Są dwa rodzaje pogardy i niechęci: jedna dotyczy biednych i o to oskarżam liberałów spod znaku PO, Nowoczesnej itp. – oraz pogarda i niechęć do „obcych”, teraz uchodźców z krajów objętych wojną, i o tę oskarżam narodowców spod znaku PiS i Kukiz’15. Dlatego potrzebny jest Ruch Sprawiedliwości Społecznej. Lewica, która nikim nie gardzi, stojąca zawsze po stronie słabszych, czy to są ubodzy rodacy, czy uchodźcy z Syrii.
Badania nad stosunkiem do uchodźców pokazują, że wyborcy zbuntowani w jakiś sposób przeciwko systemowi, są przeciwni uchodźcom. Właśnie uchodźcom, ludziom o innej barwie skóry, religii – a wyborcy ugrupowań, które cieszą się poczuciem większego bezpieczeństwa, mają postawę bardziej tolerancyjną, przychylną, mniej ksenofobiczną. Dla mnie to jest wielki problem. Bo oznacza, że ludzie, których próbujemy bronić, organizować, dali się ponieść fali strachu, nacjonalizmu, nietolerancji.
Faszyzm wziął się ze strachu i upokorzenia. Człowiek przerażony, niepewny siebie, łatwo zwraca się przeciw temu, czego nie zna i nie rozumie. To jest jakieś wytłumaczenie, ale wcale nie jest nie pociesza. W końcu historia dostarcza niezliczonych przykładów, jak ruchy lewicowe, nakierowane na walkę o wyzwolenie społeczne, łatwo dało się przekierować na tory nacjonalizmu i militaryzmu. Zdrada socjaldemokratów, którzy głosowali za kredytami wojennymi w 1918 roku – jest kapitalnym tego przykładem. Wrogiem robotnika przestawał nagle być wielki kapitał, wyzyskiwacze, bankierzy i lichwiarze, a stali się inni robotnicy, ludzie pracy innej narodowości.
Im kto biedniejszy, bardziej sfrustrowany – tym łatwiej go napuścić na innych biedaków i odwrócić jego uwagę od źródła owej frustracji i cierpienia, jakim jest wyzysk ze strony pracodawców, kamieniczników, bankierów itp. PiS, podobnie jak Front Narodowy we Francji, organizuje ludzi dotkniętych przez kapitalizm wokół idei narodu, a nie klasy. Lewica na ogół przegrywa w tej walce o rząd dusz, bo z języka walki klas zrezygnowała.
Neoliberalna globalizacja ułatwia narodowcom zadanie, bo jest faktem, że świat pracy traci na coraz bardziej niesprawiedliwym i arbitralnym międzynarodowym podziale pracy i bogactw, za który odpowiadają globalne korporacje. Unia Europejska, która mogła być antidotum na korporacyjny dyktat światowego kapitału, w miarę jak stawała się narzędziem kapitalistycznej dominacji, traciła popularność. Odruchem obronnym jest więc próba prowadzenia suwerennej polityki gospodarczej, która na krótką metę może nawet przynieść pozytywne rezultaty, broniąc rynku i miejsc pracy przed splądrowaniem. W dłuższym okresie jednak nawet najsilniejsze gospodarczo państwa narodowe nie mają szans ze światowymi mastodontami kapitału.
I tu w stosunku do Unii nacjonaliści wydają się bardziej przekonujący niż lewicowcy kierowani poprawnością polityczną, co bronią prawa Brukseli do narzucania woli możnych maluczkim, jak choćby miało to miejsce w Grecji. Niedawno brałem udział w dyskusji w radiu polonijnym, gdzie moimi adwersarzami byli przedstawiciele skrajnej prawicy. I ku mojemu zdziwieniu – zgodzili się oni ze mną, że to, co zrobiono Grekom, było haniebne, choć przecież Syriza to była partia radykalnej lewicy.
Europa brunatnieje w oczach. Tradycyjne okręgi wyborcze, gdzie niepodzielnie panowali komuniści i w ogóle lewica we Francji – to dziś bastiony nacjonalistów z Frontu Narodowego. Przejmują oni nawet akcje społeczne i kluby sportowe, prowadzone kiedyś przez komunistów. Tak jest w czerwonym pasie wokół Paryża i nawet w górniczym regionie Pas de Calais. A Europa, w której rządzą narodowcy, nie może już być zjednoczona.
