Niedzielne wybory na Węgrzech wielkich zmian nie przyniosą. Zwycięstwo prawicowej koalicji Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP) jest nieuniknione. Pojawiły się jednak pewne procesy, który mogą wskazywać na początek zmierzchu hegemonii Victora Orbana.

Premier Węgier Victor Orban / facebook.com/orbanviktor

Sondaże przedwyborcze pokazują, że blok obecnego szefa rządu odniesie druzgoczące zwycięstwo nad resztą stawki. Średnie wyniki badań pokazują, że na prawicę chce zagłosować 49,2 proc. respondentów. Dla porównania, w 2014 roku koalicja zdobyła 44,87 proc. głosów, jednak z uwagi na obowiązującą ordynację mieszaną, stan posiadania w parlamencie wyniósł aż 163 mandaty, przy zaledwie 63 dla pozostałych formacji.

Opozycja, która w poprzednich wyborach wystartowała zjednoczona i poniosła totalna klęskę, teraz postawiła na rozproszenie. Wyborcy lewicy mają do wyboru aż trzy ugrupowania: skompromitowaną korupcyjnymi skandalami i neoliberalną polityką Węgierską Partię Socjalistyczną (MSZP), która według sondaży może liczyć średnio na 12,4 proc. głosów, rozłamowców z Koalicji Demokratycznej, na których czele stoi były premier Ferenc Gyurcsany (7 proc.) oraz, jedyną niekojarzoną z antyspołecznymi działaniami zieloną lewicę spod szyldu Polityka Może Być Inna. Poparcie dla tej ostatniej wynosi 7,2 proc.

Drugą siłą polityczną pozostaje neofaszystowski Jobbik, na który zamierza zagłosować prawie 18 proc. respondentów.

Zgodnie z ordynacją wyborczą aż 106 ze 199 członków węgierskiego Zgromadzenia Narodowego zostanie wybranych w okręgach jednomandatowych. Oznacza to, że politycy lewicy będą startować przeciwko sobie, co oczywiście zwiększa szanse Fideszu na zdobycie kolejnych mandatów.

Głównymi akcentami kampanii wyborczej opozycji są naruszenia demokratycznych procedur, prześladowania niezależnych mediów (niedawno obóz władzy przejął ostatni opozycyjny dziennik regionalny. Ogólnokrajowe zostały już dawno przechwycone) oraz pogłębiająca się izolacja Węgier w Unii Europejskiej. Fidesz posługuje się polityką strachu. Głównym „złym” jest miliarder George Soros, oskarżany o ingerencje w sytuacje wewnętrzną za pomocą przekupnych polityków i organizacji samorządowych. Rząd straszy również uchodźcami oraz „inwazją”, która ma nastąpić w najbliższych dekadach za sprawą„kilkadziesiąt milionów ludzi z Afryki i Bliskiego Wschodu”. – Zachodnia Europa już wywiesiła białą flagę. Ci, którzy tak postępują, sami się rozbrajają i nie mogą decydować o swoim losie. Historię pokonanych piszą inni. Młodzi ludzie na Zachodzie zobaczą to, gdy staną się mniejszością we własnym kraju i stracą jedyne miejsce na świecie, które mogli nazywać domem – mówił Victor Orban na demonstracji poparcia dla swojego rządu.

Są jednak pewne oznaki odwilży. Badania pokazują, że Orban swoją potęgę zawdzięcza przede wszystkim słabości opozycji. Wyborcy jemu przeciwni nie mają po prostu na kogo głosować. Sondaże pokazują, że gdyby do urn poszło ponad 70 proc. Węgrów, zwycięstwo Fideszu wisiałoby na włosku.

Optymistycznym sygnałem było również zwycięstwo niezależnego kandydata w wyborach uzupełniających w Hódmezővásárhely. Okręgu w południowo-wschodnich Węgrzech uważany jest za bastion Fideszu, tymczasem polityk obozu władzy przegrał tam z Peterem Marki-Zayem, któremu poparcie udzieliły wszystkie znaczące siły opozycyjne.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…