Partia Jarosława Kaczyńskiego próbuje się przedstawiać jako jedyna formacja zdolna do zapewnienia bezpieczeństwa naszemu państwu. Jak to wygląda w działaniu? Chaos i dezorganizacja. Koronnym przykładem indolencji tego rządu jest sytuacja w polskim lotnictwie. Tragiczna polityka kadrowa doprowadziła do masowego porzucania służby przez pilotów przeszkolonych do latania na F-16.
Zanim pilot będzie mógł usiąść za sterami F-16, musi przejść odpowiednie szkolenie. A to kosztuje i to niemało. Koszt jednego kursu przekracza nawet pięć milionów dolarów. Polskie siły powietrzne mają obecnie 48 maszyn wielozadaniowych na wyposażeniu. Samoloty stacjonują w bazach w Poznaniu-Krzesinach oraz w Łasku koło Łodzi. Łatwo więc wyliczyć, że na każdy samolot powinno przypadać 1,5 pilota. Jak to wygląda w rzeczywistości. Z ustaleń dziennikarzy Onetu wynika, że w ciągu dwóch lat rządów Prawa i Sprawiedlwości ze służby odeszło kilkudziesięciu pilotów. W efekcie Polska nie jest w stanie rzucić do boju nawet połowy maszyn.
Jak doszło do takiej zapaści? Rozmówcy Onetu wskazują na błędy w odgórnym systemie zarządzania. – System szkolenia i zarządzania kadrami kompletnie w ostatnim czasie się załamał. Stało się tak z wielu powodów. Na przykład politycy zdecydowali, że Polska w dyżurze bojowym w ramach sił odpowiedzi NATO będzie utrzymywać w gotowości 16 maszyn, gdy tymczasem Wielka Brytania zadeklarowała tylko cztery maszyny wielozadaniowe. Dla nas to duży wysiłek. Piloci latający w dyżurach NATO muszą dostawać więcej godzin nalotu. A to odbija się na codziennym szkoleniu pozostałych załóg. Do tego dochodzi awaryjność maszyn i przestoje w ich naprawach, bo na części zamienne czeka się nawet dwa lata – wylicza jeden z pilotów. – Ludzie widzą, że to fikcja, więc odchodzą. Często też się po prostu wypalają, bo jak długo można kopać się z koniem – dodaje żołnierz.
Co na to przedstawiciele polskiej armii? W rozmowie z portalem dają do zrozumienia, że problem istnieje, jednak jest zmiatany pod dywan. – Oczywiście, że wojsko doskonale wie, ilu pilotów odeszło do cywila, a ilu nadal służy. Ale ujawnienie tych danych mogłoby zaszokować opinię publiczną. Załóżmy jednak, że odpowiedź jest prawdziwa, a Dowództwo Generalne naprawdę nie wie, ilu ma pilotów F-16. Wtedy zaczyna się robić naprawdę strasznie. Znaczyłoby to, że dowódcy polskiej armii nie wiedzą, jaką gotowość bojową mają podległe im jednostki wojskowe. O gotowości bojowej stanowią zaś trzy elementy: ukompletowanie jednostek w sprzęt, obsadzenie stanowisk przez ludzi i ich wyszkolenie – mówi jeden z rozmówców Onetu.
Symbolem porządków, które systematycznie podcinają skrzydła polskiemu lotnistwu jest sytuacja znakomitego pilota – mjr Roberta „Bluto” Gałązki, twórcy polskiego zespołu F-16 Tiger Demo Team. wojskowego klasy mistrzowskiej, który w powietrzu spędził 1900 godzin, z czego 1400 w samolotach F-16. Brał udział w wielu ćwiczeniach zagranicznych, sam też wielokrotnie nimi dowodził. Zdobył liczne laury, m.in. tytuł Pilota Roku 2014. Dlaczego Gałązka nie służy już w armii? Według relacji innych żołnierzy – miał dość szarpania się z niekompetentnymi decydentami z ministerstwa. Doświadczony pilot apelował o zmianę systemu szkoleń, na taki, którzy w przyszłości będzie dostarczał fachowców za stery. Miał też przestrzegać polityków, że myśl, z jaką się podchodzi do szkolenia prowadzących maszyny, musi obejmować wyobrażenie wykraczająca poza „tu i teraz”. Niestety, jego wołania na nic się zdały, więc pożegnał się z mundurem.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
I dobrze. Może wreszcie ten hamerykancki szmelc wyląduje, tam, gdzie jego miejsce. Czyli na złomie.
Polscy piloci potrafią latać nawet na drzwiach od stodoły mówił b. prezydent Bronisław Komorowski.
Polska mocna jest różańcem tak mówił pewien biskup! Papież św. JP II oddał Polskę pod opiekę królowej Polski Pani Jasnogórskiej. „Nie lękajcie się”.
Do refleksji!
Przede wszystkim połowa tego latającego szmelcu made in USA stoi z powodu awarii i usterek!
Piloci odchodzą bo… nie latają! Brak kasy na wszystko, źle podpisane umowy z amerykańskim koncernem – to wszystko się nawarstwia przez lata.
Szukanie dziś wyłącznej odpowiedzialności PiS za degrengoladę lotnictwa RP – to poważne nadużycie.
Przyłożyło się do tego 8 lat wcześniejszych rządów Donalda Brukselskiego. Przecież od momentu podpisania tej przepłaconej o co najmniej 20% umowy – dzieją się cuda wianki. A to z offsetem, a to serwisem (F-ki to możemy sobie pomalować – o ile USA sprzeda nam odpowiednią farbę). Ogólnie – to nie możemy sami zrobić nic i za usuwanie usterek nawet w pierwszych miesiącach po sprowadzeniu – płacimy jak za zboże… Dlatego też dochodzi do kanibalizacji maszyn. Niezależnie od liczby pilotów zdolnych wystartować jest najwyżej 50% stanu samolotów. Ale są to informacje skrzętnie ukrywane – przecież najwięksiejszy nasz sojusznik nie wystawiłby swojego osiołka trojańskiego do wiatru.