Amerykańscy politycy Partii Demokratycznej podpisali zobowiązanie do zakończenia „niekończącej się wojny”, za pomocą której USA destabilizują światową geopolitykę, siecią śmierć i zniszczenie, i która obróciła w ruinę całe kraje. Co jednak oznacza obecne w deklaracji sformułowanie „odpowiedzialny koniec, dostosowany do okoliczności”? Czy to kolejna wymówka, dająca pretekst do niewywiązania się z przyrzeczenia wycofania wojsk?
Ośmioro deputowanych kongresu Stanów Zjednoczonych podpisało deklarację “odpowiedzialnego” zakończenia konfliktów zbrojnych prowadzonych obecnie przez USA. Są wśród nich Bernie Sanders, Elizabeth Warren i Alexandra Ocasio-Cortez. To efekt kampanii prowadzonej wśród amerykańskich polityków przez jedną z organizacji antywojennych.
“Począwszy od 2001 r. Stany Zjednoczone znajdują się w stanie ciągłego, globalnego i nadal nierozstrzygniętego konfliktu zbrojnego. W tej “niekończącej się wojnie” walczyło ponad 2,5 mln żołnierzy wysłanych do ponad dziesięciu krajów, m.in. do Afganistanu, Iraku, Syrii, Jemenu, Nigerii, Somalii i Tajlandii.” – można przeczytać w deklaracji sporządzonej przez grupę Obrona Powszechna (Common Defense) składającej się wyłącznie z weteranów US Army.
“Zobowiązuję się przed narodem Stanów Zjednoczonych Ameryki, a w szczególności przed środowiskiem wojskowym, że będę 1) walczyć o to, by Kongres odzyskał konstytucyjną władzę nadzorowania polityki zagranicznej USA i był w stanie prowadzić niezawisłą debatę o ewentualności użycia sił zbrojnych, oraz 2) działać na rzecz doprowadzenia “niekończącej się wojny” do odpowiedzialnego końca, dostosowanego do okoliczności” – brzmi dalszy ciąg tekstu.
Obrona Powszechna to organizacja, która powstała w 2016 r. na fali sprzeciwu wobec faktu, że Donald Trump próbował instrumentalnie potraktować środowisko weteranów wojennych w swojej kampanii prezydenckiej. Różni się charakterem i sposobem działania od reszty środowisk antywojennych w USA. Po pierwsze, składa się z samych byłych wojskowych. Po drugie, nie skupia się na przeprowadzaniu masowych demonstracji ulicznych, które od czasu wojny w Wietnamie są głównym sposobem mobilizowania amerykańskiego społeczeństwa przeciwko militaryzmowi. Zamiast tego grupa postanowiła prowadzić własną kampanię wśród członków Kongresu.
Alexander McCoy, członek Obrony Powszechnej, który walczył w Afganistanie, mówił, że inicjatywa spotkała się przede wszystkim z dużym odzewem ze strony polityków Partii Demokratycznej. Mówił m.in. o senatorze Jasonie Crow, który sam jest weteranem:
– On był dobrym przykładem, jakie jest stanowisko Demokratów w sprawie polityki zagranicznej – i w którym miejscu pozostaje ono niejasne. Crow bardzo dobrze rozumiał naszą frustrację z powodu wojny. Przez dwadzieścia lat nikt dobrze nie pojmował, dlaczego tam byliśmy. Teraz widzimy dzieciaki urodzone w okolicy 11 września 2001 r., które się zaciągają do wojska i są tam wysyłane. Senator miał jednak wiele pytań o to, jaka jest alternatywa – opowiadał McCoy magazynowi “The Intercept” – Jak zakończymy te wojny w odpowiedzialny sposób, nie doprowadzając do niekorzystnych skutków ubocznych?
Na tym właśnie polega główna wątpliwość wobec tekstu zobowiązania. Czym ma być bowiem “odpowiedzialny koniec, dostosowany do okoliczności”? Sama decyzja Kongresu o udzieleniu pozwolenia na zaatakowanie Afganistanu w odpowiedzi na zamachy z 11 września 2001 r. była podyktowana opacznie rozumianą odpowiedzialnością. Jest tu szerokie pole do interpretacji, które daje możliwość stosowania wielu wymówek, by dalej kontynuować amerykańskie agresje militarne np. pod pozorem operacji humanitarnych.
Prezydent Donald Trump pod koniec grudnia 2018 r., zadeklarował zamiar pełnego wycofania wojsk z Syrii. Szybko zaczął łagodzić to stanowisko wymawiając się właśnie „odpowiedzialnością”. Obecnie oficjalnie wiadomo, że na czas nieokreślony ma na terenie Syrii pozostać kontyngent 200 amerykańskich żołnierzy. Jednak na podstawie wcześniejszych ustaleń “Washington Post” w sprawie rzeczywistej liczebności sił US Army w Iraku, która znacznie przekracza dane oficjalne, można uznać, że jest to tylko wymówka do utrwalenia destabilizującej obecności Amerykanów na Bliskim Wschodzie, która ma de facto charakter czysto imperialistyczny.
Wątpliwości budzi też podpis złożony pod deklaracją przez sen. Sandersa, uchodzącego za lewicowe skrzydło Demokratów. Sander często stosuje antywojenną retorykę, jednak w minionych latach zawsze głosował w Kongresie za wysyłaniem kolejnych kontyngentów do Afganistanu i Iraku. Czy jest więc wiarygodny? Obecnie Bernie Sanders wypowiada się w sposób sprzyjający polityce Donalda Trumpa wobec Wenezueli, która niesie ze sobą ryzyko kolejnej agresji zbrojnej ze strony USA. Sanders opowiadał się powiem za polityką forsowania tzw. “pomocy humanitarnej”, faktycznie stanowiącej polityczne wsparcie Juana Guaido w jego zamiarach obalenia Nicolasa Maduro, pełniącej więc funkcję destabilizującą kraj i grożącą wojną domową.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Może powinniśmy traktować tą deklarację jako pierwszy objaw tego procesu.
A autentyczną sprężyną jest tu cicha Obrona Powszechna.
Czy nie przesadzamy przypadkiem z otaczaniem polityków celebryckim kultem?
Pytanie o wiarygodność nie jest najważniejsze. Istotne jest przesunięcie okna dopuszczalnych w debacie publicznej tematów. Jeżeli zmieni to społeczeństwo amerykańskie, to efekt pożądany nastąpi. Nawet jeżeli życie przez swoje nieprzewidywalne zwroty usunie sygnatariuszy tej deklaracji. Politycy chcąc być wybieralnymi, będą musieli iść w tym kierunku. Nie jest ważne nazwisko tego, który to ostatecznie zrobi.
No pasaran. Geszeft ist gerzeft, a hamerykanccy żydzi zawsze żyli z wojny.