W kolejnym wywiadzie w ramach projektu Cross-Border Talks (Rozmów Transgranicznych) nadal zastanawiamy się nad sytuacją na Ukrainie i tym, co ona oznacza dla regionu, w tym dla całej Europy Wschodniej. Na początku marca, Ukraina, Mołdawia i Gruzja złożyły wnioski o członkostwo w Unii Europejskiej. Jakie są ich perspektywy? Odpowiada Codru Vrabie, wieloletni działacz organizacji pozarządowych z Rumunii, od lat zaangażowany w wiele inicjatyw na rzecz lepszego zarządzania, ekspert ds. walki z korupcją, ostatnio zaangażowany w szkolenie młodych prawników i urzędników w Mołdawii i Rumunii.

Wideo w języku angielskim – transkrypcja poniżej:

 

Codru, jakie jest Twoje spojrzenie na tę sytuację i na to, co dzieje się na Ukrainie? Przez długi czas istniały różne opcje jej rozwoju. Można powiedzieć, że na rozwój sytuacji w całym regionie, na Ukrainie również, wpływ miały różne siły geopolityczne. Była wypracowywana pewna równowaga sił. Co się teraz zmieniło w związku z interwencją Rosji?

Trudne, trudne pytanie. Złożone i trudne z tego względu, że w dzisiejszych czasach prawie niemożliwe jest przewidzenie przyszłości. Myślę, że Ukraina była zdecydowanie na drodze do większej integracji z Unią Europejską lub z Zachodem. Zapewne pomysł, aby Ukraina ostatecznie wstąpiła do NATO, był jednym z głównych powodów niepokoju Rosji.

Czy to znaczy, że interwencja Rosji była w jakikolwiek sposób uzasadniona, w jakimkolwiek kształcie? Nie chcę rozwijać tematu – działania Rosji to nadużycie w stosunkach międzynarodowych.

Tym niemniej, do lutego, aż do momentu inwazji, mieszkańcy Ukrainy patrzyli na Zachód z dużą nadzieją. A co się dzieje po rosyjskiej interwencji na Ukrainie? Ta nadzieja rośnie nie tylko na Ukrainie, ale także w sąsiedniej Mołdawii, w Gruzji i w niemal całej Europie Wschodniej, od krajów bałtyckich przez Polskę, Słowację i być może także Bułgarię. Nie jestem pewien, co się dzieje na Węgrzech, ale to trochę inna historia.

Rozumiem, że nadzieja na rozwój polega na tym, by nie stać w miejscu, nie powtarzać tego samego, co przyniosła i ugruntowała fatalna transformacja. Mamy teraz sytuację, w której Ukraina złożyła wniosek o szybką ścieżkę przystąpienia do UE, a kilka dni później w jej ślady poszły Mołdawia i Gruzja. Wiemy, że na Ukrainie toczy się wojna, a Gruzja i Mołdawia mają swoje własne zamrożone konflikty. Naddniestrze ogłosiło, że może ogłosić niepodległość, jeśli zmieni się geopolityczna pozycja Mołdawii. To jest jedna kwestia: wymiar geopolityczny. Ale oprócz tego jest jeszcze kwestia stosunków z UE, które do tej pory w wykonaniu tych państw przypominały relację typu „oni dają – my bierzemy”. Co zatem zmienia dla tych trzech krajów ich wniosek o przystąpienie do UE? Co może zaoferować UE i co jest realistyczne, biorąc pod uwagę wszystkie zamrożone i gorące konflikty?

Mamy tu wiele pytań w jednym. Powinniśmy zacząć od koncepcji szybkiej ścieżki akcesyjnej. Tak naprawdę nie zostało zdefiniowane, co to właściwie jest. Wszyscy wiemy, że aby dany kraj mógł przystąpić do Unii Europejskiej, musi spełnić kryteria kopenhaskie. One dotyczą przede wszystkim pokoju społecznego w danym kraju. Tego nie ma w przypadku Ukrainy, która jest uwikłana w wojnę. W Gruzji mamy zamrożone konflikty związane z Osetią i Abchazją. W Mołdawii – konflikt wokół tak zwanej Republiki Naddniestrzańskiej.

