City to serce Londynu. I nie tylko jako miejsce finansowych spekulacji o wymiarze światowym, ale przede wszystkim to thnik tank i „wydział kadr” globalistów (drugim, symetrycznym jest nowojorskie Wall Street). Jest to także – w każdym razie pretenduje do tego – centrum strategicznego zarządzania siłami przekonanymi o swojej doniosłej roli i związanej z tym misji do przewodzenia światu. Nie na darmo motto tego miasta w mieście brzmi: Domine dirige nos, (Panie prowadź nas).
W końcu kwietnia wykład w tym miejscu wygłosiła ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Liz Truss (to ta od nie uznawania administracji rosyjskiej w okręgach woroneskim i rostowskim). Niektórzy porównują jej wystąpienie do słynnej mowy Winstona Churchila w Fulton „o żelaznej kurtynie”, w której ogłosił początek zimnej wojny. To uzasadnione porównania.
Głównym wątkiem tego wystąpienia i złożonych w jego trakcie propozycji była agresja Rosji na Ukrainę, ale wnioski oraz zasadnicze idee w wystąpieniu Truss miały o wiele większe znaczenie.
Motywem przewodnim stał się nowy światowy porządek, oczywiście według anglosaskiego sznytu i wymiaru. A także wedle postrzeganego z anglosaskiej perspektywy pojęcia kultury oraz jej znaczenia w organizacji społeczeństw. Przemówienie Truss miało być odpowiedzią na krach dotychczasowej formy globalizacji realizowanej pod auspicjami Zachodu. Systemowi, któremu ostateczne ciosy zadała pandemia i teraz wojna na wschodzie Europy.
Truss nie ma wątpliwości: liberalizm i demokracja, oczywiście wyłącznie w zachodnim wydaniu, muszą zatriumfować. W celu realizacji tego celu można użyć siły militarnej. Łącznie z użyciem broni jądrowej.
Co warte podkreślenia, Truss swymi rozważaniami objęła tereny całego świata. Postuluje, aby Zachód podjął ostre kroki celem przymuszenia do posłuszeństwa Rosję, Chiny i inne państwa, które pani Truss się nie podobają. Nawet jeżeli forma tych państw jest rezultatem woli ich społeczeństw. To dla Truss nie ma żadnego znaczenia. Mają zatriumfować demokracja, wolny rynek i liberalizm. Bo tylko one zagwarantują dobrobyt. Truss przez roztargnienie pewnie nie wspomniała, komu ten dobrobyt w wyniku takiej polityki zostanie zapewniony.
Potrzebujemy globalnego, anty-rosyjskiego i anty-chińskiego NATO – grzmiała ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii. Musi ono mieć perspektywę planetarną i tak też działać. Trzeba, zdaniem Truss, podjąć debatę wewnątrz Paktu Północno-atlantyckiego, określić na nowo zadania Sojuszu i zmiany jego charakteru z defensywnego na ofensywny.
Oceany Indyjski i Pacyfik muszą stać się terenem aktywnych działań NATO. To odpowiedź na ofensywę dyplomatyczną Chin, które finalizują szeroko rozumiane układy o wzajemnej współpracy z Wyspami Salomona i Nową Gwineą. Utworzenie paktu AUKUS miałoby się stać pierwszym etapem w tworzeniu globalnego NATO. Wspólnie i paralelnie z NATO działać winna grupa G-7. Miałaby być ona gospodarczym ramieniem paktu – stwierdziła Truss. Można z tego wywnioskować, że wobec tych, którzy chcieliby wybrać inną niż zachodnia drogę rozwoju zastosowane zostaną określone sankcje gospodarcze. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii przestrzegała przede wszystkim przed Chinami. To cywilizacyjne zagrożenie dla nas – podsumowała swe wystąpienie Truss. Jeśli dobrze rozumiem przekaz minister Truss najpierw trzeba wypowiedzieć wojnę Rosji, a Chinom wojnę gospodarczą. Na militarne starcie przyjdzie czas później.
Trudno byłoby znaleźć lepszy dowód na to, że anglosaski świat nigdy tak naprawdę się nie wycofał ze swojego neokolonialnego, imperialnego, XIX-wiecznego widzenia świata. I wciąż popełnia ten sam błąd: uważa, iż globalizacja musi iść równolegle z demokratyzacją, która występować może wyłącznie w formie zachodniej demokracji liberalnej. To groźne i toksyczne myślenie. Zachód jest zdecydowany, by podpalić świat.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …