(„Fakty i Mity” nr 36/2018) Nie jest sztuką ocenić wydarzenie polityczne. Sztuką jest zrobić to, zanim do niego dojdzie. Ale czy w Polsce to na pewno trudne?
Spojrzenie z boku na polską politykę zagraniczną prowadzi do wniosków tyleż zabawnych, co smutnych. Przestaliśmy się liczyć w jakichkolwiek istotnych gremiach. Straciliśmy wiarygodność, a wraz z nią zdolności koalicyjne. Jesteśmy postrzegani jako kraj niesolidny i nieodpowiedzialny, idący w stronę totalitaryzmu. Nie mamy dobrych, partnerskich stosunków z żadnym sąsiadem. Nasza aktywność w Unii Europejskiej sprowadza się w praktyce do walki z nią. Nasz niedawny „strategiczny sojusznik” w UE, czyli Wielka Brytania, właśnie ją opuszcza. Walka ze wspólnotą europejską nie jest już walką z jej strukturami, lecz walką z jej ideami i podstawowymi wartościami. W polityce regionalnej koncentrujemy się na próbie budowy sojuszu państw, mającego doprowadzić do wzmocnienia nas w tej walce. Stąd do rangi kolejnego „strategicznego sojusznika” awansowały Węgry.
Nie ma nas w „dużej” polityce międzynarodowej. Nie mam tu na myśli polityki globalnej, bo szans na udział w niej nie mamy, lecz politykę wykraczającą poza nasz region. Dwie jej najbardziej charakterystyczne cechy to skrajna wrogość okazywana Rosji i poddańczość w stosunku do Stanów Zjednoczonych, która zaszła już tak daleko, że możemy śmiało mówić o amerykańskim protektoracie w Polsce. Niby posiadamy własny ustrój, ale jesteśmy uzależnieni od silniejszego – protektora. Niesprawiedliwym byłoby obarczać winą za ten stan tylko PiS. Charakteryzował on wszystkie polskie rządy począwszy od rządu AWS z 1997 r. Skrajna wrogość okazywana Rosji to „zasługa” ostatnich sześciu lat, czyli zarówno rządu PO-PSL, jak i obecnego. Jako że wpisuje się ona w interesy protektoratu amerykańskiego, możemy mówić o kontynuacji polityki zagranicznej Platformy. W efekcie mamy stosunki z Rosją najgorsze od 1989 r.
Do pełnego obrazu dorzućmy dwa elementy: jak nas widzą i jak się uwiarygodnić. Jesteśmy w świecie powszechnie postrzegani jako państwo wyznaniowe, wręcz fundamentalne w swej ideologii (kolejne zawierzenia, Jezus królem, a jego mama Królową Polski itd.), ksenofobicznym (stosunek do imigrantów), rasistowskim („Polska dla białych”, „biała siła”, „biała Europa”), antysemickim (ustawa o IPN), niedemokratycznym (obalenie niezawisłości sądów). Coś pominąłem? Jeśli tak, to przepraszam – niech sami Państwo dopiszą…
Właśnie w takiej sytuacji prezydent RP jedzie do stolicy naszego protektora, by trzy lata po swojej elekcji złożyć mu pokłon. Zaszczytu tego zazna po tym, jak polski Sejm znowelizował swoją własną nowelę ustawy o IPN według wytycznych Izraela i USA, a przekazanych nam na jakiś tajnych spotkaniach za granicą organizowanych przy współudziale CIA i Mossadu („FiM” 27/2018). 18 września rozpocznie się pierwsza oficjalna wizyta aktualnego prezydenta Najjaśniejszej RP w USA. To zaszczyt móc wyznać protektorowi oddanie i ogrzać serca elektoratu wspólnym zdjęciem Dudy i Trumpa. Ave Trump!
Dość śmiesznie brzmią hasła o naszym partnerstwie:
– Wśród tematów rozmów obu prezydentów znajdą się kwestie bezpieczeństwa, geopolityki, współpracy sojuszniczej, wojskowości oraz kontaktów gospodarczych – mówił szef gabinetu Andrzeja Dudy Krzysztof Szczerski na spotkaniu poświęconym wizycie.
Na pozór śmiesznie: Trump zaprosi Dudę do udziału w przebudowie świata. Może nawet przez grzeczność zapyta o kolano prezesa i stosunki Dudy z Brudzińskim.
