Vasile Ernu rozmawia z Victorią Stoiciu, dyrektorką programową fundacji Fryderyka Eberta w Rumunii (Friedrich Ebert Stiftung), europejskiej agencji przeprowadzającej badania dotyczące jakości życia w Unii Europejskiej o nowej formie poddaństwa i zasiłku dla najbiedniejszych.

– W środę 20 czerwca 2018 członkowie rumuńskiego parlamentu poparli projekt legislacyjny, który odbiera prawo do zasiłku dla najbiedniejszych w momencie, gdy bezrobotny odrzuci choć jedną ofertę pracy. Decyzja została podjęta 274 głosami za, 4 przeciw i 2 głosami wstrzymującymi – donosi państwowa agencja prasowa, Agepres. Wydaje się, że nie ma już nikogo w rumuńskim parlamencie, reprezentującego interesy biednych, którzy stanowią więcej niż 40 proc. naszego społeczeństwa. Zostali oni porzuceni i skazani na niebyt. Walka z biednymi jednoczy rządzących, Partię Socjaldemokratyczną (PSD) oraz Sojusz Liberałów i Demokratów (ALDE), jak też  partie opozycyjne czyli Partię Narodowo-Liberalną (PNL), Demokratyczny Związek Węgrów w Rumunii (RMDSZ), Związek Zbawienia Rumunii (USR) i inne. Uczyniły one krok ku wytworzeniu w Rumunii nowego rodzaju poddaństwa.

Zanim porozmawiamy o ustawie, wyjaśnijmy, co kryje się za określeniem „zabezpieczenia socjalne”. Kto ma prawo je otrzymywać oraz na jakim miejscu w UE lokuje się Rumunia, jeśli mowa o poziomie tychże zabezpieczeń? Jak dużo wydajemy na nie z budżetu?

Victoria Stoiciu

Mówi się, że mamy bardzo rozwiniętą strefę zabezpieczeń socjalnych. Tymczasem prawda jest taka, że wydajemy na nią tylko 15 proc. PKB, podczas gdy średnią w Unii Europejskiej jest 28 proc. Na „zabezpieczenia socjalne” składają się dwie części: ubezpieczenia społeczne i pomoc socjalna. Ubezpieczenia społeczne funkcjonują na bazie indywidualnego wkładu i „ubezpieczenia” przed różnego rodzaju sytuacjami, między innymi starością, chorobą czy bezrobociem. Pomoc socjalna przyznawana jest tym kategoriom obywateli i obywatelek, które uznaje się za potrzebujące, nie jest ona związana z ich indywidualnym wkładem pieniężnym.

Emerytury, renty, zasiłki dla bezrobotnych, ubezpieczenia zdrowotne, dodatki dziecięce znajdują się w pierwszej części. Świadczenia pomocowe (w tym zasiłek dla najbiedniejszych) i usługi socjalne należą do drugiej. Ustawa przegłosowana w ostatnim tygodniu odnosi się do ludzi potrzebujących pomocy socjalnej, określa się ich pejoratywnie „osobami wspieranymi socjalnie”. Rumunia wydaje tylko 0,2 proc. PKB na walkę z wykluczeniem społecznym, znaczna część z tych pieniędzy wydawana jest na pomoc społeczną, podczas gdy średnią dla krajów Unii jest 0,8 proc. Oznacza to, że Rumunia wydaje na walkę z wykluczeniem 0,4 proc. budżetu, przy unijnej średniej 1,8 proc.

Najbardziej znaną formą pomocy socjalnej jest zasiłek dla najbiedniejszych. Jest to również ta forma pomocy, która aktualnie znajduje się pod silną presją polityczną. Jest to suma pieniędzy, którą otrzymują bardzo biedni ludzie, z dochodem poniżej pewnego poziomu. Ten poziom to 142 leje (30,43 euro) na osobę. Jeśli ktoś ma zerowy dochód, otrzyma 142 leje od państwa. Ale jeśli jego dochód to 50 lejów (10,71 euro), ponieważ otrzymał na przykład od kogoś datek czy darowiznę, dostanie tylko 92 leje od państwa (19,72 euro) jako gwarantowany zasiłek. Poziom ten wzrasta do 255 lejów (54,65 euro) dla rodziny dwuosobowej, dochodząc do 527 lejów (112,95 euro) dla rodziny pięcioosobowej. Każdy kolejny członek rodziny następujący po piątym otrzymuje 36,50 lejów (7,82 euro).

