Rajmund Gąsiorek, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych, przypomniał sobie, że dwoje aktywistów z Otwartych Klatek nakręciło na jego fermie wstrząsający materiał w 2013 – i pozwał ich o naruszenie miru domowego. W poniedziałek odbyła się pierwsza rozprawa w gnieźnieńskim sądzie.
Gąsiorek, radny powiatu gnieźnieńskiego związany z Platformą Obywatelską, od dawna ma na pieńku z Otwartymi Klatkami. Tym razem na ławie oskarżonych zasiedli Paweł Rawicki i Julia Dauksza, aktywiści śledczy poznańskiej organizacji prozwierzęcej. Zarzucono im „naruszenie miru domowego fermy norek”. To nie pierwszy proces, jaki wytoczył Otwartym Klatkom.
W 2014 oskarżał o zniesławienie, które rzekomo miało miejsce w raporcie „Drapieżny biznes”. Twierdził, że zdjęcia i materiały ukazane w raporcie nie pochodzą z jego fermy, ale są „sfabrykowane” i „ściągnięte z Chin”.. Żądał ich usunięcia ze strony stowarzyszenia. Kiedy organizacja odmówiła, poszedł do sądu. W sprawie zeznawali nawet mieszkańcy wsi sąsiadujących z jego fermą. Ostatecznie sąd umorzył postępowanie, co można interpretować na korzyść obrońców zwierząt. Teraz przypomniał sobie o wydarzeniu sprzed 3 lat i postanowił ponownie pozwać Otwarte Klatki, korzystając z tego, że futrzarski lobbing mobilizuje siły.
„Prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych, odpowiedzialny za niemal jedną piątą polskiej produkcji skór z norek, walczy teraz o zachowanie swoich pieniędzy i wpływów. Chce doprowadzić do skazania nas za wejście na teren fermy bez jego wiedzy i powstrzymać nas przed ujawnianiem cierpienia zwierząt w przyszłości. Chce związać nam ręce, bo zdaje sobie sprawę z tego, że zdobywane przez nas materiały z polskich ferm mówią prawdę o losie zwierząt na fermach futrzarskich. Mamy swoją rację, której będziemy dochodzić przed sądem. To sędzia ostatecznie rozstrzygnie, czy mieliśmy prawo wejść na fermę Rajmunda Gąsiorka bez jego zgody. Naszym zdaniem prawo do prywatności i wolności nie powinno służyć ukrywaniu przed społeczeństwem okaleczonych zwierząt za murami ferm” – piszą oskarżeni w oświadczeniu na stronie internetowej.
Pierwsza rozprawa odbyła się 11 grudnia. Proces jest w toku. Działaczom grozi rok więzienia i grzywna.
Rajmund Gąsiorek jest dobrze znany wielkopolskim aktywistom walczącym o zakaz hodowli na futra. Ale nie tylko. W zeszłym roku burmistrz Wrześni nałożył na niego ponad milion złotych kary – spółka, którą kierował Gąsiorek, nielegalnie wycięła 119 drzew, w tym pomnik przyrody, z zabytkowego parku w Stanisławowie. Biznesmen nie jest też szczególnie lubiany przez mieszkańców wsi graniczących z jego wielkim majątkiem. W kwietniu 2017 usiłował kupic od gminy drogę dojazdową do miejscowości Kawęczyn, prowadzącą do starego PGR-u. Miejscowi zbuntowali się i udaremnili ten zamiar, – powiadomili Sołtysa, że Gąsiorek planuje zrobić sobie prywatny dojazd do kolejnej fermy – tym razem kurzej, którą chciał wybudować w Kawęczynie.
Najlepiej było mu za poprzedniej władzy: m.in. za swoją działalność futrzarską odebrał z rąk Marka Sawickiego nagrodę „Rolnik – Farmer Roku” w 2010. „Obecnie ferma Pana Gąsiorka w Czerniejewie jest największą w Polsce i jedną z największych w Europie. Hodowla norek to jego praca i zarazem pasja życiowa” – wychwalano wówczas laureata w mediach branżowych.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Ada, co ty kobieto piszesz. Raczej nie tylko o kasę tu chodzi.
Wpłać dowolną darowiznę…czyli jednak o kasę chodzi i wszystko na ten temat.