W Partii Pracy trwa brutalna wojna domowa, której wynik zdeterminuje dalsze losy ugrupowania. Partyjne prawe skrzydło związane w większości z Parlamentarną Partia Pracy (PLP), rozpoczęło niebywały atak za pomocą kłamstw i dezinformacji. Grupa ta jest w niezwykłej komitywie z prawicowymi mediami, tym samym tworząc bezprecedensową atmosferę strachu i nietolerancji, przypominającą porażającą społeczeństwo i lewicę amerykańską „Czerwoną Gorączkę” z czasów senatora McCarthy’ego. Tyle, że tym razem osią pomówień jest antysemityzm.
Goebbels stwierdził niegdyś, że jeśli głośno powtórzy się kłamstwo wystarczająco wiele razy, stanie się ono prawdą. Tą samą drogą kroczy teraz establishment, wspierający lub biernie przyglądający się polowaniu na czarownice w Partii Pracy, która ponoć jest pełna antysemitów. Nie umiejąc obalić Jeremiego Corbyna od jego wyboru na przewodniczącego partii w 2015 r., laburzystowska prawica laburzystów postanowiła zaatakować go w taki właśnie toksyczny sposób. Kwestia długiej działalności Corbyna na polu antyrasistowskim i antyfaszystowskim jest jednocześnie wypierana.
Koniec z blairyzmem
Wybranie Jeremiego Corbyna na lidera Partii Pracy było punktem zwrotnym w historii partii. Jego zwycięstwo było ogromnym ciosem w rządzący establishment i kręgi, które chciałby, by labourzyści pozostali podporą kapitalistycznej władzy. Troje blairystowskich kandydatów na stanowisko przewodniczącego przepadło z kretesem. Po raz pierwszy prawica laburzystowska i klasy rządzące utraciły kontrolę nad Partią Pracy.
Wydawało się to niewyobrażalne. Nie tak dawno temu Tony Blair i jego poplecznicy rządzili partią, dominowała w niej niepodzielnie myśl prokapitalistyczna, a sama formacja była na dobrej drodze do przekształcenia się w kolejną Partię Torysów lub brytyjską wersję Demokratów. Ci blairyści, którzy dziś krzyczą o „zastraszaniu”, byli bezwzględni w narzucaniu partii swojej władzy za pomocą takich metod, o których dziś mówią. Zawieszali i zamykali lokalne organizacje robotnicze, usunęli organizacje młodych socjalistów, wypędzili antykapitalistów i zamienili doroczną konferencję w partyjny festyn. Wszelki sprzeciw był marginalizowany lub wykorzeniany. Relacje ze związkami zawodowymi osłabiono, faktycznie zniesiono demokrację wewnątrzpartyjną. Władza w organizacji została skoncentrowana w rękach jednej kliki. Takie było dziedzictwo tych wielkich obrońców „demokracji”.
Kiedy 82-letni przeciwnik wojny w Iraku, człowiek, który będąc Żydem doświadczył nazistowskich rządów, Walter Wolfgang, wyraził swoją opinię o wojnie w trakcie konferencji w 2005 roku, został dosłownie wyrzucony za drzwi. Jego wejściówkę skonfiskowano, a on sam zatrzymany na mocy paragrafu 44 ustawy antyterrorystycznej. Jakakolwiek opozycja wśród laburzystów nie była tolerowana. Jak pisał 29 września 2005 r. „The Guardian”, „miały miejsce próby zastraszania delegatów i propozycje korupcyjne wymierzone w procesy demokratyczne (…) nadzwyczajne rezolucje na konferencję zostały wykluczone z „fałszywych” powodów, że delegaci otrzymywali wiadomości tekstowe od urzędników partii, informujące ich, jak należy głosować”.
To tylko przykład tego, jak zarządzali partią blairyści. Jeśli kiedykolwiek ci ludzie mieliby okazję do przejęcia znów władzy, nie okazaliby ani trochę litości partyjnej lewicy.
Rola Watsona
Gdzie w tym wszystkim był Tom Watson, obecny zastępca przywódcy partii?
Otóż wspierał represje i odgrywał w tym osobistą rolę. W latach 1992-1993 był jedną z czołowych postaci National Organisation of Labour Students – partyjnej organizacji studenckiej. Następnie jednak, gdy pracował w Partii Pracy jako główny lider ds. młodzieży, odegrał kluczową rolę w zamknięciu innej struktury młodzieżowej, Labour Party Young Socialists, i zmienieniu kolejnej w bagno pełne karierowiczów. W 2006 r. został jednym z zastępców ministra obrony w rządzie Blaira.
Ten wielki „przeciwnik” antysemityzmu i rasizmu nie miał żadnych oporów przed wzięciem od swojego bardzo dobrego kolegi i miliardera Maxa Mosleya, syna faszysty Oswalda Mosleya, 540 tys. funtów. W 1962 r. Oswald i Max Mosley byli członkami faszystowskiej organizacji Union Movement, która paradowała po ulicach Wschodniego Londynu skandując „Żydzi precz!”. Jako koordynator wyborczy Union Movement Max Mosley opublikował pamflet, w którym twierdził, że „kolorowi emigranci” roznoszą „straszliwe choroby takie jak trąd” i powinni zostać odesłani do domu. Do teraz nigdy nie przeprosił za swoją rasistowską przeszłość. Ba, ostatnio w wywiadzie dla „The Guardian” twierdził, że „kompletnie usprawiedliwionym było oferowanie imigrantom pieniędzy, by zachęcić ich do powrotu do domu”.
Watson był naciskany do oddania śmierdzących pieniędzy przez Johna McDonnella, lecz odmówił tego. To chyba wszystko, co powinniśmy wiedzieć o nim i wartościach, jakimi się kieruje, atakując Corbyna.
Odejść, zanim wyrzucą
Kiedy grupa siedmiu rozłamowców opuściła Partię Pracy, by utworzyć grupę niezależnych (Independent Group), połączyła siły z trzema byłymi torysami. Corbyn słusznie więc zaatakował ich, mówiąc, że chcą oni bronić kontynuacji obecnego reżimu ekonomicznego, który coraz większą liczbę ludzi pcha na granicę skrajnej biedy.W tym czasie Watson wraz z resztą prawego skrzydła Labour opłakiwał odejście swoich przyjaciół z partii. Stwierdzi, co wiele mówi, że ich odejście było „przedwczesne”. Powinni oni więc zostać w partii i walczyć z jej liderem oraz jego otoczeniem.
Watson stwierdził też, że rezygnacja Luciany Berger była „najgorszym i godnym wstydu dniem w 120-letniej historii partii”. Dlaczego? Luciana Berger, prawicowa karierowiczka, była otwartą przeciwniczką Corbyna. Aktywnie pracowała nad sabotowaniem wyborów do władz partii, co nie podobało się nawet działaczom z terenu, z którego kandyduje. To też stało się powodem prób wniesienia wobec niej wotum nieufności podejmowanych przez lokalnych działaczy z Liverpool Wavertree. Nie miało to nic wspólnego z oczernianiem jej czy rasizmem, tak jak twierdzi Berger i Watson oraz wspierająca ich prasa. Poprzez rezygnację skompromitowana działaczka po prostu wyskoczyła ze statku, zanim zdążono ją z niego wyrzucić.
Motywacje innych rozłamowców nie były wcale inne. Ci z nich, jak Gavin Shuker, Angela Smith, Chris Leslie i Joan Ryan otrzymało wotum nieufności od lokalnych struktur partyjnych.
Mówiąc zaś o wstydzie, Watson zapomniał o prawdziwym „dniu wstydu”, kiedy Tony Blair zadecydował o ataku na Irak. Inwazja ta zakończyła się śmiercią setek tysięcy ludzi i kompletnym rozbiciem aparatu państwa. Zaowocowała powstaniem IS i niewyobrażalnymi aktami barbarzyństwa. Dla Watsona ta rzeź jest niczym w porównaniu do odejścia Luciany Berger. Co nie powinno nas dziwić – sam przecież głosował za inwazją.
Kiedy miało miejsce głosowanie, którego celem było pociągnięcie Blaira do odpowiedzialności za sianie kłamstw i dezinformacji w sprawie inwazji Iraku, partyjne prawe skrzydło, wraz z Watsonem i Torysami, zablokowało je. Natomiast gdy spytano Toniego Blaira o opinię na temat rozłamu w partii, odpowiedział on, że „mam wielką dozę sympatii do ich działań”, oraz „tak, byli oni niezwykle odważni, by to zrobić”. Blair dodał także, że był w partii również po to, by walczyć z Corbynem i jego zwolennikami. Jednak „radykalna lewica” wygrała. Dziś były premier opłakuje dawne utracone czasy i wspomina, jak z partii wyrzucano redakcję pisma „Militant” [trockistów, antykapitalistów – przyp. red.] . Stwierdził też, że Tom Watson wykazuje „niezwykłe umiejętności przywódcze”.
