Po raz pierwszy od 12 lat Irakijczycy mogą poruszać się po „Zielonej Strefie” – rządowej dzielnicy Bagdadu, odseparowanej od reszty miasta w 2003, wraz z wkroczeniem do kraju wojsk USA.
Od wczoraj do dzielnicy, za czasów rządów Saddama Husajna zwanej „Międzynarodową Strefą Bagdadu”, ustawia się sznur samochodów. Po raz pierwszy od początku amerykańskiej interwencji mogą swobodnie przejeżdżać przez dzielnicę, w której znajdują się parlament oraz siedziba prezydenta, a także (największa na świecie ambasada) Stanów Zjednoczonych.
Premier Iraku Haider al-Abadi podczas osobiście witał „zwykłych” obywateli, wjeżdżających jako pierwsi do dzielnicy elit. „Zieloną Strafę” pozbawiono betonowych fortyfikacji i posterunków żandarmerii, nadal jednak wstęp będzie warunkowany okazaniem ważnej przepustki. To samo dotyczy również pozostałych „stref specjalnych”, po których poruszają się wojskowi.
Rząd w Bagdadzie, poprzez ten symboliczny gest otwarcia części miasta, liczy na poprawę swojego wizerunku wśród rodaków, a także chce stworzyć wrażenie transparentności swoich działań. Nie wydaje się to przekonywać Irakijczyków, zważywszy na skalę protestów, rozlewających się po stolicy i miastach południa. Mieszkańcy domagają się dostępu do podstawowych dóbr, do tej pory zarezerwowanych dla władzy, a także ukrócenia korupcji oraz wymiany niekompetentnych elit. Jedyną szczerze usatysfakcjonowaną rządowym gestem grupą zdają się kierowcy Bagdadu – otwarcie „Zielonej Strefy” zmniejszyło ilość korków w stolicy Iraku. Drugim symbolicznym gestem ze strony rządzących była redukcja wydatków na ochronę polityków. To jednak zdecydowanie za mało, by odzyskać zaufanie społeczne umęczonej wojną ludności.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
ale beznadziejny tekst, szkoda czasu
Czemu beznadziejny? Należy pobierać nauki z tego co się dzieje w innych krajach. Chociażby dlatego, żeby nie popełniać tych samych błędów.