Premier Pakistanu Imran Khan powinien był zająć najwyżej 15 min., ale jego przemówienie w ONZ trwało godzinę. Podczas gdy przemawiający wcześniej premier Indii Narenda Modi całkiem pominął kwestię Kaszmiru, Khan mówił tylko o tym: „kiedy mocarstwo atomowe bije się do końca, to może mieć konsekwencje poza jego granicami, na całym świecie. Dlatego przyszedłem was ostrzec, nie grozić.”
Kaszmir to indyjska prowincja w zachodnich Himalajach, jedyna z większością muzułmańską, bliższą kulturowo i religijnie Pakistanowi, niż Indiom. Wielu mieszkańców Kaszmiru pragnie niepodległości lub połączenia z Pakistanem. Dwa miesiące temu Indie odebrały prowincji konstytucyjną autonomię, po wprowadzeniu jej całkowitej izolacji i skierowaniu tam wielkich posiłków wojskowych. Skutki: godziny policyjne i masowe represje w imię „walki z terroryzmem”. Teraz Pakistan obawia się, że Hindusi chcą nań napaść, by odebrać resztę Kaszmiru, która mu przypadła w wyniku poprzednich wojen. Oba kraje są mocarstwami atomowymi.
„Kiedy Indie zniosą stan wyjątkowy w Kaszmirze, dojdzie do masakry” – ogłosił Imran Khan innym przywódcom w ONZ. „Indie mają na miejscu 900 tys. żołnierzy, co oni będą robić? To będzie krwawa łaźnia” – przekonywał. Jeśli mówi prawdę (Indie nie komunikują liczebności swego wojska w Kaszmirze), Indie postawiły na nogi dwie trzecie swej armii.
„Jeśli zacznie się między naszymi krajami wojna konwencjonalna, wszystko może się stać” – powiedział pakistański premier, co poruszyło salę. Podkreślał, że Pakistan jest „siedem razy mniejszy od sąsiada” i będzie miał trudny wybór: „poddać się lub walczyć o wolność do śmierci”. Wybór został już zresztą dokonany: „Będziemy walczyć”, a skoro tak, użycie broni jądrowej jest możliwe.
Według niego, indyjskie represje zradykalizowały nowe pokolenie mieszkańców indyjskiego Kaszmiru. Zapewnił, że sam chwyciłby za broń, gdyby słyszał o indyjskich gwałtach na kaszmirskich kobietach, o żołnierzach, którzy wdzierają się do domów, co ma właśnie miejsce. „Jak pogodzić się z takimi upokorzeniami? Indie zmuszają ludzi do radykalizacji.”
Niedaleko budynku ONZ w Nowym Jorku trwały dwie manifestacje, jedna propakistańska, druga proindyjska.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
To sojusznik USA. A u swoich sojuszników to USA tolerują największy bandytyzm, jeżeli tylko może przynieść im korzyść. Indie stają sie powoli drugim konkurentem USA w branży przemysłowej (podobnie jak Chiny w dziedzinie wysokich technologii są za USA jedynie o pół łba – posługując się terminologią z torów wyścigowych.
Zatem wojenka, która uczyni z Indii importera netto – jest dla USA na rękę. Nie będą zanadto w ten konflikt ingerować (no chyba że trafi się okazja żeby blisko współpracującej w dziedzinie wojskowości z Indiami FR podstawić nogę).
Średniej wielkości bandyckie państwo. „Honorowo” zabijają kobiety, grożą światu bronią jądrową, hodują islam. Wolę, żeby Trump ich sczyścił, niż żeby oni sczyścili całą resztę świata.