Dwuwładza
Rozłam spowodowany działaniami siedmiu byłych członków Labour został wykorzystany do wywarcia presji na Corbynie. Niestety, atak się udał.
Tom Watson, który stał na jego czele, groził odejściem kolejnych wielu innych działaczy, podając listę 70 osób potencjalnie na to gotowych. Corbyn ustąpił – laburzystowski gabinet cieni poszerzony o blairystów. Następnie Watson ogłosił, że zamierza utworzyć frakcję „socjaldemokratyczną”, która będzie walczyć o przywrócenie dominacji prawego skrzydła, najpewniej wspieraną przez bogatych sponsorów i masowe środki przekazu. Warto w tym miejscu zauważyć, że blairyści mają już organizację wewnętrzną – Progress. Wydaje się raczej, że Watsonowi chodzi o utworzenie własnej kliki i zadbanie, by biznes wspierał właśnie ją.
Watson jest już główną twarzą sił antycorbynowskich w partii, de facto liderem „partii w partii”. Swoje ambicje pokazał, gdy niedawno zapytano go, czy Corbyn mógłby zostać premierem. „Mógłbym nim zostać z łatwością… lecz zdecydowanie lepiej by nam to wyszło bez antysemityzmu” – brzmiała odpowiedź.
Pogromca Czarownic
Watson i prawe skrzydło partii non stop używa kwestii antysemickiej, by utrzymywać w partii atmosferę polowania na czarownice. Watson zaś mianował się głównym Pogromcą. Stwierdził, że osobiście zajmie się od teraz monitorowaniem każdej pojedynczej sprawy i każdego oskarżenia, jakie padło. To spowodowało reakcję Jennie Formby, głównej sekretarz Partii Pracy, która wysłała Watsonowi niezwykle ostry list, wzywający go do zaprzestania wtrącania się w procedury partyjne i zarzucający mu nieodpowiedzialne zachowanie.
Jednak Watson czuje, że jest na fali i nie rezygnuje ze swojej ofensywy. Jest jasne, że prawe skrzydło partii kieruje się wyłącznie dążeniem do władzy i chciwością. Blairyści
używają zarzutu antysemityzmu zupełnie dowolnie, gdy tylko widzą w tym szansę uderzenia w Corbyna i lewicę. Z obecnego przewodniczącego Partii w swojej narracji uczynili egzystencjalne zagrożenie dla Żydów i promotora postaw rasistowskich.
Twierdzenia te zostały powielone przez kilka gazet żydowskich, co uwidacznia ich preferencje polityczne. Cała sprawa została jawnie zmanipulowana – szeregowi członkowie Labour Party pochodzenia żydowskiego doskonale się w tym orientują.
Statystyki zebrane przez Jennie Formby ukazują, że tylko 0,1 proc. działaczy partyjnych zostało oskarżonych lub było zaangażowanych w jakimś stopniu w zachowania o charakterze antysemickim. To najlepszy dowód na to, jak bezpodstawne są twierdzenia prawicy, alarmującej, że kierowana przez Corbyna partia w całości jest „zainfekowana” antysemityzmem. Nie trzeba także długo udowadniać, że Partia Pracy jest jawnie antyfaszystowska i antyrasistowska, walczy z takimi zachowaniami na każdym polu. Antysemityzm oznacza dyskryminację Żydów i nienawiść wobec nich – to nie ma nic wspólnego z krytyką rządu Izraela i syjonizmu.
Cień Izraela
Nieprzypadkowo stronnicy polityki Izraela w Partii Pracy należą do frakcji blairystowskiej. Postawa propalestyńska, jaką odznacza się Jeremy Corbyn, jest dla nich, jak i dla rządu Izraela, klątwą. To Benjamin Netanjahu pierwszy zarzucił Corbynowi wspieranie Hamasu i terroryzmu.
Wielu posłów, którzy odeszli z Partii Pracy, by sformować the Independent Group nadal należy do organizacji Labour Friends of Israel. Multimilioner i proizraelski lobbysta David Gerrand jest jednym ze sponsorów grupy. Ian Austin, który również odszedł z Partii Pracy, ale nie dołączył do IG ze względu na rozbieżności dotyczące Brexitu, otrzymał od Gerranda od maja 2016 roku łącznie 20 tys. funtów. Również należy on do Labour Friends of Israel. Przewodniczącą LFoI jest Joan Ryan, należąca do IG. Otrzymała ona około 7 tys. funtów, również od Gerranda, w 2016 i 2017 r. W tym samym okresie Chuka Umunna, rzecznik prasowy rozłamowców (też w LFoI), otrzymał od niego 40 tys. funtow, a według ostatnich doniesień – jeszcze kolejne 20 tys.
Luciana Berger, zanim została parlamentarzystką, pracowała przez lata jako dyrektorka LFoI. Jest jeszcze wielu innych sponsorów, chętnie dotujących IG. To im zależy na powielaniu „narracji antysemickiej” dotyczącej Partii Pracy.
Chwytliwe hasełka
Blairyści nie mają szans wygrać debaty politycznej. Dlatego zaczęli sięgać po groźby, oskarżenia, pomówienia, a najlepiej wychodzi im tworzenie chwytliwych hasełek, inwektyw i metafor. Kiedy Margaret Hodge została wezwana do porządku po tym, jak wykrzyknęła w twarz Jeremiemu Corbynowi „pierdolony antysemita!”, porównała to następnie do dyskryminacji Żydów w nazistowskich Niemczech!
Inna blairystka, Siobhain McDonagh, deputowana Partii Pracy z okręgu Mitcham and Morden, stwierdziła niedawno w wywiadzie dla BBC Radio 4, że „bardzo ważną częścią polityki skrajnej lewicy jest walka z kapitalistami, połączona z wizją Żydów jako sponsorów i właścicieli kapitału”. Następnie zadano jej pytanie:
„Innymi słowy by być antykapitalistą, trzeba być również antysemitą? Odpowiedziała: „Tak. Choć nie każdy nim jest, ale choć tacy ludzie nigdy, będąc antysemitami, nie wyznawali wartości Partii Pracy, okazuje się teraz, że do niej należą”. Paradoksalnie, by potwierdzić swoją fałszywą tezę McDonagh powiela antysemicką teorię łącząca Żydów z kapitałem.
„Ten antysemityzm w Partii Pracy jest niedawnym zjawiskiem, które towarzyszy wyborowi Jeremiego Corbyna na stanowisko lidera”, mówi kolejny blairysta John McTernan. „Przypływ entuzjazmu, jaki wprowadził Corbyna na stanowisko lidera, również wprowadził z powrotem do partii ludzi i idee wykluczone wcześniej z partii przez jej byłego przywódcę Neila Kinnocka” – stwierdził. I kontynuował: „Bycie propalestyńskim przechodzi w antysyjonizm. Wrogość wobec państwa izraelskiego, a w rzeczywistości wobec jakiegokolwiek, nie może być odseparowana od antysemityzmu. Wszystkie te kwestie antysemickie wynikają z krytyki Izraela i tak zwanego lobby izraelskiego. Często krytyka ta przeradza się w krytykę kapitalizmu. Narracja dotycząca jednego procenta najbogatszych, którzy manipulują światem by bronić swych interesów, również ma podobną formę. Więc antykapitalistyczna maska ukrywa pod sobą i normalizuje antysemityzm”.
To ciągle ten sam skrypt: Partia Pracy będzie wolna od antysemityzmu, jeśli przestanie akceptować antykapitalizm w swoich szeregach. Musi całym sercem przyjąć kapitalizm i ekonomię rynkową, oddając tym samym walkę o zmianę społeczną. Taka jest logika blairystów.
Kiedy lewicowy poseł Chris Williamson próbował poruszyć kwestię antysemityzmu w swoim przemówieniu na spotkaniu Momentum w Sheffield, jego słowa od razu zostały użyte przez prawicę do zaognienia konfliktu. Blairyści domagali się głowy Williamsona, natychmiastowego wyrzucenia go z partii. Niestety, kierownictwo uległo szantażowi.
Akcja ta potwierdza tezę, którą chciał ukazać Williamson, mówiącą, że partia na zbyt wiele pozwala blairystom, akceptując oskarżenia mówiące o antysemityzmie instytucjonalnie toczącym partię. A słabość okazywana przez corbynistów tylko wzmaga agresję.