Dlatego też postrzegam koncepcję szybkiej ścieżki akcesyjnej jako coś, co będzie wymagało przede wszystkim wyjaśnienia ze strony Komisji Europejskiej, a w zasadzie Rady Europejskiej. To jest kwestia zmian w pewnym sensie traktatowych. Nie spodziewam się więc, by jakaś szybka ścieżka mogła zacząć obowiązywać wcześniej niż za sześć miesięcy, do roku. Nie widzę też pomysłu szybkiej akcesji w priorytetach prezydencji francuskiej.

Jeśli w jakikolwiek sposób, w jakiejkolwiek formie i kształcie zostanie ona przedstawiona, nastąpi to prawdopodobnie w drugiej połowie bieżącego roku, a pierwsze kroki, które moglibyśmy zaobserwować w postaci porozumienia lub procesu politycznego, mogą w najlepszym wypadku nastąpić w przyszłym roku. Następnie, pod warunkiem, że będziemy mieli nowe ramy dla szybkiej ścieżki akcesyjnej, rozpocznie się proces negocjacji.

Wszyscy pamiętamy z czasów, gdy Rumunia i Bułgaria były kandydatami do Unii Europejskiej, że negocjacje akcesyjne dotyczyły konkretnych spraw – rolnictwa czy wymiaru sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Szczególnie rozdział dotyczący wymiaru sprawiedliwości i spraw wewnętrznych będzie bardzo trudny dla wszystkich tych krajów. Wiemy, że w Gruzji około dziesięciu lat temu przeprowadzono szeroko zakrojony proces porządkowania policji. Obecnie reformuje się tam sądownictwo. Na Ukrainie reforma rozpoczęła się od procesu lustracji, który został zapożyczony, że tak powiem, od Albanii. Z kolei Mołdawia właśnie rozpoczęła proces lustracji sędziów. Proces ten trwał przez cały czas trwania kryzysu. Trudna jest też perspektywa spraw wewnętrznych.

Tak więc z tej perspektywy niezwykle trudno będzie o szybką ścieżkę akcesji, a mówiąc o szybkiej ścieżce, mamy na myśli zasadniczo co najmniej trzy lata. Nie widzę możliwości, aby nastąpiło to szybciej.

Osobiście byłeś świadkiem działań zmierzających do modernizacji kraju w Mołdawii. Wiemy, że Mołdawia odniosła pewne sukcesy w zakresie cyfryzacji administracji, prowadzisz szkolenia, kontaktujesz się z młodym pokoleniem prawników i sędziów. W jakim stopniu te starania zakończyły się one sukcesem? Gdzie jeszcze więcej do zrobienia? Jakie są przeszkody?

Podróżuję do Mołdawii zazwyczaj dwa razy w roku. Mam kontakty głównie z młodymi pracownikami wymiaru sprawiedliwości. Myślę, że obecna sytuacja związana z inwazją, z rosyjską inwazją na Ukrainę, przynosi Mołdawii zarówno strach, jak i nadzieję. Strach, ponieważ wszyscy myślą o najgorszym scenariuszu, w którym Odessa może zostać zajęta przez Rosjan. Wtedy mogliby oni stworzyć korytarz z Odessy do Naddniestrza, gdzie od 13 lat stacjonuje 14 armia rosyjska. Oznaczałoby to więc przejęcie przez Rosję nowego państwa tuż przy granicy z Mołdawią. To jest właśnie powód do obaw.

Jednocześnie jest nadzieja, a ona przekłada się na to, jak Mołdawia radzi sobie z nową falą uchodźców z Ukrainy. Jeśli się nie mylę, granicę z Mołdawią przekroczyło już około 100 000 osób. Nie wszyscy z nich zostają. Niektórzy z nich przechodzą do Rumunii i udają się aż do Europy Zachodniej. Ale sposób, w jaki Mołdawianie radzą sobie z sytuacją uchodźców, jest godny naśladowania.

