Światowe media od miesiąca żyją epidemią, jaka wybuchła w chińskim mieście Wuhan i rozprzestrzeniła się po całym świecie. Katastroficzne i panikarskie informacje graniczące z histerią są doskonałym newsem dla poszerzania zasięgów materiałów, za czym kryją się oczywiste zyski reklamodawców i właścicieli kapitału. Wydaje się jednak, że nie we wszystkie otchłanie polityki światowej komentatorzy się zanurzyli. Zróbmy to za nich.
Znawcy Chin zwracają uwagę na fakt, iż jesienią i zimą epidemie tego typu dotykają Państwo Środka zawsze. Wiąże się to zarówno z klimatem, kuchnią (popularność surowego mięsa przekłada się na łatwiejsze rozprzestrzenianie chorób odzwierzęcych), a przede wszystkim z nomadycznym charakterem siły roboczej wewnątrz Chin. Za pracą cały czas w stanie wewnętrznej emigracji jest ok. 200 mln ludzi, głównie robotników pochodzących z centralnych i zachodnich prowincji, a także z regionów północno-wschodnich (Mandżuria), gdzie w wyniku restrukturyzacji gospodarki chińskiej – odchodzenie od przemysłu ciężkiego i wydobycia węgla na rzecz ekologicznych i nowych technologii – wzrosło bezrobocie, a jakość życia wyraźnie się obniżyła. To też efekt nękającego współczesną neoliberalną gospodarkę napięcia między centrum a peryferiami, z których wysysa się „życiodajne soki”. Współcześni chińscy nomadzi zakwaterowani są najczęściej w byle jakich warunkach, nawet w nieogrzewanych lokalach (byle oszczędzać). Takie są koszty i efekty wzrostu bogactwa nielicznych kosztem mas. Do tego na chiński Nowy Rok dziesiątki milionów Chińczyków podróżują z miejsc pracy do rodzinnych miejscowości.
Znawcy chińskich warunków twierdzą, iż światowe media przesadziły z prezentacją zagrożenia epidemiologicznego. Wielokrotnie bowiem więcej osób jest wyleczonych niźli epidemia zbiera ofiar. Każda śmierć jest tragedią, jednak media karmią się dramatami, zamiast ukazywać sprawę we właściwych proporcjach. Epidemię połączono z chińskim niedemokratycznym i nieliberalnym systemem, mniej chętnie wspominając o tym, jak WHO chwali Pekin za energię w walce z chorobą i transparentność działań.
W Chinach jesienią ub. roku rozpoczęła się przewidziana systemem politycznym rotacyjna wymiana władz: gubernatorów prowincji, sekretarzy i ważniejszych działaczy KPCh we wszystkich prowincjach, merów i czołowych polityków w lokalnych strukturach Chin. To w zamyśle Xi Jinpinga i jego najbliższego otoczenia kolejny etap nie tylko walki z korupcją na wszystkich szczeblach władzy administracyjnej i partyjnej, ale przede wszystkim ostateczna rozprawa z neoliberalnymi, ochoczo spoglądającymi na Zachód i USA środowiskami których uosobieniem jest premier Li Keqiang. Według wielu obserwatorów te grupy orientujące się na globalizację wedle recept zalecanych przez MFW i Bank Światowy przygotowywały się do „pałacowego przewrotu” w Pekinie. Sukcesywne usuwanie zwolenników Li ze średnich szczebli władzy – których końcowym etapem miało być wyeliminowanie obecnego premiera i jego zwolenników z polityki na marcowej sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych – zostało w wyniku blokad miast i całych prowincji w efekcie rozprzestrzeniania się epidemii i medialnej psychozy sparaliżowane.
