W 1599 roku powołano do życia zupełnie nowego rodzaju przedsiębiorstwo, które zmieniło wymiar rodzącego się kapitalizmu i funkcjonowanie tego, co zwie się „wolnym rynkiem”. Nadano mu nazwę Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska. Twórcy tego przedsięwzięcia zapewne nawet nie przewidywali, jaki mechanizm uruchamiają: to właśnie swobodny obrót udziałami w firmach (wtedy zastosowany po raz pierwszy) pozwolił prywatnym korporacjom urosnąć tak, że stały się kilka wieków później potężniejsze od państw. Korporacje nie wiedzą, co to jest społeczność, za nic mają poczucie moralności, dyktując ceny, pożerając konkurentów, przekupując polityków. Z wolności i praw człowieka czynią pośmiewisko, z ich humanistycznych wartości – karykaturę. A przy tym nieustannie znajdują obrońców, liberałów, którzy mogą mieć usta pełne słów uznania dla pracujących obywateli, wychwalać uczciwie prowadzone lokalne drobne biznesy, by w ostatecznym rozrachunku i tak bronić największych szkodników, czyli korporacyjnych molochów.
Cyklicznie powtarzające się gigantyczne kryzysy finansowe i gospodarcze krachy stały się istotą systemu światowego rynku. Przez stulecia kapitalizmu tylko nabierają niszczącej siły. Wszystkie apele, nieważne kto i dlaczego je formułował, o stworzenie łagodniejszej i bardziej ludzkiej postaci systemu były tylko chwilowymi, wymuszonymi siłą i realnym zagrożeniem, odstępstwami od normy. Dopóki ZSRR był globalnym mocarstwem autentycznie zagrażającym kapitalizmowi tak siłą oręża, jak ideologicznie i doktrynalnie, istniał straszak motywujący do budowania rozmaitych „państw dobrobytu”. Byle nie posypał się cały kapitalizm. Ale te czasy się skończyły.
Po kryzysie z 2008 r. już wiemy, że mega-banki, mega-korporacje i giganci sektora finansowego sprawują pełną kontrolę nad społeczeństwami we wszystkich częściach świata. Systematycznie sprowadzają je do zatomizowanych zbiorowisk konsumentów, wegetujących według schematu praca-rozrywka-sen, zajętych zapewnieniem sobie i swoim najbliższym podstawowych, egzystencjalnych potrzeb, a gdy zasobów jest nieco więcej – realizacją systematycznie podsycanych konsumpcyjnych dążeń.
Tylko diametralna zmiana modelu własności przedsiębiorstw, podejścia do samej esencji „prywatnej własności” i istoty rynku jako regulatora życia może oznaczać wyjście poza kapitalistyczne stosunki produkcji, przekształcenie stosunków społecznych. Wydawało się – tak w dobie kryzysu sprzed dekady, jak i teraz, że lewica, nie mając wiele do stracenia, głośno to wykrzyknie. Nie wykrzyknęła. Nawet w obliczu pandemii koronawirusa i całkowitej – co widać – abdykacji systemu we wszystkich możliwych przestrzeniach, popiskuje o wspomożeniu biznesu, korporacji, tych „co dają pracę”.
Fatalnie widzę naszą przyszłość – nas, większości społeczeństwa, pracowników najemnych, bezrobotnych, emerytów – gdy brak nam reprezentacji. W dobrą wolę liberałów, którzy rządzą naszą doczesnością i świadomością nie wierzę w stopniu najmniejszym. Niby dlaczego rządzący nie mieliby, jako odpowiedź na gniew pozostawionego sam na sam z nędzą „ludu”, zabrać ludziom jeszcze praw obywatelskich? Niby co powstrzyma ich przed tym, by utrzymać na stałe te wszystkie obostrzenia i stany wyjątkowe-niewyjątkowe, zanim zaczną się masowe protesty, dzikie strajki i marsze głodowe? Faszyzm niegdyś doskonale współpracował z wielkim kapitałem i z Kościołem katolickim…
Powie ktoś, że to wykluczone z racji rudymentarnych kanonów liberalizmu. Wolność, sprawiedliwość, równy dostęp do edukacji, wolne sądy… Wszystko jest kwestią uzasadnień! W obrazkowo-medialnej demokracji wystarczy trochę się postarać, by przekonać zdezorientowanych ludzi, że muszą zrezygnować z tego, tego i tego, by zachować chociaż resztki dotychczasowego poziomu życia. Na osłodę można ich poszczuć na mniejszości czy uchodźców. Zasada kozła ofiarnego jest obecna we wszystkich ideologiach, doktrynach i religiach. Słynna dysputa w Valladolid między Sepulvedą i de las Casasem nad posiadaniem (lub nie) przez Indian duszy winna uświadomić, że w sferze kazuistyki prawnej i ideologicznego patosu nie ma rzeczy niemożliwych. Przy upadającym poziomie życia, kurczeniu się klasy średniej będącej oparciem i podstawą liberalnej demokracji na Zachodzie hasła o białych Europejczykach, Aryjczykach, fortecy Europa z mizerną, ale jednak jakąś tam jakością życia, będą nabierać znaczenia. Im będzie on głębszy i bardziej wielowymiarowy, tym te slogany staną się bardziej chwytliwe. NSDAP w Niemczech poparli przede wszystkim nie robotnicy, co drobni posiadacze, rzemieślnicy, spauperyzowani inteligenci, nauczyciele.
