rozkradane w ramach prywatyzacji i wykupowane przez cwaniaków za 1-2 zł. za metr, a lokatorzy są z nich rugowani.  Skala wyzysku siły roboczej jest tak wielka, że przedsiębiorcy nie mogą znaleźć ludzi do pracy, bo ludzie po studiach, często wybitni, wolą zmywać w Londynie naczynia niż pracować w zawodzie za nędzne grosze u rodzimych pracodawców.

To jednak nie wina prezesa, że nie może powtórzyć gierkowskich sukcesów. Gierek miał na głowie tylko Związek Radziecki i jakoś umiał manewrować. Prezes musi stawić czoła siłom krajowego i międzynarodowego kapitału, bankom, deweloperom, korporacjom. I nie daje rady, bo nawet nie wie z czym się mierzy.

Exit mobile version