Wielu komentatorów podkreśla zbieżność blokady Wuhanu i ogłoszenie epidemii z mającą nastąpić dymisją mera Zhou Xianwanga, stronnika premiera Li. W oświadczeniu dla chińskiej TV cytowanym z odpowiednim komentarzem przez „The Wall Street Journal” (tuba neoliberalnych kręgów biznesowych) zarzucił on opóźnienia w informacjach na temat epidemii i powstałemu bałaganowi centralnym władzom w Pekinie. To rzecz w chińskiej tradycji niespotykana. Potwierdzać może to tylko ową zakulisową walkę toczoną w chińskim kierownictwie skwapliwie podgrzewaną przez liberalne media na świecie.
Czy mamy do czynienia z kolejnym przykładem toczącej się w wielu miejscach na świecie niewidocznej gołym okiem wojny? Toczą ją z jednej strony środowiska globalistów o antynarodowej i skrajnie antyspołecznej mentalności, przedstawicieli trans-narodowych mega-korporacji i hiper miliarderów, z drugiej – zwolennicy uporządkowania (przynajmniej częściowego) istniejącego chaosu aktualnej wersji globalizacji, powrotu do układów międzypaństwowych i obalenia dominacji dolara przez powrót do oparcia systemu walutowego o parytet złota (porozumienie z Bretton Woods). To m.in. w ramach takich tarć na najwyższych szczeblach władzy prezydent Rosji Władimir Putin usunął nagle w połowie stycznia br. premiera Federacji Rosyjskiej Miedwiediewa, kojarzonego z ultraliberałami z tzw. „kręgów Davos” czy grupy Bildenberg. Xi Jinping nie zdążył.
W Stanach w decydujący moment wchodzi kolejna próba impeachmentu prezydenta Donalda Trumpa. Ta walka na scenie politycznej wewnątrz Stanów Zjednoczonych powoduje, iż po pierwsze ten konflikt przenosi się na cały świat, gdyż konsolidujący swoją pozycję Trump potrafi sięgać po ruchy, których konsekwencji nie jest w stanie przewidzieć. Chaos w waszyngtońskich strukturach władzy przybiera rozmiary takie, że aż trudno powiedzieć: czy to ruchy niekontrolowane, czy raczej próba zarządzania sytuacją za pomocą rozpętywania kolejnych kryzysów (Ukraina i Biden-gate, zabójstwo Solejmaniego). A równocześnie media rozpętują histerię wokół Chin, przenosząc tam zainteresowanie amerykańskiego odbiorcy.
Tymczasem od listopada ubiegłego roku trwają masowe zachorowania na grypę w Stanach Zjednoczonych. W jej wyniku, choć nikt nie ogłasza zagrożenia z tego tytułu, zmarło już ok. 10 000 osób. To dane CDC – Federalne Centrum Chorób w USA. Szacunkowe, gdyż w USA nie prowadzi się w tej mierze żadnej statystyki. O tym media milczą.
Sutrykalia
Spektakularne zatrzymanie Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka przez funkcjonariuszy CBA w z…
mistrzostwo świata w wariactwie osiąga michnikowszcyzna w „gazetcei” i radyjku TOk fm
Piszę to z Sajgonu w momencie gdy w mieście potwierdzono dwa przypadki infekcji koronawirusem z Wuhan – dalekim krewnym przeziębienia. Ojciec przyjechał z Chin odwiedzić syna. Oboje są w szpitalu. Wirus łatwo się przenosi a inkubacja trwa ~tydzień zanim pojawią się objawy. Może podają mi go kichając na jedzenie w restauracji. Moment na epidemię perfekcyjny – Tết / Chiński Nowy Rok. Około dwóch tygodni świąt gdy miliony ludzi podróżują z wielkich miast na wieś. Bardziej jednak od epidemii interesuje mnie reakcja ludzi. Na grupach expatów (to takie określenie imigranta zarobkowego który przybył z bogatszego kraju) widzę jak ludzie udostępniają bzdury. Oto np. nagranie jak ktoś w Wuhan upada na ulicy. Równie dobrze można znaleźć takie nagranie z dowolnego miasta. Nagrania z przepełnionego szpitala gdzie na korytarzu leżą zwłoki, a ludzie lamentują. Niepokojące, ale zrozumiałe – w obliczu epidemii i paniki chiński system opieki zdrowotnej nie daje rady. Lekarze w kombinezonach ochronnych. To jeszcze o niczym nie świadczy. Trafiam na sensacyjne informacje o lokalizacji centrum badań nad śmiercionośnymi patogenami (np. Ebolą) niedaleko targu mającego być źródłem pierwszych infekcji. Wuhan zaczyna przypominać Raccoon City.
Piszę z ludźmi. Wskazują na niską śmiertelność. W zasadzie to więcej ludzi umiera od otyłości… Szczególnie narażeni są starsi i osoby z osłabionym systemem immunologicznym. Nie ma szczególnych różnic w zaleceniach w porównaniu do zwykłej grypy. Czemu zatem nie boimy się tak grypy, otyłości czy wypadków samochodowych, a epidemia koronawirusów wzbudza masową histerię?
W przeszłości miały miejsce gigantyczne epidemie, których pamięć może żyć w zbiorowej podświadomości. Hiszpanka i SARS zabijały co dziesiątą osobę, MERS co trzecią, H5N1 już co drugą. Nawet przy śmiertelności 3% wirusa z Wuhan, wysoka zaraźliwość, np. 100 mln ludzi, da nam 3 mln zmarłych. Wywołany zawieszeniem lotów paraliż komunikacyjny to wymierne straty dla gospodarki. Mówi się nawet o możliwości upadku reżimu w Chinach przez zwątpienie ludu w mityczny mandat niebios którego utratę znamionują katastrofy naturalne.
Do tego zwyczajna nuda. Podekscytowani ludzie „szerują” nieodpowiedzialnie wyolbrzymione informacje. Sytuacji nie poprawia zamiatanie sprawy pod dywan przez chińskie władze. Sprzedawcy maseczek postują swoje oferty mimo, że skuteczność ochronna ich produktów jest niewielka. By odreagować ludzie robią memy z piwem Corona, grą Plague.inc, korporacją Umbrella i Corona-chan (wariacja Ebola-chan – uśmiechnięta dziewczyna w skąpej sukience z czaszką w dłoniach). Wszystko to brzmi naprawdę niesamowicie. Zapewne doczytałeś do tego momentu nie z powodu niepokoju o swoje zdrowie, a z niezdrowej fascynacji jaką wywołuje w Tobie wizja apokalipsy. W Internecie co rusz widzę millenarystów wieszczących zemstę natury za nadużycia człowieka. Ludzie ogarnijcie się. To nie „12 małp” i początek końca świata. To tylko groźna epidemia grypy. Przeżyliśmy nie takie rzeczy jako gatunek. Pamiętajcie, że jutro lub po weekendzie znowu czeka nas spotkanie z szefem.
Osobiście trochę się boję. Dziewczyna ma chore gardło i może mnie zarazi. Nie wiem czy mi lotu nie odwołają. Ironią losu byłoby gdybym akurat złapał infekcję koronawirusem. By nie zwariować staram się pamiętać pewną ciężką zimę. Siedziałem pogrążony głęboko w chorobie i myślach samobójczych. Wtedy przy życiu utrzymała mnie resztka rozsądku mówiąca, że to co mi się teraz wydaje, nie jest całością prawdy o świecie. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że ta część mnie miała rację. Dlatego gdy zaczniecie już kaszleć a termometr wskaże gorączkę nie panikujcie. Już teraz osób które z tego wyszły jest więcej niż ofiar śmiertelnych. Wasz nagły wzrost niepokoju zagrożeniem ze strony wirusa z Azji nie zmieni tego, że z większym prawdopodobieństwem umrzecie przez smog, późno zdiagnozowanego raka czy wypadek drogowy na nieprzyjaznej pieszym polskiej drodze. Może czas zacząć panikować z tych powodów?
A ino!