Nacjo-liberalizm, ów nowy kostium znanego brunatnego zagrożenia (o czym pisze doskonale Umberto Eco w eseju „Wieczny faszyzm”), może realizować nadal liberalną koncepcję jednoczenia Europy. Bojaźń liberalnych elit Europy przed nadchodzącym nieubłaganie kryzysem może przerzucić ich myślenie w kierunku ostatniej idei, mogącej stanowić zaporę przed recydywą socjalizmu. Austerity zbankrutowało, ale czy to znaczy, że należy przestać traktować ludzi pracy w sposób bezwzględny? Nie. Oni, władcy świata, by na tym stracili.
Ale może odkurzony flirt elit liberalnych z nową wersją faszyzmu pozwoli im władać dalej?
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
Panie Skorpion coś tam coś tam, ustawy antytrustowe de facto zostały już złamane w Bretton Wood. USA staly się po 1945 r. jednym ze światowych hegemonow – duopol – i już wtedy poprzez Bretton Wood rozpoczęły marsz ku globalizacji: czyli rozpoczęcia czyszczenia przedpola dla amerykańskich koncernow. Kto tu pstrąg a kto tu piskorz nie wiadomo więc. Widzę że portalowy obrońca Wuja Sama jak zawsze w formie i na posterunku.
Niestety z ostatnim zdaniem – to trafił Pan jak kulą w płot.
Kalendarz tych zmian które demontowały kaganiec nałożony kombinatorom przez Franklina Roosevelta skorelowany z datami kolejnych kryzysów ekonomicznych i spadkiem tempa rozwoju państw, doskonale obrazuje kurs jaki miliarderzy spragnieni obniżenia podatków i wzrostu zysków za wszelką cenę zapoczątkowali na szerszą skalę za czasów Nixona. Nie chce mi się grzebać po starych wydaniach gazet, ale mniej więcej w roku 2008 (podczas kryzysu) pojawiło się w prasie całkiem zgrabne opracowanie omawiające przyczyny (deregulacje w prawie amerykańskim i zapisy porozumień handlowych) i skutki kryzysów. Od razu było widać kto będzie płacił, a kto zgarnie kolejną kupę zielonych.
Poprzedni mój wpis nie był jakakolwiek obroną wuja Samuela, a próbą wskazania DROGI JAKĄ POWINNIŚCIE OBRAĆ. Dostarczania czytelnikom opartych na dokumentach dowodów szkodliwości tego co nazywa sie kapitalizm w miejsce radosnego popiskiwania, którego udowodnić nie sposób i sprowadza się prawie wyłącznie do prostackiej gry na uczuciach.
Może spróbujcie dorównać w tej materii starej Trybunie Ludu, gdzie pomimo całego zacietrzewienia propagandowego pojawiały się sensowne teksty na tematy gospodarcze.
zawsze mogą te łachudry wywołać wojnę na koniec .To dla nich ratunek jedyny
Panie Czarnecki!
Ani słowem nie wspomniał o najistotniejszej kwestii. Demontażu ograniczeń narzuconych firmom, bankom i spółkom po kryzysie lat 20/30 przez amerykańskiego prezydenta i jego gabinet. Demontaż zaczął się ciut przed Nixonem, a skutkiem był pierwszy kryzys z 74 roku (naftowy) Wcześniej nie był szans na powstanie megakorporacji ponadnarodowych gdziekolwiek, a dziś wesela słoni, wrogie przejęcia, wojenki handlowe stają sie powoli normą.
Może zechciałby pan poświęcić tej materii nieco więcej czasu, zamiast prześlizgiwać się po temacie jak pstrąg wśród kamieni?
