Kilkaset zwierząt wysłano w paczkach – dosłownie – aby przebyły drogę z Głuchołaz do Jeleniej Góry. W szczelnie owiniętych folią kartonach 30 z nich miało umrzeć w męczarniach z braku powietrza. Ekostraż domaga się ukarania nadawcy, zawiadomiła policję.

Zwierzęta zamknięte w pudłach bez dostepu do powietrza dotarły do sortowni we Wrocławiu. – Pracownicy Poczty Polskiej sprawdzali, czy zwierzęta żyją, przykładając ucho do kartonów i stukając w nie, aby usłyszeć, czy ptaki się ruszają. Z naszych ustaleń wynika, że gdy kury gdakały, to szybko je przepakowano i puszczono dalej – mówi cytowana przez „GW” Anna Chrobot z wrocławskiej Ekostraży. – Te ptaki, które zginęły, znajdowały się też na samym dnie w kontenerze. A na pudełka, w których były, położono ciężkie przesyłki. Zwierzęta po prostu zostały zaduszone.

30 zwierząt, które dotarły do sortowni, już nie żyło. Działacze Ekostraży są zbulwersowani faktem, że te, które wykazywały oznaki życia, pracownicy poczty skierowali w dalszą podróż (choć trzeba przyznać, że przepakowali je do właściwych kartonów z otworami).

„Poczto Polska – jak możliwe, że po tak makabrycznym odkryciu Wasz oddział we Wrocławiu pozwolił na dalsze cierpienie i prawdopodobnie śmierć kolejnych zwierząt, kierując transport wciąż żywych zwierząt w dalszą podróż?” – napisali oburzeni obrońcy zwierząt na Facebooku. Ciała tych kur, które padły, kazano zutylizować niezwłocznie i po cichu. Ekostraż sugeruje, że gdyby nie przypadek, nikt by się nie dowiedział o tym incydencie. Bo to nie poczta, lecz pracownik firmy utylizacyjnej wezwanej na miejsce ujawnił zdarzenie. Okazało się, że to były wolontariusz Ekostraży.

Poczta tłumaczy się ustami rzeczniczki, która powiedziała dziennikarzom „Faktu”: – Przesyłki umieszczone były w kartonach z wyciętymi otworami zapewniającymi dostęp do powietrza i  zostały oznaczone etykietami „ostrożnie”.

Odbiorca kur również zabrał głos i potwierdził, że nadawca jest niewinny – winna jest poczta: – Pudełka miały otwory. To pracownik poczty je ostretchował, ponieważ na przesyłce zaznaczone było, że są to „ptaki”, a nie „ptaki żywe”. Pracownicy nie wpadli na to, że w środku są żywe zwierzęta chociaż gdakały i było je po prostu czuć – napisał na jednej z grup dyskusyjnych.

Ale Ekostraż twierdzi, że to nieprawda i że relacje pracowników sortowni temu przeczą. Rzeczniczka spuściła więc z tonu. Oświadczyła, że być może przesyłki „nie były dostosowane do zawartości” i należy to sprawdzić. –  Biorąc pod uwagę skutki zaistniałej sytuacji, zweryfikujemy, czy ze strony nadawcy zostały spełnione wszystkie warunki dotyczące odpowiedniego opakowania tego typu przesyłek, czy nadawca uwzględnił masę przesyłanej zawartości oraz czy spód opakowań wyłożył materiałem chłonącym wilgoć – powiedziała.

Policja ustala, kto tak naprawdę jest winny tej makabrycznej sytuacji. Jedno nie ulega wątpliwości: to człowiek.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…