Na stronie internetowej prezydenta RP można znaleźć taką myśl: „Prezydent Trump i Prezydent Duda zastanowią się nad sposobami wzmocnienia strategicznego partnerstwa Stanów Zjednoczonych i Polski oraz omówione zostaną tematy będące przedmiotem wspólnego zainteresowania, w tym handel, wojsko i bezpieczeństwo”. Choć brzmi to pusto, jest w rzeczywistości zapowiedzią dalszego (i to znaczącego) ograniczania polskiej suwerenności. Niby nie powinniśmy się niczego zbytnio obawiać, bo A. Duda nie jest w Polsce osobą decyzyjną i wszystko, co powie, da się łatwo odszczekać (pomoc „frankowiczom”, referendum konstytucyjne, zakup okrętów w Australii itd.), ale co innego Trump. Jest zmienny i nieprzewidywalny jak ostra grypa. W zasadzie tylko ta zmienność jest przewidywalna. Rzecz jednak w tym, że jak już wystąpią na wspólnej konferencji i Trump coś powie, to w Polsce będzie mieć to wartość prawa.
Wychodząc z założenia, że polską politykę zagraniczną charakteryzuje poddańczość w stosunku do USA i nienawiść w stosunku do Rosji, łatwo przewidzieć, co pisowcom przyjdzie do głowy. Będzie to próba połączenia obu tych „priorytetów”. Mądrości w tym nie ma, koszty będą horrendalne, ale radość w PiS wyrażana w mediach narodowych – ogromna! Jeśli ktoś ją zakwestionuje, zarzuci się mu „podważanie polskiej racji stanu” i „sprzyjanie interesom rosyjskim”, co może być uznane za zdradę. Dlatego też – ze strachu – piszę o wizycie ponad tydzień przed jej rozpoczęciem. I tak:
Handel. W ramach dywersyfikacji zakupów gazu i ropy, poprosimy Amerykanów o zwiększenie dostaw. To nic, że będą to surowce droższe niż kupowane obecnie od Rosji. Przecież finalnie zapłaci za nie podatnik, a nie PiS. Może przy okazji padnie coś na temat zakupu w USA ichniego węgla, żeby wyeliminować z polskiego rynku węgiel rosyjski. Poprosimy USA o pomoc w walce z gazociągiem Nord Stream 2. Trump odpowie pewnie coś o konieczności dalszych sankcji wobec Rosji, co my odczytamy jako sukces. Za daleko nie pójdzie, bojąc się eskalacji konfliktu z Niemcami. Możliwe, że powróci temat prac nad wydobywaniem w Polsce gazu łupkowego.
Bezpieczeństwo. Oczywiście zaapelujemy o zwiększenie liczebności amerykańskiej armii w Polsce. Dla nas to zagrywka propagandowa, bo nikt nie wierzy w wojnę z Rosją. Dla Amerykanów to jednak, w sytuacji globalnego konfliktu, czysty zysk. Po ewentualnym rozpoczęciu działań wojennych ich żołnierze zostaliby ewakuowani w iście rekordowym tempie, za to pierwsze rakiety spadłyby nie na terenie USA, ale w „strefach buforowych” – czyli również u nas. To logiczne rozwinięcie koncepcji „rozszerzania pola walki”.
Wojskowość. Trump zapewne potwierdzi amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa, ale z ostatecznymi deklaracjami wstrzyma się do czasu, dopóki Polska nie zadeklaruje gotowości wielomiliardowych zakupów uzbrojenia w USA. Oczywiście poza zadeklarowanym już kupnem systemu obrony „Patriot”. To nic, że nie mamy pieniędzy – istnieją kredyty…
Przeszkadzajki. Prawdopodobnie usłyszymy coś na temat rychłego zniesienia obowiązku wizowego dla Polaków. I to akurat może być prawdą. Po blisko 30 latach od transformacji czas ku temu najwyższy.
Taniej byłoby, gdyby A. Duda został w domu. No, ale też nie byłoby igrzysk…
Połowa ukraińskich rodzin boryka się z problemem niepełnosprawności
Dane na temat strat wojskowych podczas działań wojennych są tradycyjnie utajnione, więc wa…
Czarne niebo nad Polską. Czarne, jak twarz demokracji. Hameryckiej.