Zarabiają tak mało, że są zmuszeni mieszkać w norach i oszczędzać na jedzeniu. Ich firma notuje za to rekordowe zyski. Kiedy upomnieli się o wyższe wynagrodzenia usłyszeli, że powinni wyciszyć swój gniew medytacją.
Były już warsztaty z „pozytywnego myślenia”, wprowadzane są „kontrole uśmiechu”. Korporacyjny kapitalizm sięga po coraz to nowsze metody pacyfikacji złości, wynikającej z poczucia bycia wyzyskiwanym. Starbucks otworzył właśnie nowy rozdział w tej historii, zalecając pracownikom stosowanie medytacji, aby odżegnać myśli o niesprawiedliwym podziale zysków i pogodzić się ze stanem obecnym.
W 2019 roku Starbucks w Stanach Zjednoczonych zanotował aż 7-procentowy wzrost przychodów. Sieć kawiarni wygenerowała prawie 3 miliardy dolarów zysku na czysto. Co oczywiste, znalazły się środki na inwestycje – w tym roku w USA powstanie 300 nowych lokali.
Zapytacie – a co z tymi, którzy ciężką codzienną harówką zysk ten wypracowali? Pracownicy amerykańskiego Starbucksa zarabiają obecnie od 8,76 do 16.59 dolarów za godzinę pracy. Taki poziom dochodów sytuuje ich w grupie pracujących biednych (working poor), czyli osób, które mimo wykonywania pracy na pełen etat nie są w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb, w wyniku czego są zmuszone do oszczędności, które odbijają się na ich zdrowiu i kondycji psychicznej.
– Nie prosiliśmy o aplikację do medytacji. Chcemy być w stanie zapłacić czynsz – powiedział dla Business Insider jeden z zatrudnionych.
Starbucks praca
Tymczasem pracownicy są nie tylko wyzyskiwani na poziomie płac, ale również obciążeni pracą ponad możliwości. W godzinach szczytu w niemal każdej kawiarni brakuje przynajmniej jednego członka zespołu, przez co reszta jest obciążona dodatkowymi obowiązkami.
Petycję o zmianę patologicznych stosunków pracy w Starbucksie podpisało już 23,5 tys. osób.