Mołdawianie mogą być dumni z tego, że są w stanie przyjąć uchodźców i zapewnić im schronienie, żywność, pomoc medyczną w nagłych wypadkach itd. Oznacza to w pewnym sensie, że rozwój gospodarczy Republiki Mołdowy, który w ciągu ostatnich 10 lat był dość przyspieszony, ma teraz bardzo konkretną i wyraźną ilustrację w terenie. Mieszkańcy Mołdawii zdają sobie sprawę z tego, że choć są biedni, mają dziś lepszy standard życia niż 10 lat temu. I dlatego mogą sobie pozwolić na tak zwany luksus, jakim jest zaspokajanie potrzeb uchodźców z Ukrainy. To jest ogromna motywacja do nadziei i odwagi.

Jeśli przyjrzymy się sądownictwu, to zobaczymy, że nowy rząd mołdawski zaczynał z wielkimi nadziejami i obietnicami. Następnie potknął się na wielu decyzjach politycznych dotyczących sądownictwa, ale właśnie teraz trwa proces zamykania procesu lustracji kandydatów do Sądu Najwyższego i Rady Sądownictwa. Proces ten wydaje się przebiegać bardzo sprawnie, ale może być też tak, że z powodu kryzysu uchodźczego ludzie nie zwracają na to zbytniej uwagi.

Tak więc w zasadzie mamy do czynienia z procesem, w którym mołdawskie sądownictwo w pewnym sensie wchodzi na nowy poziom rozwoju . Jeśli uda im się ta reforma sądownictwa, tak jak udało im się to w ciągu ostatnich 10 lat z e-administracją, to jest to sukces i bardzo dobry kierunek rozwoju. I tak – pod względem usług e-administracja w Mołdawii jest o wiele lepsza niż to, co mamy w Rumunii czy Bułgarii.

Czyli nadzieja istnieje. A jeśli spojrzymy na wszystkie trzy kraje razem, czy można doszukać się jakiejś pozytywnej wizji ich rozwoju w warunkach, w jakich się znalazły?

Nie powiedziałem o najważniejszym. Chodzi o to, że te trzy kraje właśnie teraz bronią naszej wolności do rozmawiania ze sobą, tak jak my to robimy. W Bukareszcie panuje pokój. Pokój panuje w Ruse. Możemy się połączyć i nagrać ten materiał. Jest to możliwe przede wszystkim dzięki Ukrainie. Ale także dzięki Gruzji, która już kilka lat temu stawiła czoła Rosji. A także dlatego, że Mołdawia jest doskonałym buforem, który może przyjąć pierwszą falę ukraińskich uchodźców. Pozytywnym aspektem jest zdolność tych trzech krajów do samopoświęcenia, jeśli mogę użyć takiego wyrażenia.

Tej pozytywnej historii możemy przyjrzeć się później, gdy zostanie ona nagrodzona członkostwem w Unii Europejskiej, jeśli będzie to coś, co kraje te ostatecznie chcą i mogą osiągnąć. Mam jednak nadzieję, że tak się stanie i że Unia Europejska przyszłości obejmie nie tylko te trzy kraje, ale także Bałkany Zachodnie. Mam nadzieję, że także Białoruś, chyba że Białoruś postanowi stać się kolejną republiką Federacji Rosyjskiej. Z dużą nadzieją patrzę też na Armenię, ponieważ uważam, że Armenia jest również częścią europejskiego dziedzictwa i powinna stać się częścią Unii Europejskiej w późniejszym czasie. W przypadku Azerbejdżanu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, podobnie jak w przypadku Turcji, która ma skomplikowane relacje z Unią Europejską. Ale do tego mostu dojdziemy, gdy tam dotrzemy.

Myślałem, że moje ostatnie pytanie będzie dotyczyło roli Rumunii w tym, co dzieje się na Wschodzie, ale sposób, w jaki opisujesz pozytywną historię tych trzech krajów, skłania mnie do zadania pytania, co UE lub może inaczej – nasz region, wschodnia część UE, może lub powinna zrobić, aby wesprzeć tę pozytywną wizję przyszłości trzech krajów?

Patrzę na Polskę, Rumunię i Bułgarię, ponieważ uważam, że są to prawdopodobnie najważniejsi aktorzy w tej chwili. Jeśli chodzi o Węgry, to niestety trudno jest dyskutować na ten temat, ponieważ Viktor Orban na Węgrzech wciąż zachowuje się dwuznacznie. Kwiecień jest miesiącem wyborów na Węgrzech, więc trudno jest teraz rozmawiać o zaangażowaniu tego kraju. Niewiele wiem o Słowacji, ale Polska bardzo pomaga uchodźcom. Jeśli się nie mylę, około miliona osób przeszło z Ukrainy do Polski i Polska bardzo pomaga w tej kwestii. Rumunia również pomaga uchodźcom. Bułgaria pomaga uchodźcom.

