Euforia, jaka zapanowała po upadku ZSRR i bloku polityczno-militarnego w świecie euro-atlantyckim powstałym na bazie Jałty i Poczdamu nazywana bywa także zwycięstwem demo-liberalnego systemu nad komunizmem. Zrodziła ona najgłupszy, zaprzeczający wszelkim prawidłom społecznego rozwoju pogląd, że tak już będzie zawsze. Że teraz tylko czeka nas świetlany czas przyjemności, szczęścia powszechnego, zabaw i zwiedzania świata.

Znany filozof i guru ruchów studenckich z lat 60. minionego stulecia Herbert Marcuse stwierdził, krytykując raczkujący dopiero konsumpcjonizm społeczeństw zachodnich i towarzyszący mu sybarytyzm w początkowej fazie istnienia „welfare state”, że „…..fakt, iż olbrzymia większość ludności akceptuje i jest zmuszona do akceptowania tego społeczeństwa nie czyni go mniej irracjonalnym i mniej godnym potępienia”. Tak, swobody obywatelskie, wolność słowa – są zdobyczami lat tzw. „złotego wieku kapitalizmu”. W taki sposób historyk brytyjski Eric Hobsbawm nazywa lata 1945-90, podkreślając, że zasługą niebywałego wzrostu poziomu i jakości życia społeczeństw z jednej strony żelaznej kurtyny było istnienie bloku radzieckiego, stanowiącego silną konkurencję we wszystkich wymiarach – przede wszystkim w przedmiocie praw pracowniczych i traktowanie pracowników najemnych jak partnera dla kapitału – oraz cywilizacyjne wyzwanie dla kolektywnego Zachodu.

Konkurencja (rozumiana jako współzawodnictwo w rozwiązaniach, wzajemna wymiana i nawet ewentualna współpraca) oraz dialog niemal zawsze napędzają rozwój. I taki też „skok do przodu” wykonała ludzkość – a zwłaszcza Europa – w latach powojennych. Ów „złoty wiek” tej części świata zakończył się wraz z upadkiem Muru Berlińskiego i rozpadem ZSRR. Zdrowa konkurencja zmieniła się teraz w wyścig kapitałów ku bezwzględnej maksymalizacji zysków i odzieraniem pracowników najemnych z ich dotychczasowych zdobyczy. Wiązało się to z pogorszeniem warunków bytowania i jakości życia wielu grup społecznych, wzrostem poczucia chaosu i spadku bezpieczeństwa socjalnego. Narodowe kapitały zaczęły silnie rywalizować o nowe rynki i pomnażanie zysków.

Zwycięstwo Zachodu i jego systemu wydawało się całkowite i totalne. Radość zwycięstwa traktowanego jako totalny triumf Zachodu przerodziło się w pychę, która pozwoliła podobno pokonanego przeciwnika poniżać, wdeptywać w ziemię, stygmatyzować klęską.

Przekonaniu Zachodu o niekwestionowanym zwycięstwie towarzyszyła stagnacja myśli, statyka myślenia i traktowanie świata, jako stałej niezmiennej. Bo czyż można zatrzymać procesy historyczne, społeczne, kulturowe – które są obiektywne i permanentne – w jednym, zastygłym punkcie ? I na dodatek zadekretować, iż nasze rozwiązania i system – bo zwyciężył – są najlepsze i ludzkość osiągnęła już wszystko na drodze swego cywilizacyjnego rozwoju?

Ten typowo statyczny – na bazie niesłychanego i niespodziewanego zwycięstwa – i hegemonistyczny sposób widzenia świata został ochoczo podchwycony przez euro-atlantycki mainstream. Zwyciężył homo oeconomicus. Zarówno w gospodarce jak i w polityce, zagadnieniach społecznych, kulturze, we wszelkich dziedzinach życia.

A ma on zawsze tylko jeden cel: z bezlitosną precyzją kieruje się zyskiem, dążąc do osiągnięcia jak największych korzyści. Nie ma tu miejsca na partnerstwo, dialog, zdrową konkurencję i wymianę. Są nieliczni zwycięscy i stado pokonanych. Postępować tym samym musi materializacja i konsumeryzm z charakterystycznym dla nich egoizmem i egocentryzmem, zżerające kulturę wolności, demokrację, obywatelskość, niezależność myślenia, sceptycyzm i zdystansowanie. A to one są przecież osnową tzw. społeczeństwa obywatelskiego.

Zachód mówiąc o „wolności” utożsamia ją wyłącznie ze swoim systemem, ze swoją kulturą, ze swoimi rozwiązaniami. To broń duchowa i symboliczna Zachodu wymierzona jest w poza euro-atlantyckie cywilizacje. W ich kultury, mentalność, poczucie swoistej tożsamości, przywiązanie do swoich wartości i tradycji. Siłowa, nachalna czy opresyjna inkulturacja, poparta ekonomicznym wyzyskiem i nową formą kolonizacji kiedyś musiała spowodować bunt i kryzys. Od mniej więcej 20 lat widać jak kolejne dramatyczne, dziejące się na całym świecie wydarzenia, powoli i systematycznie przybliżają nas do dramatycznego przeformatowania świata.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …