Otwarta groźba sabotażu węgierskiej gospodarki i radosne drwiny ekstremistów z Unii Europejskiej w odpowiedzi na ogłoszone sankcje przeciwko Orbanowi są całkowicie nikczemne. Ekstaza okazywana przez polityczne chuligaństwo w naszej części świata jest potwierdzeniem przygnębiającego faktu: istnienia prymitywnych tendencji autorytarnych wśród europejskich samozwańczych liberałów.
W przypadku Węgier, kraju realizującego własne interesy, do czego ma przecież pełne prawo w ramach UE, mamy do czynienia z próbą bezpardonowego przymusu. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że instrumenty szantażu są celowo skonstruowane tak, aby koncentrowały się na kwestiach formalnie niezwiązanych z istotą sporu. Węgry nie chcą uczestniczyć w oddzielnym pakiecie pomocowym dla Ukrainy, który nie jest częścią budżetu UE i jest finansowany przez wszystkie państwa członkowskie. Mają do tego, powtórzę, pełne prawo. To nie uzasadnia wstrzymanie funduszy UE.
Ów szantaż i przymus jest ilustracją tego, że Bruksela i Berlin do spółki są w stanie wyrządzić realną krzywdę słabszemu narodowi. Radość polskich i bułgarskich zwolenników Ukrainy z wywierania presji na Węgry jest nie tylko naiwna. Jest po prostu głupia!
Proszę, zachowajcie w tej sytuacji jasność umysłu i koncentrację. Nie darzę Viktora Orbana najwyższym szacunkiem. Ale uwierzcie mi, można krytykować jego wybory i decyzje, nie kibicując jednocześnie każdemu posunięciu UE skierowanym przeciwko rządom, których akurat nie lubi.
Przez ostatnie osiem lat krytykowałem rządy Kaczyńskiego w Polsce i jego partię, Prawo i Sprawiedliwość. Byłem przeciwny ich szaleństwu w Trybunale Konstytucyjnym, brutalnemu przejęciu mediów państwowych, podsycaniu strachu, ksenofobii i rasizmu, a także histerycznemu podejściu do Rosji, Niemiec, UE i prawie każdej kwestii międzynarodowej. Sprzeciwiałem się ich bezprecedensowemu atakowi na kobiety poprzez faktyczną delegalizację aborcji w Polsce.
Jednocześnie stanowczo sprzeciwiłem się rażąco nieuczciwej metodzie wstrzymania funduszy Unii Europejskiej, które miały zostać pożyczone Polsce; to jest polityka, a nie stadion piłkarski czy spór plemienny. Nie mając dostępu do funduszy pożyczonych przez UE w jej imieniu, polski rząd nadal musiał spłacać regularne raty. Jak można to było zaakceptować?
Możliwość wypowiadania krytycznych ocen wobec PiS w Polsce nie oznacza, że Unia Europejska jest jednocześnie wyjęta spod jakiejkolwiek polemicznej czy wręcz nieprzyjaznej oceny ich działań. Inaczej zmierzać będziemy prostą drogą do zgody na autorytarne metody działania tej organizacji.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …