Faszyzm powstaje z frustracji, z upokorzenia. Podobnie jak rasizm. Ludzie, którzy czują pokrzywdzeni, gorsi – szukają kogoś, od kogo są lepsi.
Zwykle kryterium stanowi narodowość, rasa, religia. Nie są to więc jakieś osobiste, indywidualne zasługi, lecz przynależność do grupy. Upokorzeni często odwołują się do pojęcia dumy. „Jestem dumny, że jestem Polakiem”. W tej narracji Powstanie Warszawskie, które było wielką tragedią, klęską narodową to „63 dni chwały”. A więc duma i chwała. To ma ich dowartościowywać po wielu godzinach spędzonych w nisko płatnej i odbierającej godność pracy, po kontaktach z aroganckimi urzędnikami, po przykrych rozmowach z działem windykacji którejś z korporacji, która najpierw kusi łatwością zakupu i kredytu a potem przy najmniejszej zaległości wdeptuje klienta w ziemię, obniżając jego poczucie wartości, pewności siebie.
Co byśmy zrobili, gdyby nie było pod ręką jakiegoś psa, którego można kopnąć, jakiegoś Araba, którego można zwyzywać, czy choćby geja albo komucha, albo przebrzydłego starego pryka, na którego można natrąbić, bo nie dość żwawo rusza swoim autem spod świateł?
Współcześni Żydzi to wyznawcy islamu, uchodźcy, migranci. Podobnie jak Żydów w III Rzeszy portretuje się ich jako groźnych i godnych pogardy zarazem. Przy obecność obiektu strachu i pogardy nie jest nieodzowna. W całym okresie powojennym kwitł w najlepsze polski antysemityzm, mimo, że Niemcy wymordowali większość polskich Żydów, a reszta wyemigrowała w 1968 roku. Podobnie jest z uchodźcami. Wprawdzie Polska ich nie przyjęła, ale to nie przeszkadza prawicy budować „jedności narodowej” na niechęci do tych abstrakcyjnych bestii, które „powinny zostać u siebie walczyć w obronie ojczyzny”. Niektórzy w charakterze wymówki bąkają coś o tym, że powinniśmy im dostarczać pomoc humanitarną do miejsc gdzie toczy się wojna. Ale jak na razie Zachód, którego jesteśmy gorliwym oddziałem dostarcza broń dżihadystom. Oni zaś mają obalić obrzydliwe reżimy i jakimś cudem zaprowadzić demokrację.
Popieramy więc zawracanie łodzi z uchodźcami na pełnym morzu, godząc się z faktem, że jakaś część tych ludzi po prostu utonie. Bo jesteśmy gorliwymi zwolennikami zamknięcia „twierdzy Europa”, otoczenia jej zasiekami z drutu kolczastego. A kiedy już ktoś w walce o przeżycie przebrnie te zapory i zasieki, dziwimy się, że docierają głównie młodzi, zdrowi mężczyźni. Cóż logika każe przypuszczać, że słabsi giną po drodze albo zawracają. Zresztą tekst o „młodych, zdrowych bykach”, tak popularny w Internecie, nie ma sensu jeszcze z jednego powodu. Nasze zdrowe byki też jadą przodem na Zachód za chlebem. Najpierw wysyłają pieniądze rodzinom, a jak się już jako tako urządzą ściągają ją do siebie. Różnica jest tylko taka, że nasi jeżdżą autobusami i latają samolotami, a arabskie „zdrowe byki” muszą pokonać morze i niejedną granicę nielegalnie. Nasi jadą za lepszym życiem. Tamci walczą o życie.
Frustratów nie brakuje też w innych krajach. Brytyjczycy spuszczając oklep naszym rodakom na wyspach, też czynią to dla poprawy samopoczucia. Poniżenie i upokorzenie prostych, mało zarabiających ludzi to w neoliberalnym świecie norma.
Obok faszyzmu na tle rasowym, religijnym i narodowym – jest jeszcze inna odmiana – to faszyzm klasowy. To pogarda i niechęć ludzi dobrze sytuowanych do reszty społeczeństwa, które jawi im się jako banda niedomytych, głupich, leniwych i roszczeniowych chamów. Każdy, kto miał kłopoty wynikające z niewypłacalności – wie, jak łatwo narazić się na zarzut bycia patologią, pijakiem i leniwym zasiłkobiorcą. Lepsi goście, którzy z niechęcią patrzą jak na „ich” plażach pojawiły się rodziny z dziećmi, które dzięki zasiłkom z programu 500+ nareszcie mogły sobie pozwolić na urlop. Kiedyś zbierałem podpisy pod petycją w sprawie wstrzymania podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej i spotkałem się z odmową dwóch młodych ludzi pijących cafe latte, którzy uznali, że dzięki podwyżkom w tramwajach i autobusach będzie luźniej co poprawi im komfort jazdy. Być może ci smakosze kawy i wielbiciele komfortu są równie jak ja oburzeni rasizmem Polaków, którzy sprzeciwiają się przyjmowaniu uchodźców. W każdym razie ludzie prości często podnoszą argument, że elity chętniej akceptują uchodźców i bardziej są skłonne nieść im pomoc, niż ubogim rodakom.
I tak powstaje hierarchia dziobania. Bogaci gardzą biedakami, a biedacy odreagowują, wyżywając się na ludziach o ciemniejszym od nich kolorze skóry. Faszyzm klasowy, pogarda tych na górze dla tych na dole nie rodzi odwetu, buntu społecznego skierowanego przeciw wyzyskowi, brakowi pomocy społecznej z prawdziwego zdarzenia, niesprawiedliwemu podziałowi dochodu narodowego. Cały ten gniew i frustracja są sprytnie przekierowywane na Bogu ducha winnych migrantów, uchodźców, ludzi, którzy stracili dach nad głową, cały dobytek i są zmuszani szukać schronienia w Europie. Prawica wie, co robi. Faszyzm niszczy społeczny ruch oporu wobec niesprawiedliwego systemu w zarodku. Już nie skąpy pracodawca, nie eksmitujący kamienicznik, nie lichwiarz i spekulant jest wrogiem gniewnego ludu, tylko takie same ofiary systemu, który zarabiając na wojnie i zbrojeniach rozwala w pył kolejne kraje powodując fale migracji i nacjonalizmu, który jest łatwą do przewidzenia i wywołania reakcją na ową wędrówkę ludów.
Właściwą odpowiedzią lewicy na ten kataklizm nie są wyłącznie pogadanki o tym, że ludzie są równi, ale ruch pokojowy, który stawi opór bombardowaniom, interwencjom, szczuciu na siebie nawzajem jednych grup plemiennych i religijnych na inne. A przede wszystkim rosnącym wydatkom na zbrojenia. Pokój na Bliskim Wschodzie zapanuje kiedy Zachód przestanie tam ingerować. Ustanie też wtedy eksodus, który faszystom w Europie pozwala podnosić ogolone łby.
We Francji znowu pali się asfalt i trwa walka z niekorzystnymi zmianami w prawie pracy . W takich chwilach neofaszystowski Front Narodowy przestaje istnieć. Liczy się tylko lewica, która jest z walczącymi pracownikami na barykadach.