Pięć ostatnich niezależnych wobec rządu tytułów zostało przejętych przez oligarchów ze stajni Victora Orbana. Wolność mediów na Węgrzech umierała przez kilka lat. Kaczyński zapowiedział rozpoczęcie podobnego procesu w naszym kraju jesienią tego roku.

Facebook.com/Orbán Viktor

Warto uważnie spojrzeć na proces, który właśnie zakończył się na Węgrzech. Ostatnie antyrządowe gazety – dzienniki regionalne „Hajdú-Bihari Napló”, „Észak-Magyarország” i „Kelet-Magyarország” zmieniły właśnie właściciela. Co ciekawe, nowym wydawcą nie będzie Węgier, lecz austriacki magnat Heinrich Pecina, który mocną pozycję zawdzięcza przyjaźni z premierem Orbanem. Kilka dni wcześniej przejęte zostały dwie inne gazety „Kisaföld” i „Délmagyarország”, które znalazły się w rękach właściciela kasyn i potentata medialnego Andy’ego Vajnę, również nieformalnego współpracownika szefa rządu. Obaj biznesmeni są oczywiście hojnymi sponsorami kampanii wyborczej Fideszu – partii panującej niepodzielnie na Węgrzech.

Organizacje broniące wolności mediów biją na alarm. „Przejęcie ich w ostatnich kilku dniach jest ostatnim atakiem na pluralizm w kraju, w którym rząd wciąż rozszerza swoją władzę nad mediami” – napisała organizacja. „W niecały rok Fidesz przejął kontrolę nad całą prasą regionalną. To podzwonne dla niezależności mediów na Węgrzech” – czytamy w komunikacie Reporterów bez Granic. 

Dlaczego Orban chciał przejąć ostatnie niezależne media, nawet za cenę utwardzenia opinii antydemokratycznego tyrana? Obrońcy praw człowieka wskazują na kalendarz. W 2018 roku na Węgrzech mają się odbyć wybory parlamentarne. Fidesz ma już co prawda większość konstytucyjną, jednak nie ma zamiaru pomniejszyć swojego stanu posiadania.  Dlatego Orban postanowił zlikwidować wszystkie ośrodki krytyki. Po przejęciach trzech głównych oligarchów powiązanych z Orbánem posiada osiemnaście gazet regionalnych na Węgrzech. Nie ma tam już także niezależnych gazet ogólnokrajowych – ostatnia została wchłonięta przez imperium medialne Fideszu w lipcu br.

Patrząc na Węgry, być może widzimy naszą przyszłość. „Repolonizacja”,  „renacjonalizacja” i „odpolitycznienie” mediów to jedna z najnowszych i najczęściej powtarzanych nut w języku komunikacji Prawa i Sprawiedliwości. Według „Gazety Wyborczej” PiS planuje przed wyborami samorządowymi w 2018 roku ustawowo zmusić niemiecki koncern Neue Passauer Presse do sprzedania państwowemu bankowi PKO BP wydawnictwa Polska Press, do którego należy 20 dzienników regionalnych. Wszystkie strony na razie zdementowały taką ewentualność. Powodów do niepokoju jest jednak sporo.  Jarosław Kaczyński w studio Telewizji Trwam mówił o repolonizacji mediów jako o kolejnej z dużych reform rządu PiS. Wtórował mu wiceminister kultury Jarosław Sellin, który z kolei zapowiedział „dekoncentrację struktur właścicielskich w mediach”. Projekt mamy poznać jesienią.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
    1. Zgadza się. I chodzi właśnie o to, żeby każda z wersji światopoglądu (a nie tylko jedna) mogła mieć swoją tubę.

  1. Na pytanie postawione w tytule artykułu odpowiadam: TAK. Dokładnie to nas czeka.

    …i niestety nic z tym nie zrobimy bo:
    a) dla zdecydowanej większości społeczeństwa sprzedaż całej Polski za 500zł to dobry real
    b) lewica w Polsce jest mięciutka, miałka i nieporadna niczym niemowlak w oknie życia.
    c) nikt nam nie przyjdzie z pomocą bo Unia Europejska niestety bardzo mało w tej sprawie może a USA nie przyjdzie nam z pomocą bo nie mają w tym żadnego interesu.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…