Belgia nie zamierza poprzeć umowy forsowanej przez korporacje wolnym handlu z USA – poinformował premier tego kraju Charles Michel. A przynajmniej nie w obecnym kształcie. Wcześniej swój sprzeciw wyrazili prominentni politycy z Niemiec i Francji. Możliwe więc, że widmo dominacji wielkiego kapitału nad społeczeństwem zostało tymczasowo oddalone.
Rząd w Brukseli zgłosił właśnie swoje wątpliwości dotyczące Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji, znanego powszechnie jako TTIP. Politycy tego kraju znaleźli się w ostatnim czasie pod ostrzałem związków zawodowych, które zapowiedziały masowe protesty uliczne w przypadku, gdy gabinet Michela jako nie zadeklaruje, że pakt w zaproponowanej formie jest nie do przyjęcia. Premier, zdając sobie sprawę z siły centrali, które 1,5 roku temu wyprowadziły na ulice kilkaset tysięcy osób oraz mając w pamięci płonące samochody i zdemolowane ulice, ugiął się pod tą presją. Decyzja Michela jest pewnym zaskoczeniem, gdyż 40-letni szef rządu jest postrzegany jako twardy neoliberał i przyjaciel potężnego biznesu.
Sygnał z Brukseli jest kolejnym ostrzeżeniem skierowanym w kierunku Waszyngtonu. Tamtejszy Departament Skarbu, który odpowiada ze negocjacje z UE przygotował taką wersję umowy, która budzi sprzeciw nawet wśród zblatowanych z wielkim kapitałem europejskich polityków. Michel nie jest pierwszym politykiem, który powiedział „nie” TTIP. Wcześniej negatywnie ją ocenili m.in. Niemiecki wicekanclerz i minister gospodarki Sigmar Gabriel oraz prezydent Francji Francois Hollande, który określił szanse na jej ratyfikacje jako „iluzoryczne”. Twardogłową postawą utrzymuje natomiast szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. – Zapytałem wszystkich liderów, czy Komisja ma kontynuować rozmowy z USA i padła odpowiedź, że tak. Uważamy, że umowa jest ważna dla Unii, bo poprawi sytuację na rynku pracy – powiedział Luksemburczyk na spotkaniu państw g20 w Chinach.
TTIP jest umową o wolnym handlu negocjowaną przez Komisję Europejską i amerykański Departament Handlu, która ma znieść wszelkie bariery celne i utrudnienia dla inwestorów po obu stronach Atlantyku. Projekt ten budzi jednak spory sprzeciw ze strony ruchów społecznych, związków zawodowych i organizacji pozarządowych, które ostrzegają, że wdrożenie traktatu może oznaczać przekazanie faktycznej kontroli wielkich korporacji nad państwami. Przeciwnicy TTIP obawiają się, że firmy będą mogły pozywać państwa do międzynarodowych arbitraży (ISDS) za straty finansowe wynikające ze zmian w prawie. Skutek tego może być taki, że państwa nie będą wprowadzać np. przepisów chroniących środowisko, walczyć z umowami śmieciowymi czy podwyższać płacy minimalnej w obawie przed pozwami o wielomilionowe odszkodowania Środowiska społeczne ostrzegają też, że wraz z wprowadzeniem TTIP pojawi się „prywatny równoległy system prawa” dla korporacji, który to system ograniczy rolę przepisów i rządów krajowych.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…