Mamy to! Mamy stan wyjątkowy! Chciałabym prawidłowo rozstawić akcenty na podstawie doniesień naszych mediów. Rozumiem, że został wprowadzony przede wszystkim ze względu tych 32 czy 24, nie wiem już sama dokładnie, uchodźców. Myśl jest taka, że jak ich wpuścimy, to otworzymy wrota do piekła czy jakoś tak.Ja to nawet rozumiem, ale po co zaraz stan wyjątkowy? Można przecież było kontynuować dotychczasowe zachowania Straży Granicznej i za jakiś czas oni po prostu przestaną oddychać, jak każdy, kto jest pozbawiony wody, żywności i opieki medycznej.
Drugą, kto wie, czy nie poważniejsza przyczyna są manewry rosyjskiego i białoruskiego wojska „Zapad 2021”. 200 tysięcy zbrojnych. No, mało nie zdechłam ze strachu. Słowo na dzisiaj to „prowokacja”. Wszyscy mnie straszą. Pierwszy był pan Skrzypczak, chyba w stopniu generała. Mówi, że „prowokacja, która jest przygotowywana, (…) ta operacja, która już w zasadzie trwa”. Taki ważny pan generał, on chyba wie, co mówi, że to już się dzieje. On jest przekonany, że wtargną na terytorium Litwy, czemu nie na terytorium Polski i „chcą sprowokować jakiś konflikt lokalny”. Nadmiernie ciekawy dziennikarz pytał, czy takie rzeczy się zdarzały i Skrzypczak mówił, że tutaj się nie zdarzały, ale gdzie indziej się zdarzały, więc mogą się zdarzyć i tutaj.
Ja tam nie wiem, prosta kobieta jestem, ale do tej pory wydawało mi się, że nasza i innych małych państewek w tej części Europy odwaga brała się stąd, że wyobrażaliśmy sobie, że chroni nas pkt. 5 traktatu NATO. Konflikt lokalny, to raczej umoczymy szybciutko.
„Dziennik Gazeta Prawna” też mówi o prowokacji. Ma pewnie dobre źródła, które uprzejmie donoszą, że „oddziały białoruskie mogą wtargnąć na kilka kilometrów w głąb Litwy”. W TVN o tym rozmawiali i czujny jak ważka dziennikarz TVN pytał też generała Kozieja, co wtedy będzie. Dla mnie to wszystko jasne – wojna będzie. Ale generał Koziej wił się jak piskorz i mówił, że to „nie wydaje u się realne”. Chyba więcej go nie zaproszą.
Skoro już wszyscy wiemy, że stan wyjątkowy jest jedyną szansa, by odsunąć groźbę wojny światowej, a jak się nie uda odsunąć, to choćby przynajmniej zdążyć parę razy wystrzelić, zanim zamienimy się w parę, to naprawdę nie ma co się gniewać na drobne niedogodności tego stanu. Bo czymże wobec ostatecznej zagłady jest wyrzucenie do kosza na tym terenie prawa do informacji? Zadawanie głupich pytań? Uwieczniania wizerunków dzielnych wojaków i strażników? Trzeba to zaakceptować. Czego w tak wrażliwym punkcie nasze granicy mają się pętać jacyś nieodpowiedzialni dziennikarze i sączyć wraże teksty? Przez najbliższe 30 dni, a może i dłużej będą sączyć tylko prawidłowe teksty tylko prawidłowi dziennikarze. Bo inaczej, sami rozumiecie, pan Kamiński zmarszczy brwi (choć ona ma chyba tak na stałe tę srogą zmarszczkę między brwiami).
Na szczęście, jak mówi minister Kamiński, te działania (stan wyjątkowy) są „przemyślane i skutecznie doprowadzą do ustabilizowania sytuacji na granicy z Białorusią”. Pewnie odwołają manewry.
Dziękujemy panu ministrowi. Lecę na dworzec. Kupię bilet. Byle gdzie, tylko żeby to było daleko stąd.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …