Pamiętacie jeszcze Fort Trump? Administracji kaczystów tak bardzo zależało na amerykańskiej bazie wojskowej w obrębie polskich granic, że byli gotowi za nią zapłacić nawet dwa miliardy dolarów. Po wygranej Joe Bidena w wyborach prezydenckich pomysł nieco ucichł, jednak agresja Rosji na Ukrainę nadała mu nowego powabu.
Przed wizytą amerykańskiego prezydenta w mediach padały sugestie stałego amerykańskiego kontyngentu wojskowego złożonego nawet z 30 tysięcy żołnierzy. Byłoby to trzecie pod względem liczebności zagraniczne zgrupowanie US Army na świecie. Więcej amerykańskiego wojska stacjonuje tylko w Japonii (42 tys.) i Niemczech (35 tys.).
Sklepik z bronią
W moim głębokim przekonaniu stała baza wojskowa US Army jednak nigdy w Polsce nie powstanie. Nie pretenduję przy tym na lewicowego dra Bartosiaka – speca od wojskowości i geopolityki. Myślę jednak, że najważniejszym parametrem, który zablokuje powstanie stałego kontyngentu wojskowego w Polsce, jest popyt.
531 mld dolarów. Tyle, wg magazynu Forbes, zarobiło w 2020 roku 100 największych producentów broni. 41 z tych 100 molochów ma siedzibę w USA. Ich łączny zarobek to 285 mld dolarów. Największym producentem broni na świecie jest Lockheed Martin, który we wspomnianym 2020 roku zarobił 58 mld dolarów, drugi w kolejności Raytheon wygenerował prawie 37 mld dolarów zysku, podium zamyka Boeing z 30 mld zysku.
Powstanie stałej bazy wojsk amerykańskich w Polsce sprawiłoby, że kolejne polskie rządy odczuwałyby mniejszą presję zakupową. Nie ma tu żadnego znaczenia, że, jak w przypadku propozycji kaczystów i Fortu Trump, to Polacy zapłaciliby za budynki, paliwo, wikt i opierunek Amerykanów, ponieważ ci przyjechaliby nad Wisłę z własnym sprzętem – czołgami, śmigłowcami, elementami obrony przeciwlotniczej. Polacy nie musieliby tego kupować, nie musieliby płacić za licencje, oprogramowanie, szkolenia, serwis i części zamienne. A na to branża zbrojeniowa, ale też cały przemysł ciężki czy informatyczny z drugiej strony Atlantyku zwyczajnie nie może sobie pozwolić.
Ile Polska wydała na zbrojenia przez dekadę?
Przyjrzyjmy się zresztą polskim wydatkom na zbrojenia z ostatnich dziesięciu lat.
Sierpień 2012 – rusza budowa “pierwszej fazy systemu obrony powietrznej połączonego z elementami obrony antyrakietowej”. Inwestycja ma być zakończona w 2018 roku, a jej koszt jest szacowany na 15 mld zł. W roku 2012 Polska wydaje 1,95% PKB na zbrojenia.
Wrzesień 2013 – rząd Tuska przyjmuje program “wieloletniej modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP”. Do 2022 roku zakładał on wydatki rzędu 131 mld złotych. Same tylko elementy systemu obrony powietrznej mają kosztować 26 mld złotych.
Styczeń 2014 – na łamach amerykańskiego Washington Post powstaje artykuł o tym, że amerykanie wypłacili polskim służbom 15 mln dolarów gotówką za obsługę katowni w Kiejkutach. Tanio, bo wedle tego samego tekstu Marokańczycy przyjęli 20 mln dolarów za więzienie, które nigdy nie powstało. Warto jednak o tym wspomnieć, by pamiętać o marności polskiego “żebraczego imperializmu”.
Kwiecień 2014 – ówczesny szef MSZ Radosław Sikorski wyraża zdanie, że w polskim interesie jest stałe stacjonowanie dwóch brygad pancernych wojsk USA. Lekko licząc 10 tysięcy żołnierza.
Sierpień 2014 – podczas defilady na Dzień Wojska polskiego prezydent Komorowski deklaruje zwiększenie wydatków na zbrojenia do 2% PKB i popisuje się erudycją rzucając łacińską maksymą “si vis pacem para bellum”. Program Restrukturyzacji Sił Zbrojnych RP ma pochłonąć nie 131 a 140 mld zł.
Listopad 2014 – prezydent Komorowski ogłasza “Strategię Bezpieczeństwa Narodowego RP”, którą nazwał, jak przystało na militarystycznego narcyza, “Doktryną Komorowskiego”.
A w “Doktrynie…” czytamy: „Rzeczpospolita Polska wspiera reformy państw Partnerstwa Wschodniego oraz opowiada się za ich ściślejszym powiązaniem z UE i NATO. Punktem wyjścia tych działań są zasady wolności, demokracji, gospodarki rynkowej oraz otwartej perspektywy integracyjnej z euroatlantyckimi strukturami je wyrażającymi”. Partnerstwo Wschodnie to grupa państw byłego bloku ZSRR: Białoruś, Mołdawia, Ukraina, Gruzja, Armenia i Azerbejdżan. Mamy więc tu mały wkład Polski w destabilizację Ukrainy po 2014 roku.
Marzec 2015 – polsko amerykańskie ćwiczenia wojenne pod kryptonimem “Atlantyckie Zdecydowanie”. Nad Wisłą pierwszy raz pojawiają się Patrioty. Rosja w odpowiedzi mówi o rozlokowaniu rakiet Iskander w Obwodzie Kaliningradzkim.
Kwiecień 2015 – Airbus przechodzi do następnego etapu przetargu na śmigłowce wielozadaniowe. Polska ma kupić 50 Caracali za 13 mld zł. Jak się później okaże, do zakupu nie dojdzie. W grudniu 2021 roku polski rząd podpisuje porozumienie z Airbusem, zgodnie z którym ma zapłacić 80 mln euro za zerwany kontrakt.
Maj 2016 – prezydent Duda podpisuje ustawę “O zasadach pobytu wojsk obcych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz zasadach ich przemieszczania się przez to terytorium”, w myśl której uprawnienia wojsk obcych stacjonujących w Polsce są równoważne z uprawnieniami polskiej armii. W maju rusza też budowa bazy w Radzikowie pod Słupskiem.
Czerwiec 2016 – manewry Anakonda 16, w których wzięło udział 31 tysięcy żołnierzy NATO. Jednym z elementów ćwiczeń były manewry “Saber Strike” mające na celu desant amerykańskiego wojska do państw bałtyckich i prowadzenie działań wojennych na ich terytorium.
Wrzesień 2017 – XXV Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach. Otwierający event minister Macierewicz oznajmia ze swadą, że modernizacja polskiej armii będzie kosztować, bagatela, 550 mld zł w ciągu 14 lat. Dla porównania – całość wydatków budżetowych w 2021 r. to 480 mld zł.
Październik 2017 – prezydent Duda podpisuje ustawę o zwiększeniu wydatków na wojsko do 2,5% PKB. W całym NATO tylko USA wydaje większą część dochodu na zbrojenia.
Listopad 2017 – amerykański Kongres daje zielone światło dla sprzedaży Polsce systemu Patriot. Szacowana kwota kontraktu to 10.5 mld dolarów czyli 44,3 mld zł po dzisiejszym kursie.
Maj 2018 – Zgromadzenie Parlamentarne NATO w Warszawie. Prezydent Duda mówi o rozszerzeniu Paktu o Gruzję i Ukrainę. Wzywa także europejskich partnerów do zwiększenia wydatków na zbrojenia.
Wrzesień 2018 – prezydent Andrzej Duda stojąc przy biurku Donalda Trumpa w Waszyngtonie podpisuje w zasadzie nic nie wnoszący dokument „Obrona wartości i budowanie dobrobytu poprzez polsko-amerykańskie partnerstwo strategiczne”. Właśnie podczas tej wizyty pada wasalna wręcz propozycja powstania w Polsce Fort Trump.
