Paweł Rawicki i Julia Dauksza z Otwartych Klatek znaleźli się na celowniku Rajmunda Gąsiorka, prezesa Polskiego Związku Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych po tym, jak w 2013 nakręcili wstrząsający materiał z jego fermy norek w Pawłowie. Szaf wszystkich futrzarzy najpierw oskarżył ich o zniesławienie. Utrzymywał, że materiał nie pochodzi z jego hodowli. Tę sprawę przegrał jednak w styczniu 2018. Wniósł więc akt oskarżenia dotyczący naruszenia miru domowego i tym razem sąd przyznał mu rację.

Postępowanie zostało warunkowo umorzone na okres jednego roku.

Jak podaje stowarzyszenie w komunikacie prasowym, „sąd uznał, że obrażenia zwierząt nie były wynikiem pracy Rajmunda Gąsiorka. Powołując się na legalność fermy, podkreślił, że hodowcy nie można winić za to, że zwierzęta się okaleczają. Dodatkowo uznał, że aktywiści powinni zwrócić się o pomoc do odpowiednich organów, które przeprowadzają kontrole (zapowiedziane). Wymiar kary to warunkowe umorzenie postępowania karnego na okres jednego roku. Sąd nie przychylił się do zarzutów oskarżyciela, że aktywiści działali dla własnego zysku – choć działanie według sądu było bezprawne, to aktywiści kierowali się się troską o zwierzęta”.

Dauksza i Rawicki zapowiedzieli, że odwołają się od wyroku. Nie czują się winni w najmniejszym stopniu. Podkreślali, że organy przeprowadzające oficjalne kontrole nie są dla obrońców zwierząt instytucjami godnymi zaufania.

Sąd wskazał, że istnieją odpowiednie organy kontroli, do których można się zwracać – jednak jak wiemy, zapowiedziane kontrole na fermach prawdopodobnie nie wykażą zaniedbań, które odkryliśmy podczas naszych śledztw – mówi Paweł Rawicki. – Najważniejsze natomiast jest dla nas w tym wyroku to, że po raz kolejny mogliśmy pokazać, że zdjęcia i filmy, które opublikowaliśmy w 2013 roku, rzeczywiście pochodziły z fermy norek Rajmunda Gąsiorka. Autentyczność naszych nagrań nie ulega wątpliwości. Naszym celem nie jest walka z Rajmundem Gąsiorkiem czy też z fermą w Pawłowie, lecz zakaz hodowli zwierząt futerkowych w Polsce. To śledztwo z pewnością przybliżyło ten cel.

Rajmund Gąsiorek jest dobrze znany wielkopolskim aktywistom walczącym o zakaz hodowli na futra. Ale nie tylko. W 2016 oku burmistrz Wrześni nałożył na niego ponad milion złotych kary – spółka, którą kierował Gąsiorek, nielegalnie wycięła 119 drzew, w tym pomnik przyrody, z zabytkowego parku w Stanisławowie. Biznesmen nie jest też szczególnie lubiany przez mieszkańców wsi graniczących z jego wielkim majątkiem. W kwietniu 2017 usiłował kupić od gminy drogę dojazdową do miejscowości Kawęczyn, prowadzącą do starego PGR-u. Miejscowi zbuntowali się i udaremnili ten zamiar, – powiadomili Sołtysa, że Gąsiorek planuje zrobić sobie prywatny dojazd do kolejnej fermy – tym razem kurzej, którą chciał wybudować w Kawęczynie.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Sąd był nadzwyczajnie łaskawy dla włamywaczy… (nie jest ważny cel w jakim tam poleźli). Należy stosować LEGALNE metody działania! Gangsterka (nawet w szczytnym celu) powinna być karana.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…