Ciekawostką jest, że niektórzy z ukraińskich uchodźców, którzy nie mogą dostać się aż do Polski, ale znaleźli schronienie w Rumunii, powiedzieli, że jest im trudno, bo nie rozumieją alfabetu, nie rozumieją języka i trudno im się poruszać. Dlatego woleliby zostać przeniesieni do Bułgarii. Wiedzą, że w Bułgarii będzie im łatwiej. Wiemy już o autobusie z 40 lub 50 uchodźcami ukraińskimi, który specjalnie z tego powodu przejechał całą drogę od północnej granicy z Ukrainą do Bukaresztu i Bułgarii. Tak więc pierwszym rodzajem pomocy jest pomoc uchodźcom.

Unia Europejska przyjęła już dyrektywę o ochronie tymczasowej. Rumunia jeszcze jej nie transponowała. Zrobiła to Bułgaria. Polska też. Czekamy więc, aż rząd przyjmie decyzję, która pomoże we wdrożeniu europejskiej dyrektywy o ochronie tymczasowej, ponieważ jest ona lepsza niż status azylanta czy turysty. Zobaczymy, jak to się potoczy. Ale później, od kwietnia, myślę, że Polska, Rumunia i Bułgaria, miejmy nadzieję, będą ze sobą współpracować. W taki sposób, aby wesprzeć Ukraińców.

Rozmawiano już o korytarzach pomocy, którymi można by przesyłać leki, żywność, koce i wiele innych potrzebnych na miejscu rzeczy. Poza tym możemy przyjrzeć się, jak Rumunia, Bułgaria i Polska, a być może także Słowacja, współpracują w ramach Rady Europejskiej w celu przekazania europejskiej pomocy na rzecz odbudowy i rozwoju na Ukrainę, do Mołdawii, a następnie przez morze do Gruzji. Myślę jednak, że Ukraina i Mołdawia mają najwyższy priorytet, ponieważ to one najbardziej ucierpiały w wyniku wojny. Myślę więc, że jest to klucz do przyszłości, do tego, by cokolwiek i naprawdę naciskać na pomoc, na odbudowę i rozwój Ukrainy i Mołdawii. Na szczęście mamy na miejscu rządy, zarówno na Ukrainie, jak i w Mołdawii, które są proeuropejskie. Miejmy nadzieję, że dzięki temu współpraca z tymi dwoma rządami będzie bardzo płynna i – miejmy nadzieję – skuteczna.

W jakim stopniu uzasadnione jest zaangażowanie militarne w tej sytuacji ze strony wschodniej flanki UE?

Może ono być uzasadnione moralnie, ale politycznie byłoby to samobójstwo. Z tego punktu widzenia uważam, że jedyna pomoc wojskowa, jaka mogłaby trafić na Ukrainę, to coś w rodzaju Błękitnych Hełmów pod egidą ONZ. Mogą je tworzyć tylko państwa, które są rzeczywiście neutralne. Finlandia i Szwecja już zaczynają jakieś rozmowy polityczne z NATO. Myślę więc, że nie mogą już dłużej służyć temu celowi. Jedynym krajem Unii Europejskiej, który nadal może to robić, jest moim zdaniem Austria.

Oczywiście wiele osób powie, że Austria nie może być uczciwym pośrednikiem, ponieważ jej państwowa firma OMV ma interesy naftowe w relacjach z Rosją. To bardzo skomplikowana sytuacja i sądzę, że w najbliższej przyszłości żadne z państw europejskich nie udzieli Ukrainie pomocy wojskowej, po prostu ze względu na komplikacje z NATO. Będziemy więc siedzieć, czekać i zobaczymy, kto jeszcze z całego świata może pomóc w tej sytuacji? Może Indie byłyby interesującym czynnikiem w tych wysiłkach.

OK, bardzo dziękuję za tę rozmowę.

Pokój!

Rozmawiał Władimir Mitew.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Para-demokracja

Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…