Choć przyznać trzeba, że nacjonaliści podejmują próby tworzenia ponadnarodowych struktur współpracy. Przykładem była swoista neofaszystowska międzynarodówka z siedzibą w Budapeszcie, gdzie usadowił się rosnący w siłę Jobbik. Do tej struktury przystąpili piewcy Stefana Bandery z faszyzującej ukraińskiej partii Swoboda. Kiedy jednak przeprowadzili coś w rodzaju pogromu mniejszości węgierskiej na Zaporożu, zostali z międzynarodówki nacjonalistycznej wykluczeni.
Międzynarodowy pozostaje więc jedynie kapitał. A on i tak ma niebotyczną przewagę nad buńczucznymi, ale stosunkowo słabymi ekonomicznie państwami narodowymi i coraz bardziej „dumnymi” narodami. W dodatku zbrojne ramię kapitału: NATO i US Army, cieszą się niesłabnącą sympatią skrajnej prawicy, choć to właśnie te siły zdestabilizowały Bliski Wschód, powodując masową falę uchodźców.
Nowa wędrówka ludów spowodowana jest nie tylko konfliktami zbrojnymi, ale i neokolonialnym wyzyskiem i łupieniem biednych krajów Południa przez światowe konsorcja. Ludzie wędrują do kapitalistycznych metropolii w pogoni za bogactwem, które im ukradziono. Uciekają przed brakiem wody pitnej, którą w Indiach Coca Cola butelkuje i sprzedaje miejscowym, osuszając wszystkie studnie. Uciekają przed głodem, bezrobociem, umieraniem na uleczalne choroby. Dzięki światowym mediom wiedzą już, że są miejsca, gdzie życie nie musi być tak krótkie i beznadziejne jak w ich dotkniętych rabunkiem krajach. Więc tam się udają – kierowani instynktem samozachowawczym i marzeniem o godnej egzystencji, jeśli już nie dla siebie, to dla swoich dzieci. I tej fali nie zatrzymają żadne patrole, mury i zasieki. Dlatego prawica przygotowuje opinię publiczną na masowe ludobójstwo uciekinierów. Będą do nich strzelać, tak jak już się strzela do Meksykanów, forsujących Rio Grande. Będą zatapiać masowo (a nie jak dziś sporadycznie) łodzie z uchodźcami, będą mordować, żeby nie podzielić się zrabowanym bogactwem i swoim dostatkiem.
Hejt wobec uchodźców nie jest niewinną walką o zachowanie własnej tożsamości. To przygotowanie artyleryjskie przed zmasowaną ofensywą na prawa człowieka, przed masowym ludobójstwem. I tak jak pretekstem do wojny i komór gazowych było podpalenie Reichstagu, Traktat Wersalski i potrzeba „przestrzeni życiowej” – tak teraz pretekstem do mordowania, torturowania będzie walka z terroryzmem, a także (bo czemu nie?) – dyskryminacja kobiet w świecie islamu.
Jak my, socjaliści, możemy temu zaradzić? Jest tylko jeden sposób, wzniecenie buntu społecznego, rewolucji społecznej, zanim rozpocznie się na dobre rewolucja narodowa. Dziś, dzięki ruchom prospołecznym i propracowniczym PiS ludzie się już tak nie boją. Mając 500 zł na dziecko i minimalną stawkę godzinową, pracownicy (w 90 proc.) skłonni są zmienić pracę, jeżeli nie dostaną podwyżki. To czas na organizowanie związków zawodowych, strajków protestów, eskalowanie żądań kierowanych pod adresem rodzimych pracodawców i wyzyskiwaczy.
Zanim skrajna a prawica do spółki z wielkim kapitałem znów napuszczą na siebie setki milionów biednych ludzi, musimy rzucić się do gardła posiadaczom kapitału, którzy nami dziś rządzą z tylnego fotela. Paradoksalnie tylko rewolucja społeczna zapobiegnie masowej, bezsensownej rzezi.