Rodzice licealistów z wschodnio-południowych Niemiec nie zgodzili się na „przerabianie” przez uczniów Dziennika Anny Frank, młodej Niemki-żydówki, która umarła na tyfus w obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen w marcu 1945 r. Sławny Dziennik obejmuje wojenne lata w Amsterdamie, kiedy dziewczyna wraz z rodziną musiała się ukrywać. Zdaniem rodziców licealistów i skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD), książka jest „jednostronna” i „przestarzała”.

Partia jest w regionie bardzo silna. flickr

Studiowanie zapisków Anny Frank miało poprzedzać wycieczkę do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Ten drugi element też zresztą nie wywołał zachwytu rodziców, których zdaniem o Holokauście „za dużo się mówi”. Do dyrekcji szkoły i kuratorium zaczęła wpływać korespondencja obywateli oburzonych proponowaniem Dziennika Anny Frank, przełożonego na 70 języków literackiego pomnika żydowskiego losu czasów wojny. Według rodziców, dziewczyna miała zbyt wycinkowy punkt widzenia, by na podstawie jej książki wyrabiać sobie opinię o epoce.

Pytany przez dziennikarzy dyrektor frankfurckiego Ośrodka Anny Frank mówił, że nie jest zaskoczony tą wiadomością: „problem dotyka całego społeczeństwa”. „To się nie pojawia jedynie ze strony rodziców, ale też nauczycieli, dyrektorów szkół i młodzieży” – wyjaśnił. Regionalna Alternatywa dla Niemiec od swego powstania w 2013 r. prowadzi konsekwentną politykę historyczną: marginalizuje Holokaust i nie bywa na uroczystościach ku pamięci.

Na ogół kadry AfD powtarzają, że historia Niemiec jest bardziej chwalebna niż 12 lat nazizmu, były błędy i wypaczenia, lecz Wehrmacht był dobry, a „obrzydliwy” pomnik ofiar Holokaustu w Berlinie „to wstyd”. Program partii, która stała się znaczną siłą polityczną u naszych sąsiadów, otwarcie przewiduje drastyczne ograniczenie nauczania historii europejskich Żydów. Władze ogłosiły, że Dziennik Anny Frank pozostanie w programie nauczania.

 

 

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. tak, jest bardzo jednostronna, bo ani słowem nie wspomina, ilu to Niemców musiało się ukrywać przed Żydami w czasie II wojny światowej

  2. W sumie to ja Niemcom się nie dziwię, że chcą wyprzeć i zapomnieć: „sprawcami byli Naziści” (chyba z kosmosu), próby obarczania innych narodów za współudział, niechęć do czytania o własnych zbrodniach… z punktu widzenia niemieckiego jest to dość logiczne, bo nikt nie chciałby żyć z piętnem dziedzica zbrodniarza. Ale my nie patrzymy z punktu widzenia niemieckiego…
    Z drugiej jednak strony – czy dzieła literackie są najlepszą formą studiowania historii? Nie sądzę…

  3. Przykro mówić, ale coś w tym jest. Że Dziennik został ocenzurowany (ze spraw erotycznych), mówiła mi moja mama pod sam koniec lat 70, gdy w szkole średniej czytałem i się zachwycałem. W tej chwili, m.in. dzięki wydaniu krytycznemu i publikacjom (nawet w rodzaju Shepparda) wiadomo, że tekst nie jest dziennikiem, a raczej utworem literackim. Trudno nie zgodzić się, że obrazu Holocaustu nie daje (bo ani uwarunkowań, ani złożoności). Moim zdaniem DAF nie może być jedynym, ani podstawowym dziełem literackim do studiowania Holocaustu.

    Inna sprawa to powody dla których wspomniani rodzice i organizacje odrzucają Dziennik. Ujawnia to problem głębszy niż ocena zbrodni dokonanych podczas drugiej wojny światowej. Mianowicie dlaczego 74 lata po zakończeniu drugiej europejskiej i światowej rzezi ludziom na planecie Ziemia żyje się gorzej, niż 45 lat po zakończeniu wojny. Dlaczego perspektywy powstania sprawiedliwego ustroju społecznego i ekonomicznego są coraz bardziej zamglone i niepewne.

    Bez odpowiedzi na te pytania obecność DAF w spisie lektur niczego nie zmieni. Niestety.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…