Żałosne jest obserwowanie Jona Lansmana, samozwańczego lidera Momentum, i dziennikarza the Guardian Owena Jonesa, którzy akceptują tezę, w myśl której Partia Pracy ma problem w walce z „instytucjonalnym” antysemityzmem. Wspierają oni zawieszenie Chrisa Williamsona. Jest skrajną naiwnością wierzyć, że takie ustępstwa usatysfakcjonują Watsona i blairystów.
Frakcja Momentum stworzyła niedawno film dotyczący antysemityzmu i tego, jak wiąże się on z teoriami spiskowymi, między innymi dotyczącymi Rotschildów. Czy wychodzą z założenia, że członkowie Labour mogą uznać te teorie za prawdziwe i w związku z tym przypadkowo głosić antysemickie poglądy? To kompletny nonsens, pachnący paternalizmem. Akcje Momentum tylko pogarszają sytuację, dając podstawy dla blairystowskich oskarżeń. Na szczęście szeregowi członkowie partii nie biorą tego nonsensu na poważnie. Lokalne organizacje partyjne wprowadziły w życie rezolucje, wzywające do przywrócenia Chrisa Williamsona do pełni praw i poradzenia sobie z „wrogiem wewnętrznym” poprzez głosowania. Jak powiedział Marks, bicz kontrrewolucji może popchnąć dalej rewolucję.
Lewica z każdym dniem umacnia się wzdłuż i wszerz partii. Na niedawnej konferencji partyjnej w Londynie na wszystkie wybieralne stanowiska wskazano kandydatów lewicowych, z jednym jedynym wyjątkiem. To ogromny zwrot w porównaniu z latami poprzednimi.
To, co ma miejsce w Partii Pracy dotyczy kwestii samej natury partii. Nie może być żadnego kompromisu z blairystami. Jedyne, czego oni chcą, to zniszczenia Corbyna. Jest to wojna na wyniszczenie, gdyż blairyści reprezentują interesy klasowe kapitalizmu, zaś Corbyn i szeregowi członkowie walczą o interesy klas pracujących.
Blairyści nie są nikim więcej, niż tylko konserwatywną piątą kolumną. Mieli nadzieje, że Corbyn upokorzy partię, przegrywając wybory generalne w 2017 r. Zszokowały ich jednak postępy i sukcesy Partii Pracy. Znów zostali zmuszeni do ukrycia na moment swych prawdziwych intencji. Niemniej zostaną w partii do momentu, w którym wielki biznes będzie im kazał to zrobić. Jeśli dojdzie do wyborów powszechnych i Corbyn będzie odnosił sukcesy, sabotażyści wzmogą swoje działania.
Będą atakowali Corbyna i wywierali na nim presję, by ustąpił przed biznesem. Będą buntować się przeciwko niemu w parlamencie, i w momencie, w którym dokonają już satysfakcjonujących szkód rządowi, podważą jego legitymację. Będą oni starać się o stworzenie podstawy do powołania Rządu Narodowego, takiego, jakim kierował Ramsay MacDonald w 1931 r. MacDonald wbił nóż w plecy Partii Pracy i wprowadził cięcia, których wymagali kapitaliści. Taka sama prawicowa tendencja rozbiła partię w 1981-82, kiedy to powołano SDP i podzielono elektorat Labour. To Tony Blair zaprosił SDP do partii, prosząc o pomoc w tworzeniu New Labour. Blairyści zrobią to znów, ale wywołają znacznie większe szkody.
Presja czasu
Ten tekst stanowi ostrzeżenie dla ruchu Labour [i wszystkich organizacji socjalistycznych, które zechciałyby dokonać skrętu w lewo, wzorując się na Partii Pracy – przyp. red.]. Nie można jednoczyć się z ludźmi, którzy chcą sprowadzić nas na dno, rozbijając przy okazji partię. Jedność, której potrzebujemy musi zostać zbudowana wokół socjalistycznego programu. Niech inni odejdą do konserwatystów.
Gdybyśmy zawsze tylko słuchali „rozsądnych umiarkowanych”, Corbyn nie byłby liderem Partii Pracy. Mamy robotę do wykonania, robotę, którą musimy wykonać szybko. Nie możemy z nią czekać w nieskończoność, tylko dlatego, że boimy się tego co powiedzą nasi wrogowie. Do diabła z nimi. Nie damy się zastraszyć.
Oryginalny tekst ukazał się na portalu Marxist.com. Tłumaczył Wojciech Łobodziński. Skróty i adaptacja pochodzą od Redakcji.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…