Mówimy tu o skromnych, wręcz upadlających ilościach pieniędzy. Ktokolwiek kto zgłasza się o ten zasiłek, żyje w skrajnej biedzie. W dodatku zasiłek ten otrzymuje się tylko przy spełnieniu specjalnych warunków – osoba prosząca o niego musi być zarejestrowana jako bezrobotna, musi poszukiwać pracy i udzielać się w  pracach społecznych.

Jak te pejoratywne określenia biednych i szczera nienawiść do nich znalazła swoje miejsce w dyskursie publicznym?

W naszym kraju walka z biedą zmieniła się w walkę z biednymi. Zamiast zredukować biedę, staramy się zlikwidować biednych wszelkimi możliwymi środkami, w myśl błędnego założenia głoszącego, że jeśli trudniejszy będzie dostęp do pomocy socjalnej, bieda zniknie albo problem sam się rozwiąże.

Ta walka z biednymi ma swój początek za czasów prezydentury Traiana Băsescu (2004-2014), kiedy to określenia takie jak „niepracujący” czy „społecznie wspomagani” zostały wprowadzone do debaty publicznej. Celem było znalezienie kozła ofiarnego, który poniósłby karę za pasmo wyrzeczeń, jakim musieliśmy się poddać – w trakcie kryzysu ekonomicznego w 2009 rok Rumunia zaciągnęła dług o wysokości 20 miliardów dolarów w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, Banku Światowym oraz u innych instytucji, zrobiła to by zapłacić emerytury i renty swoim obywatelom. W związku z tym ograniczono wydatków z budżetu, pensje w sektorze państwowym zmalały, a poziom biedy wzrósł.

Kryzys się skończył. Ograniczanie wydatków zakończono. Nienawiść wobec biednych pozostała, wraz z przekonaniem, że Rumunia utrzymuje wielu swoich obywateli dzięki zasiłkom. Nie ma to nic wspólnego ze stanem faktycznym. Nasze dane wskazują, że w marcu tego roku było 216 tys. domostw lub osób, które otrzymywały pomoc socjalną. Łącznie chodzi o pół miliona ludzi. 325 tys. z nich jest zdolnych do pracy. Reszta to dzieci lub dorośli niezdolni do pracy, chorzy. Dlaczego ci ludzie mają być przeszkodą dla innych, jeśli jest ich tak mało i tak mało pieniędzy mogą otrzymać?

Cele walki z biednymi są przede wszystkim ideologiczne, zakorzenione w neoliberalnym pomyśle super-zredukowanego państwa, które nie jest zobligowane do świadczenia czegokolwiek komukolwiek. Jest również inny cel, który jest równie praktyczny co ideologiczny –  jest to pauperyzacja zasobów ludzkich, w sensie ich transformacji w siłę roboczą. Konkretnie – w tanią siłę roboczą. W tym momencie Rumunia cierpi na niedobór siły roboczej. Jest to efekt niskich płac, które nie są konkurencją dla tych z innych krajów Unii. Pracodawcy nie są w stanie znaleźć pracowników, starają się więc zmusić istniejące rezerwy zasobów ludzkich do pracy, ponosząc przy tym jak najmniejszą cenę.

Istnieje mit, w myśl którego bieda jest kreowana przez „niepracujących”, a może prościej, przez leniwych. Jakie są podstawowe przyczyny biedy?

Obozowisko bezdomnych w Bukareszcie / fot. Wikimedia Commons

Jest to bardzo popularny mit, głoszący, że ludzie są biedni, bo nie pracują, czy dlatego, że nie chcą pracować. Muszę tu zaznaczyć dwie rzeczy. Pierwszy fakt: Rumunia ma najwyższy odsetek biednych pracujących ludzi w Unii (19 proc.). Jest to czysty dowód na to, że praca nie wyzwala ludzi z biedy.

Drugi fakt: rejony, w których jest największy procent ludzi, pobierających zasiłek dla najbiedniejszych, to rejony, w których również jest najmniej miejsc pracy i bardzo duże ograniczenia natury ekonomicznej. Najczęściej ludzie nie pracują nie dlatego, że są leniwi, tak jak się to utrzymuję w neoliberalnej retoryce, ale dlatego, że nie mają gdzie pracować. Na przykład w Bukareszcie, mieście z największą liczbą miejsc pracy, jest tylko 200 osób pobierających zasiłek dla najbiedniejszych. Inaczej rzecz się ma w biednych rejonach takich jak Vaslui, Teleorman czy Mehedinţi. Tam też jest najmniej miejsc pracy.

Innym mitem głoszonym przez mainstreamowe media w celu legitymizacji nowej ustawy, jest mit mówiący o tym jak „wspomagani” nie chcą pracować. Widzimy raporty pokazujące, jak to pracodawcy błagają „wspomaganych”, by ci przyszli i pracowali, a oni odmawiają. Jaki jest powód tej „odmowy”? Przy okazji, tylko 0,7 proc. pobierających zasiłek dla najbiedniejszych odmawia współpracy. O jakiej więc odmowie tutaj mówimy?

Z pewnością dyskurs medialny na temat pracodawcy przybywającego do wioski, w której nikt nie chce jego oferty pracy, jest bardzo popularny. To o czym nigdy się nie mówi, to warunki pracy oraz możliwe zarobki czy kwestie typu cena transportu do miejsca pracy, oraz jak duży procent pieniędzy zostaje w kieszeni pracodawcy na koniec miesiąca. Nie mówi się o tym, z kim potencjalni pracownicy czy pracowniczki miałyby zostawić swoje dzieci, czy istnieje przedszkole w okolicy, jakie są koszty życia. Łatwo jest krzyczeć na ludzi „próżniacy!”, kiedy ignoruje się złożoność całej sytuacji. Dyskurs medialny, do którego ja odnoszę się jak do propagandy, jest ufundowany na ekstremalnych uproszczeniach.

Z mojego punktu widzenia naturalnym jest możliwość odmówienia pracy, w jakiejkolwiek sytuacji. Prawo do godnej pracy okupione zostało niegdyś znaczącą daniną krwi. Opór wobec pracodawców jest dobry dla Rumunii i jej rozwoju, ponieważ zmusza ich do podwyższenia pensji do godnego poziomu. Ci którzy odmawiają niewolniczej pracy, oddają wszystkim innym przysługę!

Prezentowałaś niedawno dane wykazujące korelację pomiędzy zasiłkiem dla najbiedniejszych, a stawką minimalną. Co pokazuje nam ten proces?

Pokrótce pokazuje on nam, że standardy życia otrzymujących pomoc socjalną stają się coraz gorsze, a suma pieniędzy, którą oni otrzymują coraz mniejsza.

W 1995 r., kiedy pomoc socjalna została wprowadzona po raz pierwszy, poziomem było 81,000 starych lejów dla dwuosobowej rodziny, podczas gdy pensja minimalna netto wynosiła 75,000 lejów. To było 108 proc. płacy minimalnej! W 2001 r., kiedy prawo dotyczące pomocy socjalnej zostało zmienione, zasiłek dla najbiedniejszych wynosił dla dwuosobowej rodziny 1,134,000 starych lei, podczas gdy pensja minimalna netto wynosiła 1,000,000 starych lejów. Wtedy zasiłek dla najbiedniejszych był równy 113 proc. minimalnej pensji. W 2018 roku ta korelacja spadła do 13 proc. Dziś zasiłek dla najbiedniejszych dla dwuosobowej rodziny wynosi 255 lejów (54,65 euro), a pensja minimalna to 1900 lejów netto (407 euro).

Taki rozwój wypadków może zostać zaobserwowany w odniesieniu do średniej pensji netto i pomocy socjalnej. W 1995 roku pomoc socjalna dla dwojga osób stanowiła 35 proc. średniej pensji netto. W 2001 roku było to 36 proc., w 2018 roku tylko 10 proc. Oznacza to, że pomoc socjalna nie jest regulowana wraz ze wzrostem płac, wzrostem gospodarczym i inflacją. Sumy wypłacane w jej ramach są coraz bardziej żałosne.

Spójrzmy teraz na prawo, które stało się pretekstem dla naszej rozmowy. Co ono przewiduje?  Jakie są jego cele?

Cel jest bardzo prosty – to zmuszenie beneficjentów pomocy socjalnej do współpracy z rynkiem pracy za wszelką cenę, zrobienie z nich zależnej, taniej i elastycznej siły roboczej. Ustawa przewiduje cały katalog zmian, ale najbardziej znaczące są dwie. Pierwsza to uzależnienie możliwości otrzymywania zasiłku od tego, czy oczekuje się pracy za wszelką cenę. Jeśli odmówi się przyjęcia nawet jednej oferty pracy, nie ma się prawa do zasiłku. Nawet jednej! Przed tymi zmianami istniała możliwość odrzucenia trzech ofert pracy. Od teraz nie liczy się to jaka jest odległość od miejsca pracy, godziny i inne kwestie. Albo akceptujesz, albo „giniesz”. Druga zasada jest przerażająca. Jest to zobligowanie tych, którzy otrzymują pomoc społeczną, do wykonywania na żądanie prac dorywczych.

