Jak twierdzą analitycy firmy doradczej Deloitte, 20 proc. Polaków żywi obawę, że proces postępu technologicznego pozbawi ich miejsc pracy. To ciekawy wynik, ponieważ jest nieco wyższy niż w krajach o znacznie bardziej technologicznie zaawansowanych gospodarkach.
Informacja ta padła w komentarzach do opublikowanego niedawno raportu pt. „Voice of the Workforce in Europe”. Analiza Deloitte mówi o tym, że nadchodzące lata przyniosą zmiany wyznaczone przez dwa potężne trendy: zmiany demograficzne i technologiczne. Ostatni oznacza przede wszystkim automatyzację pracy i rozwój sztucznej inteligencji. Tak eksperci, jak i respondenci badania kwestionariuszowego przeprowadzonego przez nich w 10 krajach Europy, zwracają uwagę zarówno na plusy, jak i minusy postępu technologicznego.
„Rozwój nowych technologii będzie stopniowo zmieniał strukturę rynku pracy. (…) Część stanowisk zniknie, ale ogólny bilans pozostanie dodatni i powstanie dodatkowych 58 mln miejsc pracy” – twierdzi ekspertka firmy konsultingowej w oficjalnym komunikacie na temat raportu.
“Co piąty Polak obawia się, że przez dynamiczny rozwój technologiczny jego obecne miejsce pracy stanie się zbędne w ciągu najbliższych 10 lat. To nieznacznie więcej niż w bogatszych i bardziej zaawansowanych technologicznie krajach, takich jak Szwajcaria, Szwecja, Holandia i Niemcy. W państwach tych istnieje duży odsetek miejsc pracy, których nie da się w łatwy sposób zautomatyzować. Są to najczęściej zawody związane z pracą kreatywną i wymagającą wysokich umiejętności społecznych” – podkreślił inny członek zespole analiz ekonomicznych.
Zdaniem Deloitte czynnikiem realnie osłabiającym ryzyko utraty miejsc pracy w Polsce wskutek automatyzacji jest fakt, że praca jest tu cały czas względnie tania na tle poziomu produktywności i właściciele firm nie czują presji na zastępowanie jej maszynami i sztuczną inteligencją.
Wspomniany raport jest oparty na neoliberalnych założeniach mówiących np. że w związku ze starzeniem się społeczeństw należy ogólnie wydłużać okres okres aktywności zawodowej Europejczyków – zamiast postrzegać postęp technologiczny jako czynnik, który powinien sprzyjać skracaniu czasu pracy, przedstawiony jest jako okoliczność zmuszająca ludzi, do tego by pracowali dłużej.
Niestety doświadczenie 40 lat postępującej liberalizacji europejskiego kapitalizmu świadczyć o tym, że w tych warunkach ludzie pracy mogą liczyć przede wszystkim na ogólny długoterminowy wzrost bezrobocia, a jednocześnie wydłużenie czasu pracy osób mających zatrudnienie. Dochodzi do tego pogorszenie warunków zatrudnienia i cięcie pakietów socjalnych.
Raport wskazuje, że najmłodsi pracownicy w 10 krajach Europy czują się najbardziej wyalienowani w swoim miejscu pracy, nie dostrzegając jej sensu. Znaczna większość chce być również zatrudnia na pełen etat.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
,, Są to najczęściej zawody związane z pracą kreatywną i wymagającą wysokich umiejętności społecznych”
Tak twierdzą ,,eksperci”.
A ja zadam panom ekspertom pytanie. Jaka część populacji jest zdolna do pracy na takich stanowiskach??? 10-20%???
Z tych ,,analiz” wynika dość jasno, że powiedzonko: ,,ekspert nie musi znać się na niczym, ważne że jest ekspertem”, zyskało wyraźnie na aktualności.
Przez 30 lat różne góra ciągle gadają o tym, by się przebranżawiać (z łopaty na kilof i z powrotem), ale żaden się nie zająknął, że równanie naszego szkolnictwa do szkolnictwa ełropejskiego jest równaniem w dół. I dlatego ci, co są mniej uczeni boją się, ze zastąpią ich roboty (Lem się kłania).
A starożytni mawiali: jeżeli człowiek się chce czegoś nauczyć, to żadna szkoła mu w tym nie przeszkodzi.