Gdyby rząd PiS wprowadził zapowiadane reformy systemu komorniczego, zaliczyłby kolejny sukces i powiększył grono swoich zwolenników.
Reforma zapowiadana jest przez ministerstwo sprawiedliwości. Opinia publiczna z pewnością poprze wszelkie zmiany, które prowadza do ukrócenia poczucia bezkarności komorników i łamania przez nich przepisów.
Media często relacjonują sprawy windykacji komorniczej, które wołają o pomstę do nieba. Przez wiele lat komornicy, którzy naruszali prawo, pławili się w poczuciu absolutnej bezkarności, a państwo nie kiwało nawet palcem, by pomóc ludziom przez komorników skrzywdzonych. Do tego dochodziła fałszywa korporacyjna solidarność Izby Komorniczej, która nawet w skrajnych, udowodnionych przypadkach ograniczała się do symbolicznych kar.
Ministerstwo sprawiedliwości proponuje teraz zmianę tego chorego systemu. Po pierwsze hasłem naczelnym ma być „zero tolerancji dla komorników”. Ci, którzy sprzeniewierzyli sie prawu, będą karani szybko i dotkliwie, do usunięcia z zawodu włącznie. Reforma zakłada też m.in. przywrócenie sytuacji, w której komornicy będą pracownikami sądów, z określoną z góry pensją, a nie, jak obecnie, czymś w rodzaju biznesmenów, których zyski zależą od jak najdotkliwszego zlicytowania dłużnika. Te antyspołeczną zmianę, wspomnimy dla porządku, wprowadził rząd SLD-PSL w 1997 r.
Komornicy, wg założeń nowej reformy, będą zarabiali przyzwoicie tzn. do 6 tysięcy złotych miesięcznie (plus premia za skuteczność windykacji), ale zostanie odebrana im motywacja do krzywdzenia ludzi. Część specjalistów uważa, że reforma powinna pójść jak najdalej czyli do faktycznego upaństwowienia komorników, ale ten pomysł napotyka silny opór w samych izbach komorniczych.
Reforma ma wejść w życie w 2017 roku.
[crp]Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
na pohybel PełOwskim świniom