Protesty pracowników spółki Polskie Wody stały się faktem. Prawie pół tysiąca osób manifestowało niezadowolenie na ulicach Krakowa. Uczestnicy marszu podkreślali, że pracują w najgorzej zarządzanym podmiocie Skarbu Państwa. Mają dosyć słuchania ciągłych obiecnic, żądają natychmiastowej poprawy warunków pracy i wzrostu wynagrodzeń. Wygląda na to, że rząd Mateusza Morawieckiego ma problem, z którym musi się zmierzyć.

Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie to spółka powołana na podstawie ustawy o Prawie wodnym uchwalonej przez Sejm w lipcu 2017 roku. Podmiot ten miał odgrywać kluczową rolę we wdrażaniu zmian w gospodarowaniu zasobami wodnymi w naszym kraju. Wody Polskie rozpoczęły więc działalność 1 stycznia 2018 roku. Od tego czasu nic jednak nie działa normalnie. Podmiot ma problem ze znalezieniem fachowców na kluczowe stanowiska, co nie powinno nikogo dziwić, bo oferowane płace mogą wzbudzać co najwyżej politowanie zamiast przyciągać zainteresowanych. Związkowcy od ponad pół roku apelują o normalizacje sytuacji. Bezowocenie. W końcu wyszli na ulice

– Jeżeli ktoś podpisał porozumienie, to powinien teraz się z niego wywiązać. Płace w naszym kraju powinny iść w górę. Premier rządu chwali się dobrymi wynikami gospodarczymi i ekonomicznymi. Bardzo nas to cieszy. Ale nie ma to przełożenia na nasze zarobki. Bez podniesienia płac nie będzie rozwoju – mówił  wczoraj Wojciech Grzeszek, przewodniczący Zarządu Regionu Małopolskiej „Solidarności”. – Jesteśmy zawsze blisko ludzi, słusznych spraw. A godziwe zarobki to sprawa bardzo słuszna dla całego społeczeństwa! – dodał związkowiec cytowany przez „Gazetę Wyborczą”.

Problem niedoborów kadrowych i niskich płac zdaniem działaczy „S” prowadzi do paraliżu całej spółki. Działacze są zdania, że zmiany powinny dokonać się natychmiast. – Nie chcemy kolejnych spotkań ze stroną rządową. Zarabiamy praktycznie minimum socjalne. Państwo nas oszukuje. Jesteśmy przepracowani, brakuje pracowników, głównie technicznych. Przez dwa lata struga się z „Solidarności” wariata – mówił na początku protestu Arkadiusz Kubiaczyk, przewodniczący sekcji krajowej pracowników Gospodarki Wodnej.

Protest przeszedł wczoraj spod pomnika Józefa Piłsudskiego pod siedzibę regionalną Wód Polskich. Związkowcy statali się stworzyć atmosferę  ostatecznego poruszenia – wyły syreny, używano gwizdków i skandowano hasła z żądaniem podwyżek płac, skierowane do dyrekcji firmy.– Chcemy zwrócić uwagę na nasz problem, a jedyny sposób to wyjść na ulice. Wtedy zostaniemy zauważeni przez mieszkańców – stwierdził jeden z uczestników protestu.

Jakie są postulaty załogi? Podwyższenie wynagrodzeń o 850 zł brutto i wypłacenie wyrównań od stycznia 2017 r.,  każdemu z pracowników Ministerstwo Gospodarki Wodnej i  Żeglugi Śródlądowej twierdzi jednak, że nie posiada śródków na zwiększenie budżetu płac.  Co ciekawe, resort uważa, że najpierw spółka musi zacząć wypracowywać zyski.– W miarę stabilizowania się przychodów kwestia podwyższenia wynagrodzeń będzie przedmiotem ponownych analiz – zaznacza MGWiŻŚ. Co na to pracownicy? – To jest bezczelność. Jak niby mamy zacząć pracować normalnie, skoro brakuje fachowców, a pensje dostajemy tak niskie, że nikt tej pracy nie traktuje poważnie? – pytają. – W instytucji jest chaos. Mamy więcej zadań niż przed reformą. Na wiele z nich brakuje pieniędzy – zauważają pracownicy.

– Głównym celem dzisiejszej demonstracji jest przekazanie naszej petycji rządowi. Mamy świadomość, iż jest już późno i możemy nie zastać wojewody, ale zależy nam na pozostawieniu dokumentu w urzędzie. Jeżeli nasze postulaty nie zostaną zrealizowane, planujemy kolejne protesty. Chcemy podwyżki płac dla wszystkich pracowników sfery budżetowej – mówił podczas demonstracji Krzysztof Kotowicz, członek Zarządu Regionu Małopolskiej „Solidarności”.

Dezorganizacja panująca w Wodach Polskich może spowodować szkody dla całego społeczeństwa.-  Od początku założono, że Centrum Operacyjne Ochrony Przeciwpowodziowej będzie działało 24 godziny na dobę. Aby wprowadzić pracę na zmiany potrzebne jest minimum siedem osób, a do dzisiaj pracuję w dziale sam. Jest sześć wakatów! – alarmuje pracownik PGW w rozmowie z portalem samorządowym. – Oczywiście, jako wieloletni pracownik z dużym doświadczeniem jakoś sobie z tym radzę, no, ale na szczęście w tej chwili nie ma problemów z powodziami. Do tego mam komórkę włączoną 24 godziny na dobę, a mógłbym ją wyłączyć po 8 godzinach pracy i powiedzieć, że mam „gdzieś” ochronę przeciwpowodziową w kraju. Tego nie zrobię, bo jestem odpowiedzialnym człowiekiem, ale to nie tak ma przecież wyglądać – dodaje pracownik.

To jednak nie koniec potencjalnie groźnych kłopotów. – Jeszcze wiosną nie były opłacane choćby rachunki za prąd do przepompowni. Dobrze, że nie mieliśmy intensywnych opadów, bo ludzie mogliby być narażeni na poważne niebezpieczeństwo – wskazuje z rozmowie z „GW” Wojciech Kozak, wicemarszałek województwa. Wody Polskie miały nawet problem z wywiązaniem się z obowiązku koszenia wałów rzek. Na wale rzeki Rudawa, w centrum Krakowa, urosła półtorametrowa trawa.

– Takie czynności jak koszenie wałów czy utrzymywanie przepustowości rowów melioracyjnych powinny być realizowane na bieżąco. Nie można dopuszczać do zaniedbań, bo to może srodze się zemścić w przypadku wezbrania wody – postuluje wicemarszałek Kozak, który do końca ubiegłego roku był odpowiedzialny za ochronę przeciwpowodziową w Małopolsce.

Związkowcy przekazali petycję Mateuszowi Morawieckiemu. Jak zaznaczyli, ich cierpliwość wyczerpała się już dawno. Oczekują od rządu działań, które uzdrowią sytuację w spółce.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…