Białoruś wobec trudnej sytuacji na froncie rosyjsko-ukraińskim, próbuje samodzielności.
Wśród licznych depesz gratulacyjnych, które przywódcy krajów świata wysłali z okazji polskiego Święta Niepodległości, znajdowała się też depesza, podpisana przez Aleksandra Łukaszenkę. Nie byłoby w niej niczego nadzwyczajnego, jednak w obecnej sytuacji międzynarodowej, warto zwrócić na nią trochę uwagi.
Łukaszenka w swej depeszy podkreślił „wielonarodowość narodu białoruskiego”. Chciał zapewne podkreślić, że ziemie Białorusi zamieszkują nie tylko sami Białorusini, ale też przedstawiciele innych narodowości: Rosjanie, Ukraińcy, Polacy i inni, zaś sam białoruski przywódca ma prawo występować w ich imieniu.
Obok zwrócenia uwagi na „trudne i kontrowersyjne czasy” Aleksander Łukaszenka pisze następujące zdanie: „(…) szczególnie oczywiste to, jak ważne są dbanie o niepodległość i samodzielność własnego kraju, zachowanie pokoju, wzmocnienie chrześcijańskich wartości i wzajemnej otwartości”. Wytrawny czytelnik takich dokumentów może oczywiście ograniczyć się do rozumienia tego zdania dosłownie. Jednak warto zauważyć, że w czasie wojny rosyjsko-ukraińskiej twierdzenia o „niepodległości i samodzielności” mogą być odczytane jako sygnał dyskretnego zdystansowania się od konfliktu, który rozpoczęła Rosja. Gdy mowa w liście o „zachowaniu pokoju”, można to odczytać, jako przekaz, że Białoruś nie jest zainteresowana włączaniem się samodzielnie i aktywnie w wojnę tuż za jej granicami.
Białoruski przywódca po raz kolejny czyni pojednawcze gesty pod adresem strony polskiej. Gdy mowa o gotowości „do budowania mostów przyjaźni, a nie wznoszenia murów z drutem kolczastym”, to można rozumieć to jako wciąż aktualna propozycję utrzymania co najmniej poprawnych stosunków wzajemnych. Jednocześnie jednak Łukaszenko daje do zrozumienia, że z obecną ekipą rządzącą porozumienie będzie trudne. Obciąża ją za „rażące błędy polskich polityków”, oraz za tworzenie „fałszywych obrazów Białorusi i Rosji”, co doprowadziło do pogorszenia poziomu życia wszystkich Europejczyków, co może znaczyć, że białoruski lider obciąża polskie rząd częściową odpowiedzialnością za obecną sytuację w Europie. Militarną i ekonomiczną. Na tym tle ważne jest też zdanie, że „mieszkający za Bugiem to zrozumieją i dokonają właściwego wyboru w mającej się odbyć kampanii politycznej”. Trudno odczytać to inaczej, jak deklarację, że Białoruś, choćby pośrednio, na najbliższych wyborach parlamentarnych kibicować opozycji. Pozostaje mieć nadzieje, że na kibicowaniu się skończy.
Kończąca list deklaracja oczekiwania, że ów list spotka się ze „zwrotną przychylną odpowiedzią”, jest sygnałem, że Białoruś gotowa jest do porozumienia. Pytanie, czy to jedynie grzecznościowe deklaracje, czy też poważna, choć zawoalowana gotowość do zmiany stanowiska, gdy sytuacja na froncie pogorszy się na niekorzyść rosyjskiego sojusznika.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…