Polscy liberałowie, a de facto – neoliberałowie, zarówno topowi politycy, jak i ich akolici, nie wyciągają żadnych wniosków z tego, co się dzieje wokoło. Mijają lata, a oni nieustannie opowiadają o wolności. „Więcej wolności” i mniej regulacji, przede wszystkim w gospodarce – to ma być recepta na wszystko. A kto ma inne pomysły rozwiązań, ten jest populistą, groźnym fanatykiem i politycznym oszustem. Efekty takiej polityki w codziennym funkcjonowaniu naszego kraju widać na przykładzie zwycięstw PiS-u, który trzyma się mocno, chociaż jego ludzie popełnili już uchybień na pęczki.Wystarczy jednak, by dali nieco wytchnienia tym, którym ta „wolność” przynosiła raczej poniewierkę. Na takim paliwie i przy takiej opozycji, można zajechać daleko.
Wolność, ta oświeceniowo-rewolucyjna, bez dwóch pozostałych ściśle z nią związanych pojęć: równości i braterstwa, jest pustym hasłem. Karykaturą tego, za co lud walczył i umierał. W narracji neoliberałów, którzy zdominowali i zagłuszyli liberalizm klasyczny – piszą o tym m.in. klarownie prof. Andrzej Walicki czy John Gray, neoliberał nawrócony na „klasykę”- sama wolność sprowadzona do niewidzialnej ręki rynku i kilku dogmatycznie podanych pseudowartości, daje nadzieję wyłącznie nielicznym przedstawicielom elit. Prawdziwy pożytek z niej ma garstka finansistów. Miliony ludzi zaś takiej wolności mogą się raczej bać.
Śmieszyć i przerażać może fakt, kiedy zdeklarowani zwolennicy neoliberalnego leseferyzmu, traktując tę pozbawioną znaczenia „wolność” jak totem czy aprioryczny dogmat, troszczą się o kondycję lewicy i nawołują do złączenia się – pod ich flagą i programowymi hasłami – w walce z populizmem, narastającym szowinizmem, nacjonalizmem, ksenofobią, odradzającym się faszyzmem. Oczywiście te zagrożenie są realne, ale lewica musi pamiętać o swoich pryncypiach, o swoich własnych paradygmatach i źródłach. O tym, z czym się „lewicowość” zawsze kojarzyła i czym pociągała „lud”, czyli mówiąc najszerzej: ludzi pracy najemnej.
Lewica, i warto to przypomnieć zwłaszcza lewicy polskiej, niewiele będzie warta, jeśli nie sięgnie znowu – i to aktywnie – po marksizm.
Tak, nie może traktować go ona w sposób aprioryczny, jako niezmienny dogmat. To zaprzecza bowiem samej istocie marksizmu. Marks swej koncepcji nie tworzył w próżni i podlega ona jak wszystko deterministycznej ewolucji. Marksizm jest przede wszystkim narzędziem do opisu procesów zachodzących w kapitalistycznym, opartym na zysku systemie. Dziś w globalizującym się świecie, gdy kapitał pozbawiony jakichkolwiek kotwic i cugli wieje „kędy i jak chce”, widzimy, jak słusznymi były spostrzeżenia filozofa z Trewiru sformułowane ponad stulecie temu. Zauważają to tuzy światowego mainstreamu postępowego, tacy jak m.in. Naomi Klein, Thomas Piketty, David Harvey. W Polsce – Jan Sowa czy Rafał Woś.
Sprowadzanie marksizmu, jak czynią to często polscy liberałowie, wyłącznie do „walki klas”, czy też do stalinizmu, jest intelektualnym i politycznym szalbierstwem, mającym zaciemnić właściwy odbiór istoty tej groźnej dla ich wizji świata metody opisu. Jak również odwrócić uwagę od tego, że inne rozwiązania, w duchu np. solidaryzmu ponadklasowego zostały przez historię skompromitowane, unaoczniając ich intelektualną i praktyczną miałkość. Jeśli coś okazało się utopią i pobożnym „chciejstwem”, to prędzej katolicka koncepcja organizacji nowoczesnego społeczeństwa, opisana przez Leona XIII (encyklika Rerum Novarum z 1891) czy Piusa XI (encyklika Quadrogesimo Anno z 1931). Korporacjonizm i solidaryzm według ich pomysłów Piusa wprowadzono we Włoszech… w latach rządów faszystów. Mussolini był gorącym zwolennikiem takiej organizacji i funkcjonowania społeczeństwa.
Polska lewica najszerzej pojęta winna podejść do swojej bogatej i pięknej historii z pokorą, ale bez zbędnego posypywania głowy popiołem. Tego było już nadto. Ideały niesione i utożsamiane z tą formacją są nadal aktualne. Mają wartość uniwersalną. Jak mówi portugalski noblista (Jose Saramago, zdeklarowany człowiek radykalnej lewicy) jest to ruch, który w przeszłości reprezentował jedne z największych nadziei ludzkości.
A co do podszeptów liberałów, ich rad i wskazówek, należy zachować daleko idący dystans i postępować wedle sprawdzonej zasady (co prawda religijnej proweniencji): chroń nas Panie od przyjaciół, z wrogami damy sobie radę sami.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …