Po 24 godzinach wahania, władze libańskie uznały, że doniesienia, jakoby to Izrael miał spowodować eksplozje w bejruckim porcie, są fałszywe. Władze państwa żydowskiego zdementowały je zresztą już w trzy godziny po olbrzymiej tragedii, która dotknęła Liban. Do zrujnowanego Bejrutu zaczęła docierać pomoc międzynarodowa, lecz ludzie pozostają zrozpaczeni. Daje o sobie znać gniew wobec władz kraju.
„#powiesićich!” – ten hasztag królował wczoraj w libańskim internecie i odnosił się do miejscowego rządu, w związku z tragiczną sytuacją, w której znalazł się kraj po eksplozjach w Bejrucie. Już przedtem Liban, od ponad roku wstrząsany protestami społecznymi, znalazł się na progu bankructwa, co ludzie przypisują utrwaleniu się korupcyjnego systemu oligarchicznego i niekompetencji rządzących. Sprawa domniemanego sprawstwa izraelskiego zwiększyła jedynie poczucie upokorzenia i bezsilności.
Wyłoniła się ona zaraz po wybuchach, gdyż w czynnych stacjach telewizyjnych i radiowych w Bejrucie można było usłyszeć licznych mieszkańców, którzy mieli widzieć lub słyszeć izraelskie samoloty bezpośrednio przed katastrofą. W Libanie dźwięk i wygląd izraelskich samolotów bojowych jest szeroko znany, gdyż Izrael niemal codziennie gwałci libańską przestrzeń powietrzną. Zwykle są to samoloty lecące bombardować Syrię lub po prostu patrole, rzadziej ataki. Liban składał niezliczone skargi na Izrael w ONZ, lecz bezskutecznie, ze względu na opór Stanów Zjednoczonych lub niektórych krajów zachodnich. Władze libańskie stwierdziły wczoraj wieczorem, że relacje mieszkańców były pomyłką lub fałszem, gdyż według wojska, radary nie odnotowały obecności izraelskiej w momencie wybuchów.
W pierwszych godzinach po eksplozjach dziennikarze światowych agencji medialnych zaczęli wydzwaniać do serwisu prasowego rządu izraelskiego nie tyle z powodu relacji mieszkańców Bejrutu, co fali satysfakcji, a nawet radości z powodu domniemanego „udanego bombardowania” izraelskiego, która przebiegła przez izraelski internet, głównie ze strony zwolenników premiera Netanjahu i skrajnej, ultranacjonalistycznej prawicy. Wzięli w tym udział nawet niektórzy politycy, gdyż tak się złożyło, że tego samego dnia premier Netanjahu wygrażał Libanowi na Twitterze (co też nie jest jednak rzadkością), a kiedyś w ONZ pokazywał wręcz plan portu w Bejrucie, gdzie według niego znajdował się „skład broni Hezbollahu”. Wkrótce przedstawiciele rządu sami zaczęli wydzwaniać do międzynarodowych agencji, by wyjaśnić, że domniemania izraelskich internautów są pomyłką i zaoferowali pomoc humanitarną Libanowi.
Zdaniem miejscowych komentatorów, obwinienie Izraela o tragedię przez rząd libański, nawet gdyby miało podstawy, mogłoby niekorzystnie wpłynąć na rozmiar zachodniej pomocy i zaszkodzić negocjacjom Libanu z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w sprawie niecierpliwie oczekiwanej wielomiliardowej pożyczki. Straty są ogromne, a główny problem ze składowaniem w porcie materiałów wybuchowych skonfiskowanych przez wojsko i policję oraz dużej ilości potencjalnie wybuchowej saletry amonowej jest wewnętrzny i wynika raczej z bezwładności i niedopatrzeń zarządzających miastem. Bezpośrednia przyczyna eksplozji pozostaje na razie nieznana, trwa śledztwo. W Bejrucie pracują już międzynarodowe ekipy ratunkowe, a zrozpaczeni ludzie ciągle szukają zaginionych bliskich lub miejsca na nocleg, z powodu zniszczenia ich domów.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…