„Korporacje nie wiedzą, co to jest społeczność, za nic mają poczucie moralności” – ponieważ korporacje nie mają właścicieli, którzy mogliby cokolwiek wiedzieć czy czuć. Gdyby firma miała właściciela w postaci konkretnej, fizycznej osoby, mogłoby się tak zdarzyć (choć wcale by nie musiało!), że ten właściciel byłby przyzwoitym człowiekiem, który w swoich działaniach kierowałby się zwykła ludzką uczciwością.
Jednak z samej formuły spółki akcyjnej wynika, że taka spółka takiego konkretnego właściciela nie ma. Akcjonariuszami korporacji są w mniejszości – setki, a może tysiące nie znających się nawzajem ludzi, którzy nie mają w sprawie polityki firmy nic do powiedzenia, a w większości – inne korporacje (których akcjonariuszem z kolei w części może być ta właśnie korporacja, której one są akcjonariuszami, czyli tworzy się zamknięte koło). Taka korporacja jest automatem pozbawionym kontroli, działa jak nowotwór, jak wirus, dążąc tylko do jednego „wprogramowanego” w swoją istotę celu – jak najbardziej rosnąć, osiągać jak największe zyski. Nie może brać pod uwagę żadnych wartości, bo nie ma tu żadnego świadomego umysłu, zarządzającego taką korporacją, który mógłby to uczynić. Tworząc spółki akcyjne, stworzyliśmy automaty, które funkcjonują na Ziemi obok nas – ludzi – ale nie mają z nami nic wspólnego, natomiast w coraz większym stopniu wpływają na nasze życie.
Jeżeli tzw. „foliarze” boją się obcych istot z kosmosu, które miałyby opanować Ziemię i ludzi, jeżeli fantaści naukowi boją się robotów, które mogłyby się zbuntować i zacząć działać przeciwko ludziom, to trzeba im wszystkim powiedzieć, że takich „obcych” i takie roboty już dawno tu mamy. To właśnie korporacje – nieludzkie, nieświadome, niemyślące byty, które mechanicznie dążą tylko do jednego celu. Jakoś nikt tego nie widzi – nie dostrzega faktu, że korporacje nie mają z nami, jako gatunkiem ludzkim, nic wspólnego, że jest to obcy nam mechaniczny twór, stanowiący zagrożenie, z którym trzeba walczyć – tak, jak obecnie walczymy z koronawirusem.
Zauważył ten fakt nawet Korwin(!), pisząc o tym w jednym ze swoich dawnych felietonów (niestety już niedostępnym w sieci) – jednak akurat tym razem jego wyznawcy jakoś puścili to mimo uszu, co dowodzi, że obrońcy obecnego kapitalizmu nie posłuchają nawet swojego guru, kiedy mówi rzeczy niekoniecznie dla nich wygodne. Czy kiedyś ludziom otworzą się oczy? Może, kiedy będzie już za późno i kapitalizm doprowadzi Ziemię do stanu niezdatnego do dalszego życia… :(
Panie Czernecki, pańska wiara w naprawę kapitalizmu jest doprawdy nie tyle śmieszna, co szkodliwa.
A gdzie napisałem że jest on naprawialny ?
No cóż, starożytni gadali, że zawsze w czasie sztormu śmiecie na wierzch wypływają. Kwestia tylko, kto ten sztorm robi (grube ryby? Przypomniał mi się skądinąd chiński film „Panowie wojny”; to jest właśnie to).
Wniosek jest jeden – tylko STALINIZM może powstrzymać odradzający się faszyzm. Daje głowe uciąć że lewactwo mając do wyboru faszyzm albo stalinizm wybrałoby to pierwsze. Pamiętajcie, tylko Stalin !!! Wieczna chwała Stalinowi – tak było i to się sprawdziło.
Korporacje nie zbudują dobrego społeczeństwa, gdyż sama skala nierówności społecznych to uniemożliwi.
Przestępczość (patrz USA), porozbijane rodziny (też USA), depresja i samobójstwa – tak wygląda liberalny świat.
W Polsce Ludowej 25-cio letni mężczyzna był już żonaty. Teraz nie ma nic, nie gdy jego zaradność życiowa spadła do zera względem najbogatszych.
Przekonać musimy młodych mężczyzn, że odbudowa stabilnej polskiej rodziny prowadzi przez socjalizm. Inaczej wciągnięci zostaną przez ideologię faszystowską.
Ostatnio powstrzymał ich Związek Radziecki. Dziś musiałyby być to Chiny. Ale one chyba już same sa zbyt skorumpowane kapitalizmem.