Luty 2019 – Polska gości u siebie Konferencję Bliskowschodnią, na której o bezpieczeństwie na bliskim wschodzie rozmawiano bez Iranu, za to z Bibim Netanjahu. Jak już Amerykanie pofatygowali się do Warszawy, to nie omieszkali zrobić jakiś biznes. Podczas konferencji został podpisany kontrakt na zakup systemu HIMARS za 1,5 mld zł. W tym samym miesiącu Mariusz Błaszczak ogłasza, że do 2026 roku Polska wyda na zbrojenia 185 mld zł.
Czerwiec 2019 – prezydent Duda znów w Waszyngtonie. Tym razem kupuje od Amerykanów 32 myśliwce F35 za łączną kwotę 17 mld zł. Przystosowanie ich do warunków polskich, serwis i uzbrojenie to dodatkowo kwota 40 mld zł.
Maj 2020 – prezydent Duda podpisuje Strategię Bezpieczeństwa Narodowego RP, która w swych założeniach niczym nie różni się od tej ogłoszonej sześć lat wcześniej przez Komorowskiego. Znów głównym celem strategicznym jest wcielenie krajów takich jak Ukraina do struktur NATO.
Maj 2020 – ambasador USA w Polsce, madame Georgette Mosbacher, nagradza najwierniejszego wasala w strukturach NATO twittem o możliwości przeniesienia broni jądrowej z Niemiec do Polski. Owacjom nie było końca.
Marzec 2022 – wisienka na torcie, czyli Ustawa o Obronności Ojczyzny. Wydatki na zbrojenia mają wynosić 3% PKB już od 2023 roku. Armia polska ma zwiękzyć swoje pogłowie o 100% – do 300 tysięcy żołnierzy. Paramilitarny WOT ma liczyć 50 tysięcy ochotników. Ustawa powołuje do życia program o rozczulającej nazwie “Zostań Żołnierzem RP” przewidujący szereg zachęt i przywilejów dla młodych ludzi chcących związać swoją przyszłość z wojskiem.
Dobry klient na wagę złota
Dobry handlowiec powinien kierować się naczelną zasadą mówiącą, by nie psuć rynku. Nie robi się promocji na towary chodliwe, popularne wśród klientów, bo tym sposobem zabija się kurę znoszącą złote jajka. Polska to kraj, w którym każda licząca się opcja polityczna jest zgodna co do tego, że wydatki na wojsko należy ponosić i podnosić bez względu na to, jaka jest sytuacja ekonomiczna kraju i jaka jest kondycja innych kluczowych dziedzin życia społecznego. Znamienne, że podczas głosowania nad Ustawą o Obronności Ojczyzny, w dobie postpandemicznego chaosu w służbie zdrowia i edukacji nikomu z posłów nie zadrżała ręka, w momencie głosowania za gargantuicznymi wydatkami na armię.
I właśnie ta cecha czyni z Polski idealnego klienta amerykańskiej oligarchii zbrojeniowej. Stałej bazy US Army, z ofensywnymi czołgami, helikopterami i 30 tysięcznym wojskiem nigdy nad Wisłą nie będzie, bo nie czas i nie miejsce na darmowe próbki. Warszawa tak czy inaczej tę broń kupi, suto zasilając amerykański przemysł zbrojeniowy, ciężki, informatyczny.
Gdybym miał wskazać najdokładniejszą metaforę polskiego militaryzmu, to byłoby to uzależnienie od alkoholu czy narkotyków. Polska nie jest na tym etapie nałogu, w którym diler proponuje młodemu marihuaniście darmową próbkę speeda czy kokainy. Polska ćpa amerykańską broń na potęgę i aby zaspokoić głód, wyniesie do lombardu srebra domowe, biżuterię żony czy rozpruje dziecku świnkę skarbonkę.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…