Recep Tayyip Erdogan jest silniejszy niż kiedykolwiek. Niewygodni sędziowie tracą stanowiska, nielojalni żołnierze trafiają do aresztów, partie zgodnie potępiają próbę przewrotu, a lud wiwatuje.
Na wezwanie prezydenta na ulice wyszły tysiące Turków. Odrębne przesłanie wystosowały do obywateli wszystkie reprezentowane w parlamencie partie, zgodnie potępiając próbę obalenia legalnie wybranego prezydenta drogą spisku. Największe tłumy zebrały się pod narodową flagą na placu Taksim w Stambule oraz na placu Kizilay w Ankarze. Właśnie tam, w stolicy, do zebranych przemówił premier Binali Yildirim, dziękując obywatelom za to, że powstrzymali zamachowców i – jak to określił – obronili demokrację. Powtórzył również to, co zapowiadał już Erdogan – że organizatorzy puczu zostaną surowo ukarani i zapłacą wysoką cenę.
Tych, którzy zapłacą wysoką cenę za działanie (prawdziwe czy domniemane) przeciw Erdoganowi, będą tysiące. W ciągu pierwszych dni po nieudanym przewrocie do aresztów trafiło 6 tys. osób, w tym 29 generałów (jednym z nich jest dowódca 3 Armii Erdal Ozturk), 2839 żołnierzy oraz oficerów, 149 funkcjonariuszy policji z Ankary. Masowo ze stanowisk zwalniani są sędziowie, których prezydent podejrzewał o nielojalność – dotąd usunięto 2745 z nich.
Nie ma wątpliwości, że nieudany pucz – ktokolwiek go organizował – będzie dla Erdogana znakomitą okazją, by rozmontować resztki demokracji nad Bosforem, a przy okazji pogrzebać także świeckie państwo. Jego elektorat jest tym zachwycony.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Kaczor, do dzieła! Wzór masz