A więc zgodnie z prawem będzie się działo następująco: firma należąca do przyjaciela burmistrza, albo jego bogatego sąsiada, kuzyna z niedalekiej miejscowości powie burmistrzowi, że potrzebuje ludzi do kopania ziemi, koszenia trawy itd. Jeśli tym ludziom kiedyś zaproponowano by od 50 do 100 lejów (od 10 do 21,43 euro) za dzień pracy, po wprowadzeniu tego prawa dostaną znacznie mniej, ponieważ nie będą mogli negocjować. Prawo mówi, że można negocjować zarobki, lecz jak można to robić, kiedy nie ma się prawa do odmowy świadczenia pracy? „Nie chcesz pracować za 20 lejów (4,28 euro)? Nie ma problemu, idź do domu, burmistrz odetnie ci pomoc socjalną”.

Jakie mogą być konsekwencje tego prawa?

Stworzy ono z kilkuset tysięcy ludzi służących, pobierających pomoc socjalną. Płace zostaną zmniejszone. W przyszłości staniemy się europejskim krajem z afrykańskimi pensjami. Czymś w rodzaju „Bangladeszu Europy”.

Prawo będzie miało oszałamiający skutek, jednak nie słyszałam, by o nim kiedykolwiek dyskutowano. Dziś poziom zasiłku dla jednej osoby to 142 lejów (30,44 euro). Jeśli jesteś w stanie zdobyć 145 lejów (30,07 euro) z innego źródła, 3 leje więcej, nie jesteś zakwalifikowany do otrzymywania zasiłku. Wyobraźmy sobie, że wujek Ion otrzymuje zasiłek dla najbiedniejszych, ale burmistrz wysyła go w ciągu dnia do kogoś z miejscowości, by ten pracował. Przypuśćmy, że wujek dostał 200 lei (42,86 euro) za tydzień pracy. Oznacza to, że automatycznie nie ma on prawa do zasiłku!

Innymi słowy, niezależnie od tego, czy odmówi wykonywania pracy, czy też się zgodzi ją świadczyć, i tak skończy bez możliwości otrzymywania zasiłku. Ale przecież 200 lejów to więcej niż 142 – ktoś powie. Jest to prawdą. Ale przecież nie ma żadnej gwarancji, że wujek Ion zawsze zarobi 200 lejów, ponieważ praca dorywcza jest często sezonowa. Również praca dorywcza nie zapewnia ubezpieczenia zdrowotnego. Kiedy tylko wujek straci dostęp do zasiłku, straci również prawo do ubezpieczenia zdrowotnego. Może za nie zapłacić 190 lejów miesięcznie, zostanie mu więc tylko 10 lejów na jedzenie, z tych dwustu, które zarobił.

Jak sądzisz, czemu takie prawo zostało przegłosowane jednogłośnie przez wszystkie partie (z wyjątkiem czterech posłów)? Kto reprezentuje interesy biednych, ponad 40 proc. populacji tego kraju, w parlamencie?

Nie ma różnic pomiędzy partiami, kiedy mowa o podejściu do biednych. Wszystkie partie służą kapitałowi i przedsiębiorcom. Jeśli kapitał potrzebuje taniej siły ludzkiej, państwo uaktywnia się i podejmuje ku temu środki. Przegłosowuje to prawo, przegłosowuje prawo dotyczące staży, które pozwala pracodawcom na korzystanie z siły roboczej za 50 proc. stawki minimalnej, tłumacząc, że pomoże pracodawcom zatrudniających bezrobotnych i beneficjentów socjalnych, za 500 euro miesięcznie.

To kapitał jako jedyny otrzymuje w Rumunii pomoc społeczną. Ani jedna partia nie reprezentuje biednych Rumunów, żyjących często w skrajnie złych warunkach. Nasze badania pokazują, że biedni coraz rzadziej głosują, widać tendencję spadkową wraz z każdymi wyborami. To pokazuje znów, że polityczna inteligencja nie jest przywilejem ludzi z doktoratem lub innym stopniem naukowym.

Przetłumaczył Wojciech Łobodziński. 

Artykuł ten został pierwotnie opublikowany na lewicowym portalu publicystycznym „The Barricade”.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…