Ustawa o państwowej komisji do spraw badania wpływów rosyjskich jest wymierzona w zupełnie inną sferę życia publicznego, niż się powszechnie uważa. W opinii głównonurtowych komentatorów ustawa ta (zwana powszechnie Lex Tusk) ma być narzędziem, za pomocą którego PiS chce wpływać na wynik jesiennych wyborów parlamentarnych, poprzez eliminowanie z publicznego życia niewygodnych polityków opozycji takich jak Donald Tusk czy Kosiniak Kamysz. Uważam jednak, że personalne trafienia owej ustawy, jakkolwiek mogą się przydarzyć, nie są jej głównym celem.

Ustawa, którą dla higieny języka będę dalej określał mylącą nazwą jako Lex Tusk nie jest wymierzona w osoby, a w myślenie. Pozornie zajmując się przeszłością będzie kreowała przyszłość, sposób jej projektowania, rozmowy i narracji o niej.

Nawet jeśli przewodniczący Platformy, bądź inny polityk tzw. opozycji zostanie przed nią postawiony i w efekcie jej prac skazany na brak możliwości pełnienia funkcji publicznych, to nadrzędnym efektem takiego stanu rzeczy będzie straszak i chomąto nałożone na niezależne myślenie.

Dodajmy, że w myśl ustawy, która zakłada jednoinstancyjność komisji, owe chomąto będzie na dobrą sprawę nieodwołalne.

Bo któż w realiach właśnie wykuwanego, nowego nadwiślańskiego makkartyzmu zechce i będzie miał odwagę pytać o rzeczy ważne w wojennej rzeczywistości i przyszłym postwojennym świecie?
Jakie są warunki brzegowe rozpoczęcia rokowań pokojowych pomiędzy kolektywnym zachodem (do którego przecież aspiruje Polska) a Rosją?

Jaki ma być kształt przyszłych granic? Co z Krymem, Donbasem, Ługańskiem?

Jakie będzie miejsce powojennej Ukrainy w organizacjach międzynarodowych?

Jaka będzie jej armia?

Jakie prawa będą przysługiwać mniejszościom etnicznym mieszkającym na Ukrainie?

Co z pamięcią historyczną Polaków krzywdzonych przez Ukraińców i Ukraińców krzywdzonych przez Polaków

Jak ułożyć sobie powojenne stosunki z Rosją, która nie przestanie być atomowym imperium?

Jak odnowić handel i współpracę gospodarczą?

Tych pytań jest wiele i nie miejsce tu na to, by przedstawić ich zamkniętą listę. Ważne natomiast, że ustawa “Lex Tusk” wykreuje taką rzeczywistość, że same ich postawienie, nie mówiąc o odpowiedziach nie mieszczących się w dominującym kanonie agresywnego militaryzmu okaże się dla polityka, dziennikarza, aktywisty cywilną śmiercią.

Choć może wszystko to nieważne, gdyż pisząc ten tekst przyjąłem na wstępie milczące założenie, że polska klasa polityczna może teraz lub w przyszłości prowadzić niezależną politykę międzynarodową.

A przecież to bzdura.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski

Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…