Beata Szydło nie życzy sobie pouczeń nawet od amerykańskich przyjaciół. Na list otwarty amerykańskich senatorów odpowiedziała swoim. Powtarza w nim to samo, co opowiadała wcześniej europarlamentarzystom.
List otwarty do Szydło wystosowali kilka dni temu trzej amerykańscy senatorowie: Demokraci Richard Durbin i Benjamin Cardin oraz Republikanin, były kandydat na prezydenta, John McCain. Pisali, że niepokoją ich działania rządu w stosunku do mediów i Trybunału Konstytucyjnego (co ciekawe, nie widzieli nic niestosownego np. w ustawie inwigilacyjnej). Wezwali Polskę, by szanowała prawa człowieka, zasady demokracji i rządów prawa.
Prawo i Sprawiedliwość nie przyjmuje jednak żadnych sugestii, by zrezygnować z zawłaszczania całej władzy w kraju. Beata Szydło w odpowiedzi na list stwierdziła, że jej rząd dostał zielone światło na wdrażanie zmian w Polsce od wyborców, którzy poparli PiS w ostatnich wyborach. Winę za kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego obarczyła poprzedni rząd Platformy Obywatelskiej. Jeśli zaś chodzi o media, premier odpowiada mieszanką ogólników i całkowicie bałamutnych stwierdzeń. Ustawa o mediach według Szydło została wdrożona, bo „wiele środowisk” w Polsce kwestionowało ich bezstronność i rzetelność.
Polska premier żonglowała gorącymi zapewnieniami o przywiązaniu do demokracji, przyjaźni wobec USA i wyrazami oburzenia z powodu faktu, że sytuacja w Polsce budzi zainteresowanie – i co gorsza, jest oceniana krytycznie – za granicą. Szydło zasugerowała, że krytykę pod adresem jej rządu bezpodstawnie formułuje niezadowolona z wyniku wyborów opozycja. Stwierdziła, że wyrażanie zaniepokojenia z powodu działań jej rządu wobec TK porównać można z sytuacją, w której obce państwa narzucałyby Stanom Zjednoczonym kandydata na wakujące miejsce w Sądzie Najwyższym powstałe po niedawnej śmierci jednego z jego sędziów, Antonina Scalii. Bezpodstawność tego zestawienia nie wymaga dalszego komentarza.
Najbardziej kuriozalne w wykonaniu premier było jednak stwierdzenie, że przychylne zainteresowanie sytuacją w Polsce nie może przekształcić się w „pouczanie i narzucanie działań dotyczących wewnętrznych spraw mojej Ojczyzny”. Beacie Szydło, jak pisze, trudno sobie wyobrazić, by politycy z innych krajów włączali się w rozwiązywanie polskich spraw. Tymczasem wyobrazić sobie taką sytuację można bardzo łatwo, zwłaszcza w wykonaniu Amerykanów. Ingerują oni w politykę innych państw, na różne sposoby, praktycznie bezustannie, a polskie rządy wiele razy ochoczo się do tego przyłączały (a jak wynika z ostatnich sugestii MON i MSZ, chętnie włączyłyby się ponownie). Zainteresowanie instytucji zewnętrznych Polską jest również oczywistością w sytuacji, gdy Warszawa należy do ponadnarodowej Unii Europejskiej. PiS woli jednak zaklinać rzeczywistość. Bez względu na konsekwencje.
[crp]Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty
W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…